Śmierć w czerwonej klatce

Śmierć w czerwonej klatce

W Suwałkach rozpoczął się proces oskarżonych o uprowadzenie i okrutne zabójstwo Tomasza S. Zespawana ze stalowych prętów i pomalowana na czerwono. Tak zażyczył sobie zleceniodawca. – W środku musi zmieścić się człowiek – zadysponował. W klatce ukrytej w lesie nad jeziorem Pluszne koło Olsztynka Tomasz S. spędził ostatnie dni swego życia. Prawdopodobnie przeszło dwa tygodnie. Później były już tylko strzał w tył głowy i ćwiartowanie zwłok za pomocą piły spalinowej. Stracił nogę Krzysztof A. ma 45 lat. Żonaty, ojciec trojga dzieci i właściciel okazałego domu na suwalskim osiedlu Północ. W młodości skończył zawodówkę i wyuczył się fachu tokarza. – Zamiast przy maszynach, wolał stać pod peweksem. Pierwsze pieniądze zarobił na handlu dolarami – twierdzi jego dawny znajomy. – A później zmieniły się czasy i zaczęły się większe interesy. Krzysztof A. był współwłaścicielem nieistniejącej już knajpy Biały Domek i właścicielem sklepu z alkoholem. Wielokrotnie podejrzewano go o zażyłość z miejscowymi gangsterami, ale na ławę oskarżonych trafił jedynie za znęcanie się nad żoną. Dostał wyrok w zawieszeniu. W grudniu 1997 r., tuż przed Bożym Narodzeniem, w jego samochodzie wybuchła bomba. Policja sugerowała, że były to przestępcze porachunki. Krzysztof A. w wyniku eksplozji stracił nogę. Leżał w szpitalu, pilnowany przez kilku osiłków. W tym samym czasie w cieszącym się kiepską sławą barze Max odbył się zjazd „biznesmenów” z całej Polski, przyjaciół rannego. Zlot organizował Marek J., obecnie przebywający w areszcie i podejrzany o zlecenie zabójstwa własnego brata. Na użytek prasy uczestnicy spotkania krytykowali policję, która nie potrafi ująć sprawców zamachu. – Miesiąc nie minie, a dostarczymy ich w plastikowych workach – obiecywali publicznie. Ktokolwiek widział Tomasz S. miał 28 lat. Sprzedawał części samochodowe w sklepiku przy ul. Gałaja w Suwałkach. Po raz ostatni widziano go 16 kwietnia 1999 r. – Miał wrócić do domu po godz. 17 – mówiła później Alicja S., jego narzeczona. – Wielokrotnie dzwoniłam na telefon komórkowy, ale nikt się nie odzywał. Poszukiwania Tomasza S. podjęła policja. Ustalono, że ze sklepu przy Gałaja wyszedł przed 11. – Odwiedziło go dwóch mężczyzn – twierdził przypadkowy świadek – i chyba z nimi wsiadł do samochodu. Już wtedy w suwalskim półświatku mówiło się, że Tomasza S., znanego jako „Sadza”, uprowadzili „żołnierze” Krzysztofa A., ponieważ podłożył bombę w samochodzie bossa. Wspólnikiem zamachowca miał być Henryk W. Za zupełnie inne przestępstwa w 1999 r. trafił do suwalskiego aresztu. W czerwcu przed więzieniem pojawiła się ekipa pod wodzą Krzysztofa A. Krzyczeli, że „Sadzę” już załatwili, a teraz kolej na W. Prywatne śledztwo trwało jeszcze przeszło dwa miesiące. O udział w podłożeniu bomby przestępcy podejrzewali również Sławomira S. Wywieźli go do lasu. – Bili kijem bejsbolowym, grozili, że będą przypalać spawarką, a Krzysztof A. dusił mnie metalowym łańcuchem – zeznał później poszkodowany. Los zaginionego Tomasza S. nadal był nieznany. Czaszka w jeziorze Pod koniec sierpnia 1999 r. dwójka turystów spacerujących nad jez. Pluszne w gminie Stawiguda, zwróciła uwagę na pływającą reklamówkę. Wewnątrz torby znaleźli ludzką czaszkę. Później ekipa płetwonurków wydobyła z jeziora kolejne szczątki – wszystkie starannie zapakowane w plastikowe worki. Podczas sekcji zwłok ustalono, że ofiarą był mężczyzna w wieku około 30 lat. Zginął od dwóch lub trzech strzałów z broni palnej. Ciało pocięto piłą spalinową i wrzucono do wody. Badania kodu DNA potwierdziły, że w jeziorze odnaleziono szczątki Tomasza S. – Tego człowieka prawie nie znałem. Nigdy nie miałem do niego żadnych pretensji. Może on nadal żyje i to tylko jakaś pomyłka – replikował publicznie Krzysztof A., gdy prasa zaczęła sugerować, że to on stoi za porwaniem i zabójstwem Tomasza S. Suwalskiego biznesmena zatrzymali w kwietniu 2000 r. funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Razem z nim za kraty trafiło spore grono potencjalnych wspólników. „Królu, ratuj!”, prosił Krzysztof A. w grypsie do Tadeusza B., właściciela suwalskiej hurtowni piwa Bachus, później również aresztowanego, podejrzanego o wyłudzenie zwrotu podatków i fałszowanie dokumentów. Król nie pomógł W marcu 2002 r., po prawie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 44/2002

Kategorie: Obserwacje