Nie potrafią żyć bez ryzyka

Nie potrafią żyć bez ryzyka

Spadochroniarstwo, BASE jumping, wspinaczka, speleologia, freediving. Dlaczego szukamy niebezpieczeństw? Słońce, palmy, błękitne baseny… Patrząc na foldery biur podróży, trudno rozpoznać, czy to Turcja, Egipt, a może Tunezja. Mało co już robi na nas wrażenie. Nic więc dziwnego, że niektórzy w ogóle nie biorą pod uwagę tego typu wakacji. I wybierają takie, podczas których w ich żyłach zamiast alkoholu z drinka z palemką popłynie adrenalina. Dlaczego ryzykujemy? Ile głosów, tyle motywacji. Jak wyjaśnia Beata Mieńkowska, psycholog sportu i terapeutka, prof. Steven Reiss odkrył, że każdy dorosły człowiek ma 16 tzw. motywatorów, silnie związanych z emocjami. Należą do nich: władza, niezależność, ciekawość, uznanie, porządek, gromadzenie, honor, idealizm, kontakty społeczne, rodzina, status, rewanż, piękno, jedzenie, aktywność fizyczna i spokój. Okazuje się, że w zasadzie każdy z nich – mimo że są zupełnie różne – może stać za decyzją o uprawianiu ryzykownych aktywności. Wysokie góry, czyli niezależność – Od kilku lat chodzę po Tatrach Wysokich, wspinam się. Skoczyłam dwa razy z samolotu w tandemie – opowiada Agata Sikorska, mama trójki dzieci (18, 16 i 8 lat). – Chcę jeszcze polecieć szybowcem, balonem, paralotnią i zrobić wiele innych rzeczy, póki jestem sprawna i młoda. A robię to dlatego, że już się w życiu poświęciłam. Doszłam do wniosku, że nikt go za mnie nie przeżyje. Agata chce spróbować jeszcze wielu aktywności. – Pierwsze dziecko urodziłam, mając 19 lat, później kolejną dwójkę. Skoncentrowałam się głównie na nich. Oczywiście zawsze chciałam mieć dzieci, a czas pieluch, zupek i ząbkowania był najlepszym w moim życiu, ale przez to niewiele widziałam, niczego nie przeżyłam. Poza tym od dzieciństwa ciężko pracowałam w sklepie rodziców, nie byłam nad morzem, w górach ani za granicą – wyznaje. Przełomem był rozwód. – Rozwiodłam się i zaczęłam żyć. Zdobyłam już Rysy i całą Orlą Perć. Chcę wejść na Gerlach, Krywań i Łomnicę. Moim marzeniem jest Mnich – opowiada. Agata od pięciu lat jest instruktorem fitnessu i trenerem personalnym, uprawia też taniec. Sport ma stałe miejsce w jej życiu, jest spełniona i szczęśliwa, od dawna zatem przygotowana do nowych wyzwań. Zdarzają się jednak osoby, które traktują ryzykowne sporty jako szybkie lekarstwo. – W trudnych sytuacjach życiowych, kiedy sobie nie radzimy, wybór ekstremalnych aktywności jest jednym z gorszych – przestrzega Beata Mieńkowska. – Nie rozwiązujemy w ten sposób naszych problemów, tylko je zagłuszamy. Zdarza się, że chcemy sobie udowodnić, że jesteśmy silni fizycznie. Ale ten, kto zdobywa szczyty, ekstremalnie biega czy nurkuje, może jednocześnie bać się życia i ten lęk próbuje sobie skompensować. Nie chcę przez to powiedzieć, że wszyscy, którzy uprawiają sporty ekstremalne, boją się życia. Jeśli jednak nie próbuję przyjąć do wiadomości swoich problemów, zrozumieć ich i rozwiązać, lecz kompensuję je jakąś aktywnością, zwykle nie jest to optymalna droga. Skydiving, czyli zwycięstwo Agata opowiada o swoim pierwszym skoku: – Dostałam go rok temu na urodziny od znajomych. Pojechałam do Piotrkowa z mieszanymi uczuciami. Gdy poznałam swojego tandeminstruktora, stres opadł szybciej niż ja z 4,2 tys. m. Wszyscy skoczkowie byli bardzo pozytywnymi ludźmi, dawali poczucie bezpieczeństwa. Po szkoleniu podjechaliśmy do samolotu. Trochę byłam zdziwiona. Samolot – kupa żelastwa. Myślałam sobie: jak to się wzniesie w górę? Ale ci ludzie dookoła, uśmiechnięci i na luzie, wpakowali się do tego złomu. W górze huk. Później już nie było czasu na myślenie. Sprawdzenie uprzęży i skok. Było nas z 15 osób. Doszłam do krawędzi, zobaczyłam chmury, poczułam podmuch zimnego wiatru. Tu odzywa się mój lęk wysokości i pytam Agatę, jakim cudem nie spanikowała. – Chciałam to zrobić. Śniło ci się kiedyś, że spadasz, i podskoczyłaś na łóżku? Takie uczucie strachu pojawiło się podczas wyskoku. A później było mi zimno, powietrze mnie zatykało, miałam trudności z oddychaniem. Leciałam głową w te domki i poletka. Czad! Nagle szarpnęło nas do góry i się zatrzymaliśmy – tak mi się wydawało. Oczywiście spadaliśmy dalej, tylko o wiele wolniej. Zrobiło się ciepło, mogłam oddychać, słyszałam za sobą głos instruktora. Pozwolił mi sterować i zapytał, czy chcę wlecieć w obłok.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 29/2019

Kategorie: Obserwacje