Z przodu nie mamy się czego wstydzić. Stanikiem do Europy już weszliśmy Studio projektowe, najnowsze oprogramowanie, nowoczesne technologie maszyn i urządzeń, zespół profesjonalistów, certyfikaty ISO… To nie reklama holdingu produkującego samochody, ale strona internetowa Gai, firmy, której staniki robią furorę na europejskim rynku. Zachodni intymny biznes już tak pewnie nie zaciera rąk na myśl o ubraniu biustów Europy Wschodniej, która – by sparafrazować znanego redaktora – przestała mieć pierś jedynie po to, by mogła się z niej wyrwać pieśń. Polski rynek to łakomy kąsek, bo czasy zgrzebnych majtasów minęły wraz z ustrojowymi reformami (w ciągu roku wydajemy na bieliznę ponad miliard złotych). Już tylko najstarsze pokolenie uważa, że byle co jest na co dzień, a koronki na randkę albo do lekarza. Nawet panowie nie dukają już do pytającej o rozmiar ekspedientki: no, jak dobra garść, dwie garście. Duże, bo polskie Przy konferencyjnym biurku, zarzuconym frywolnym dessous, siedzi Andrzej Kuźmicki, szef białostockiej firmy bieliźniarskiej Gaia, z wykształcenia… technik mechanik, z pasji karateka z czarnym pasem. Studiów nie skończył, ale to nie przeszkadza mu w podboju Europy. Może i nawet by skończył, ale w latach 80. ekonomia na uczelniach „szła starym systemem”. No to pomyślał, że na bzdurach nie zarobi, i wziął się za handel. Gdy w latach 90. zaczęły upadać PRL-owskie molochy, ze Spółdzielnią Wzorcową na czele, „zbadał sprawę” i „wziął temat” w swoje ręce. Z maszynami, fachowcami i załogą. A ponieważ takich jak on było kilku, Białystok urósł do rangi bieliźniarskiego zagłębia. Skąd akurat nad Białką taki sukces w intymnym biznesie? Kuźmicki ma swoją filozofię: – Tu, na wschodzie, nikt ludzi nigdy nie rozpieszczał, to nauczyli się roboty. I nie narzekają tak jak uprzemysłowione Łódzkie i Poznańskie, gdzie z całego kraju ludzie ciągnęli po towar. Urwało się im dziś, ale tamten dobrobyt zdążył ich już rozwydrzyć. Nazwę Kuźmicki też dobierał filozoficznie. Gaia to w nauce taki harmonijny organizm, który się broni przed siłami z kosmosu. Poniekąd jest jak zaklęcie, bo tak jego Gaia ma się obronić przed Unią. No i mitologiczna matka ziemia, karmicielka. Jak matka ma go żywić. Na razie żywi nieźle. Staniki to pewna branża. Jak chleb, mówią ludzie w firmie. Gdy topnieją domowe budżety, najpierw człowiek rezygnuje z czegoś do chleba. Tak samo ze stanikami. W dżinsach pochodzi się nawet dwa, trzy lata, a biustonosz to wymienny towar. Sektor jest przyszłościowy również dlatego, że biusty się zmieniają. Z wiekiem, dietą, w czasie ciąży, karmienia, menopauzy. Kuźmicki widzi czasem na plaży, jak 30-latki topless grają w piłkę, i nabiera pewności, że… branża nie zginie. Ale i w pewnym biznesie trzeba trzymać rękę na pulsie. Bo jak powiedział Kuźmickiemu na szkoleniu pewien profesor SGH, jedynym pewnikiem w interesach jest zmiana. Polski „stan z przodu” przyrasta. Dziś szczuplutkie roczniki 80. pod biustem mają 75, a miseczki, jak duże niebieskie oczy, z B skoczyły do D. Fachowcy z Gai nie mają pewności, skąd ten nagły przyrost, ale nie jest wykluczone, że spowodowały go pędzone hormonami kurczaki, McDonald’s i bobofruty, których nie było za PRL-u. Gaia znalazła swoją niszę – to miseczka dużych rozmiarów. Solidna, może czasem wygląda jak rusztowanie, ale nie bez polotu. Z rowkiem lub bez Konstrukcja dobrego stanika jest precyzyjna jak budowa sprzętu elektronicznego – procesy krótkie i szczegółowe, a produkt wrażliwy na błędy. Nie zgrasz drobnego elementu, od razu piłują ramiączka, z przodu ciągnie do dołu, wrzyna w plecy albo idzie pod pachy. Efekt – wisi na brzuchu. Lenę i Nataszę, zdolne projektantki z mińskiej fabryki Mieławica, trzeba było długo namawiać, żeby zostawiły rodziny, dobrą pracę na Białorusi i przyjechały ubierać w spore dessous polskie biusty. Zarzucone koronkami, codziennie od 8 do 16 liczą, mnożą, przewidują, aż najważniejsze w firmie słowo – konstrukcja (a po ludzku stosunek obwodu do miski) – rozwiążą niczym zadanie z matematyki. Od Leny zależy, jak ciało się uformuje w miseczkach i czy będą zalotne, od Nataszy, czy stanik utrzyma piersi w pionie bez ryzyka, że coś się urwie albo wypłynie. Można powiedzieć, że Lena jest od twórczości, a Natasza od siły naciągu, czyli szwów. Dla niewtajemniczonych to lekcja geometrii. – Jak to natura. Jednych raczy w nadmiarze, drugim skąpi – zaciąga melodyjnie Natasza. –
Tagi:
Edyta Gietka









