W zeszłym roku odeszło 403,5 tys. osób. Więcej zgonów po wojnie było tylko w 1991 r. – W życiu nie miałem tylu pogrzebów, co w styczniu i lutym tego roku, a pracuję w branży od 13 lat. To jest dziennie po pięć-sześć pochówków, a przecież normalnie na miesiąc mamy 20 – mówi właściciel Domu Pogrzebowego Gralewski. – Najgorsza była końcówka lutego, gdy w czwartek i piątek było 13 pogrzebów, a jeszcze w sobotę musiałem pójść do pracy, bo czekało paru klientów. Podobny ruch zauważyły inne zakłady pogrzebowe, gdzie tegoroczny wzrost przeprowadzanych uroczystości jest porównywalny do tego z zimowych miesięcy zeszłego roku. – W styczniu 2017 r. to już było apogeum, drzwi się otwierały i zamykały, a przecież mamy kilka oddziałów na terenie Warszawy, więc powinno to się jakoś rozłożyć. Wszyscy padaliśmy ze zmęczenia, a przecież trzeba było wykonać zobowiązania wobec rodziny zmarłego – mówi pracownica warszawskiego Olimpu. W miesiącach zimowych rosły też kolejki na cmentarzach. Tak jest teraz i rok wcześniej. – Pamiętam, że na Bródnie w styczniu zeszłego roku czekało się na pogrzeb 12 dni, na Wólce chyba krócej, ale panie z zarządów wielu cmentarzy, pracujące tam od 20 lat, mówiły mi, że takiego tłoku nigdy nie widziały – mówi pan Krzysztof, szef zakładu pogrzebowego z 40-letnią tradycją. Według danych GUS rok 2017 przyniósł o 15 tys. zgonów więcej niż poprzedni, pobiliśmy wtedy rekord umieralności – odeszło 403,5 tys. osób, to wielkość Krakowa. Prognozy demograficzne taki poziom umieralności zakładały dopiero na 2029 r. Tymczasem stało się to już o 12 lat wcześniej… Mrozy groźniejsze niż upały Obserwacje i badania demografów potwierdzają fakt, że w 2017 r. największe śmiertelne żniwo zebrała zima. – Dane GUS wskazują, że cała różnica w porównaniu z poprzednim rokiem wynika z dużo większej śmiertelności w dwóch pierwszych miesiącach roku, a najbardziej w styczniu – mówi prof. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego. W tym okresie następowały gwałtowne zmiany pogody i ciśnienia atmosferycznego oraz długotrwałe mrozy, które przyczyniają się do wyższej umieralności. – W styczniu 2016 r. mieliśmy 33 tys. zgonów, a w styczniu 2017 r. było ich 44 tys., czyli aż o jedną trzecią więcej! – zauważa prof. Szukalski. W lutym też zanotowano więcej zgonów, ale już tylko o 2,2 tys. – To daje prawie całą różnicę między rokiem 2016 a 2017. Zwyżka zgonów w miesiącach zimowych jest znana demografom na całym świecie. Z licznych badań wynika, że mrozy są groźniejsze niż upały, odwrotnie niż nam się wydaje. – Ubiegłoroczny wzrost umieralności przypada na styczeń i luty – zgadza się prof. Bogdan Wojtyniak z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH. – A wtedy właśnie największy wpływ na umieralność ma temperatura – dodaje. – Najkorzystniejsza dla nas jest wtedy, gdy na dworze mamy 20 st. C. Im niższe wartości, tym gorzej dla naszego organizmu, najbardziej niebezpieczne są mrozy. Drugą przyczyną wzrostu śmiertelności może być zanieczyszczenie powietrza, które w miesiącach zimowych poprzednich lat było wyjątkowo duże. I już te dwa czynniki sprawiają, że zaostrzeniu ulegają różne choroby, zwłaszcza schorzenia naczyń i serca. Do tego należy dołożyć trzeci czynnik, jakim jest grypa. Tak rzadko się przeciwko niej szczepimy, a przecież daje ona liczne powikłania. Jedynym wyjściem są szczepienia, nie wiem, dlaczego ludzie nie dają się do nich przekonać – dodaje prof. Wojtyniak. Jego zdaniem zaszczepienie się powinny rozważyć nie tylko osoby starsze, ale także mężczyźni w średnim wieku, których w Polsce umiera dwa razy więcej niż w krajach Europy Zachodniej. Podobnego zdania jest prof. Lidia Brydak, kierownik Zakładu Badania Wirusów Grypy i kierownik Krajowego Ośrodka ds. Grypy w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego PZH, która wskazuje, że w sezonie epidemicznym 2017/2018 zaszczepiło się zaledwie 3,6% populacji. – To skandalicznie niski poziom. A przecież wiadomo, że komplikacje pogrypowe mogą prowadzić do zgonu. Polska nie ma parasola ochronnego, aby zatrzymać grypę – mówi prof. Brydak. Jej zastrzeżenia budzi także system zgłaszania zgonów jako pogrypowe. – Jeśli przychodzi pacjent np. z niewydolnością krążenia,










