Polski Carlos

Polski Carlos

Klaudia z sukcesem wkroczyła w męskie dziennikarstwo sportowe Świetne notowania w rankingach prezenterów sportowych, przychylne opinie widzów, a wreszcie sesja w „Playboyu”. Do tego portugalskie korzenie, baletowa przeszłość i występy w „Mazowszu”. To wystarczyło, aby o Klaudii Carlos z TVN w krótkim czasie zrobiło się głośno. A nie myślała, że los tak pokieruje jej życiem i że odnajdzie się w dziennikarstwie sportowym. Sport zawsze był jej jednak bliski. Gimnastyka artystyczna, szkoła baletowa. – Ale że z tej mieszanki urodzi się akurat dziennikarstwo sportowe? Przyjemna niespodzianka – mówi. „Miła, kompetentna, atrakcyjna. Nieważne, czy prezentuje kolejny sukces polskich sportowców, czy nie. Ważne, żeby była”, tak Klaudię Carlos oceniają widzowie. – Pracuję w tym zawodzie już pięć lat. Czas jest jednak sprawą względną. Można długo pracować na swoje nazwisko, a niekoniecznie musi to przynosić zamierzone efekty. Zawsze starałam się wykonywać swoją pracę rzetelnie. Chyba tym zjednałam sobie sympatię widzów. A że są jeszcze jakieś pozamerytoryczne walory… Zaczynała w czasach, kiedy trudno było znaleźć na ekranie kobietę zapowiadającą sport. Wkraczała w tradycyjnie męskie dziennikarstwo. – Do dzisiaj jeszcze pokutuje przekonanie, że to mężczyźni zajmują się sportem. A przecież sport jest dla wszystkich. Coraz więcej kobiet boksuje, ćwiczy zapasy, dźwiga ciężary. Nie ma więc chyba żadnych przeciwwskazań, by kobiety przekazywały też wiadomości sportowe – tłumaczy. Szybko odnalazła się w nowym otoczeniu. Najtrudniejsze było przestawienie się na program na żywo. Wcześniej pracowała w Warszawskim Ośrodku Telewizyjnym, gdzie przygotowywała programy o różnych technikach tańca. – Te programy nagrywaliśmy. Można było powtórzyć, coś wyciąć. Tu na dwie, trzy minuty trzeba się maksymalnie skoncentrować. Relacja na żywo niesie wiele emocji. Wiadomo, każdy człowiek ma dobre i złe dni. A na ekranie, bez względu na wszystko, najmniejszy szczegół musi być dopięty na ostatni guzik. Do tego jeszcze nagłe sytuacje. A to maszyna nie zadziała, lampka się nie zaświeci. Albo połączenie z zagranicznym korespondentem nie wiadomo dlaczego nagle się urywa. Po kilku latach łapię się jednak na tym, że mała dawka adrenaliny jest mi już potrzebna do życia. Kiedy zaczynała pracę w TVN, znała sport wyrywkowo. Piłka nożna, gimnastyka. – Nigdy tego nie ukrywałam. Przecież nie można być omnibusem. Jak czegoś nie wiem, to pytam. Poza tym zespół redakcyjny jest podzielony na specjalizacje. W ciągu tygodnia ma zazwyczaj trzy, cztery dyżury. – Przychodzę przed 17. Wertuję przekazy z agencji prasowych, koryguję tzw. białe, czyli materiał, który czytam na wizji, oglądam też setki – przekazy obrazujące relację. Potem idę się malować. Niestety, wymogi świateł są nieubłagane – tłumaczy. Czasem trzeba jeszcze sprawdzić prawidłową wymowę nazwisk mniej znanych sportowców. Szczególnie z egzotycznych krajów. – W takiej sytuacji zwracamy się do ambasady bądź konsulatu z pytaniem, w jaki sposób prawidłowo wymówić poszczególne zgłoski. Wpadki się zdarzają. Taka tam złośliwość rzeczy martwych. – Kiedyś zapowiedziałam materiał, a obraz się nie pokazał. Zanim kolega z reżyserki dał mi znać, co się dzieje, minęło trochę czasu. Przeprosiłam widzów, tłumacząc, że mamy trudności techniczne. Po czym zapowiedziałam następny materiał i… znów taka sama sytuacja. Powiedziałam więc, że mamy bardzo duże kłopoty techniczne – opowiada z uśmiechem. Psikusa sprawiają też urządzenia. Raz np. nie zapaliło się czerwone światełko, które sygnalizuje prezenterowi, że jest na wizji. – I tak sobie stoję i czekam, aż nagle słyszę głos w słuchawce: „Co jest, jesteś już na wizji!”. Co… – wydusiłam z siebie. A wszystko na oczach widzów. Nie wolno jednak wpadać w panikę. Trzeba momentalnie zareagować, by nie zaszokować widza totalną abnegacją – uważa. Po wieczornym wydaniu „Faktów” wchodzi sport. Ze wszystkich dyscyplin sportowych, które prezentuje, najbliżej jej do piłki nożnej. – Najcudowniejszy jest futbol południowoamerykański. Wynika to pewnie ze specyfiki tamtejszego treningu, warunków fizycznych i klimatu. Bardzo ważną rolę odgrywa też determinacja. Piłka nożna to dla większości młodych chłopców sposób na lepsze życie – opowiada. A z drużyn europejskich bajeczny Real Madryt. W tym klubie występuje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 36/2004

Kategorie: Kraj
Tagi: Tomasz Sygut