Polska podziemna

Polska podziemna

18.01.2021 Zakopane Kawiarnia restauracja Jaga jako pierwsza w Zakopanem otworzyla sie dzis na gosci. Rano lokal kontrolowal Sanepid w asyscie policji. Wlasciciel kawiarnii otworzyl lokal poniewaz nie widzi juz innej mozliwosci na przetrwanie. Lokal dziala w rezimie sanitarnym. fot. Marek M Berezowski/REPORTER

Teraz jest lockdown – kto kombinuje, ten żyje Amputacja włosów, pokazy krzewów magnolii czy kursy degustacji piwa – Stanisław Bareja z powodzeniem mógłby nakręcić kolejną część „Misia”. Przedsiębiorcy z branż obciążonych pandemicznymi zakazami fundują nam festiwal pomysłów na ich obejście, potwierdzając starą prawdę: Polak potrafi. Eldorado w małpim gaju Moje pierwsze zetknięcie z usługowym podziemiem następuje w drugiej połowie grudnia 2020 r. Mieszkam na wsi, pracuję zdalnie, do fryzjera czy kosmetyczki i tak nie chodzę prawie nigdy, więc w trakcie pandemii tym bardziej nie próbuję. Jedzenie w restauracjach kupujemy na wynos. Żyję w naiwnym przekonaniu o tym, że naprawdę mamy w kraju lockdown. W któreś grudniowe popołudnie, wyposażeni w maseczki i płyn dezynfekujący, jedziemy do sklepu meblowego, korzystając z tego, że tej branży jeszcze nie zamknęli. Mam wyrzuty sumienia, że się narażamy, ale nie możemy dłużej czekać z kupnem biurka dla dziecka. – Mamo, zobacz, tu jest sala zabaw z trampolinami, wejdziemy? – pyta mnie córka, gdy przechodzimy obok jednego z warszawskich centrów handlowych. – Nie możemy – rozkładam bezradnie ręce. – Salki nadal są zamknięte. Przyjdziemy tu, gdy to wszystko się skończy, dobrze? – Wiem, mamo, ale może da się przez szybę zobaczyć, jak to wygląda – męczy mnie dalej dziecko. Godzę się na mały rekonesans, wchodzimy do budynku i jesteśmy w innym świecie. Za drzwiami dużego klubu trampolinowego nie ma żadnej pandemii. Jest tłum ludzi – dorosłych i dzieci. Skaczą, śmieją się, biegają. Duża grupa właśnie robi sobie zdjęcie – wszyscy stoją objęci, maseczek brak. Na oko jest tam 50-60 osób. Inni wchodzą, wychodzą, ruch jak na dworcu w godzinach szczytu. Przez kilka minut gapimy się na to z otwartymi ustami. – Sala otwarta? To jakieś prywatne urodziny? – pytam w recepcji. – Nie, mamy akurat najazd wycieczek szkolnych – uśmiecha się recepcjonistka. Maseczki nie ma, nie chroni jej żadna szyba ani pleksi. Wychodzimy skonsternowani. Nic nie rozumiem. U nas w szkole wszystkie wycieczki dawno odwołano, dzieci ze starszych klas uczą się zdalnie. Kilka tygodni później córka dostaje zaproszenie na urodziny. Klubik oficjalnie zamknięty, ale właściciele wyjaśniają, że muszą z czegoś żyć, więc udostępniają salę zaufanym klientom. Z oporami wysyłam dziecko na imprezę. Nie chcę, by była jedyną nieobecną z całej klasy, więc tłumaczę sobie, że i tak spotka tam to samo grono, z którym uczy się w szkole podczas nauki hybrydowej. Gdy chwilę spóźniamy się na imprezę, dostaję SMS od mamy jubilatki: – O której będziecie? Bo już musimy zamknąć drzwi na klucz. Niektóre kluby dla dzieci, zamiast jak do tej pory wpuszczać wszystkich chętnych, prócz tajnych urodzin organizują też jednodniowe „warsztaty” czy „szkolenia” dla maluchów. Można było nawet wysłać dziecko na nieformalne półkolonie podczas ferii zimowych – rodzice zgłaszali obecność dzieci z dnia na dzień. Płatność gotówką. Podobnie radzą sobie prywatne przedszkola. Niektóre z nich działają tak, że dzieci zbierają się w domu jednego z rodziców i są tam pod opieką pracownika placówki. Inne nawet nie kryją się ze swoją działalnością i zajmują się nie tylko dziećmi lekarzy czy służb mundurowych. W oknie jednego z przedszkoli w Bydgoszczy wkrótce po ogłoszeniu nowych obostrzeń lockdownowych pojawił się duży plakat: „Przedszkole (…) będzie czynne jak dotychczas. Do przedszkola mogą przychodzić zapisane do placówki dzieci wszystkich rodziców, którzy pracują i nie mają z kim zostawić dziecka. Nie wymagamy zaświadczenia z pracy”. Kraj zawodowych sportowców Kombinują też kluby sportowe – tu najłatwiej o dyspensę od sumienia, bo przecież wysportowane ciało to zdrowe ciało, a więc może ciut mniejsze ryzyko, że obciążymy dawno upadły system ochrony zdrowia. Do uczestnictwa w treningach przyznaje mi się kilka koleżanek – dostały licencje zawodowych sportowców. Rządowe rozporządzenie nie może zakazać treningów profesjonalistom i właśnie tu przedsiębiorcy znaleźli lukę. Dzięki licencjom prawo do korzystania z obiektów zyskały nawet małe dzieci – pewna internautka chwali mi się, że jej cztero- i sześciolatek „zasilili kadrę narodową w triathlonie”, więc mogą chodzić na basen. Koleżanka trenująca rekreacyjnie sztuki walki tłumaczy mi z kolei, że chodzi na zajęcia nie tylko dla zdrowia, ale też w trosce

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2021, 2021

Kategorie: Kraj