Wojsko ruszyło na zakupy. Stawką jest ponad 140 mld zł. Dlatego wybuch kolejnej wielkiej „afery” to tylko kwestia czasu Handel bronią zawsze był wyjątkowo podejrzanym interesem. 7 lipca 2001 r. na łamach dziennika „Rzeczpospolita” ukazał się artykuł „Kasjer z Ministerstwa Obrony”, którego autorami byli Anna Marszałek i Bertold Kittel. Główny bohater, Zbigniew Farmus, doradca wiceministra obrony narodowej Romualda Szeremietiewa, miał domagać się w imieniu zwierzchnika dużych pieniędzy od koncernów zbrojeniowych zabiegających o kontrakty dla polskiego wojska. Przypadek ten został mocno nagłośniony w mediach, a wszystkie stacje telewizyjne pokazały, jak z pokładu płynącego do Szwecji promu funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa „zdejmują” uciekającego jakoby z Polski Farmusa. Zbigniew Farmus trafił za kraty na dwa i pół roku. Był to też koniec kariery politycznej Romualda Szeremietiewa i początek jego kłopotów z wymiarem sprawiedliwości. W związku z tą sprawą kilkadziesiąt osób z MON straciło wówczas pracę. Musiała minąć niemal dekada, by sądy ostatecznie oczyściły byłego wiceministra ze wszystkich zarzutów. A o co chodziło? Najprawdopodobniej o warte miliardy złotych przetargi na dostawy sprzętu dla wojska. Z powodu tej afery wstrzymano toczące się wówczas postępowania przetargowe. Jesienią 2001 r. odbyły się wybory parlamentarne, w których zwyciężył Sojusz Lewicy Demokratycznej, i to politykom tej formacji przypadło w udziale ich dokończenie. Nikt nie twierdził, że za fałszywymi oskarżeniami Farmusa i Szeremietiewa stali politycy lewicy, ale jest faktem, że karty zostały rozdane od nowa. Do wyborów parlamentarnych 2015 r. zostało dziewięć miesięcy, a Wojsko Polskie realizuje najambitniejszy w ostatnich latach program zakupów. Dlatego zapewne wkrótce pojawią się oskarżenia o sprzedajność. Będzie to element rywalizacji o polski rynek. A jest o co się bić. Jankesi kontra reszta świata W grudniu 2012 r. minister obrony Tomasz Siemoniak przedstawił najważniejsze założenia planu modernizacji sił zbrojnych RP. Mówił, że w latach 2013-2022 wydamy na zakupy sprzętu i uzbrojenia 140 mld zł. Że wojsko otrzyma m.in. sześć baterii rakiet średniego zasięgu Wisła i 11 baterii krótkiego zasięgu Narew. Do tego nowoczesne śmigłowce, okręty dla marynarki wojennej, rakiety przeciwokrętowe oraz samoloty bezzałogowe. Autorzy programu założyli, że głównym beneficjentem, poza wojskiem, będą rodzime zakłady zbrojeniowe, które dostaną zastrzyk nowych technologii i pieniędzy. Pod koniec 2012 r. trudno było przewidzieć, że na Ukrainie dojdzie do otwartego konfliktu z udziałem Rosji. Po wydarzeniach na Krymie oraz zajęciu części Donbasu przez separatystów zakupy sprzętu i uzbrojenia stały się wymogiem chwili. Co ważniejsze, nigdy po roku 1989 nie było tak powszechnej akceptacji społeczeństwa i klasy politycznej dla planów modernizacji armii. To nie tylko znakomita wiadomość dla koncernów zbrojeniowych, które pragną lukratywnych kontraktów, ale i sygnał, że trzeba będzie ostro walczyć o swoje. Dziś o polski rynek zabiegają największe europejskie i amerykańskie firmy zbrojeniowe. Swój kawałek tortu chciałyby też wykroić spółki z Korei Południowej i Izraela. O tym, że nie będzie się tu przebierało w środkach, świadczy przypadek wiceministra obrony narodowej, gen. Waldemara Skrzypczaka. Pod koniec 2013 r. w mediach pojawiły się informacje, że Służba Kontrwywiadu Wojskowego złożyła doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa. Skrzypczak jakoby lobbował na rzecz jednego z izraelskich koncernów zbrojeniowych. Dodatkowy zarzut korupcji był w tych okolicznościach zwykłą formalnością. Ze swej strony Skrzypczak złożył doniesienie do SKW, że był szantażowany przez Mieczysława Bulla, wpływowego lobbystę innego izraelskiego koncernu. Który oczywiście temu zaprzeczył. Sprawa ucichła, gdy gen. Skrzypczak podał się do dymisji. Wolno jedynie zgadywać, kto stał za tymi zdarzeniami i na jakim etapie są postępowania prokuratorskie. Moim zdaniem, Skrzypczaka utrącono, ponieważ komuś przeszkadzał. Amerykanom? Izraelczykom? Brytyjczykom? Niemcom? Francuzom? Każdy mógł mieć motyw. Na przykład amerykańskie koncerny zbrojeniowe liczą na umocnienie pozycji na polskim rynku. Dostawa 48 myśliwców F-16, za które zapłacimy prawie 3,48 mld dol., a wraz z kosztami kredytu 4,7 mld dol., była ważnym krokiem. Teraz koncern Raytheon chciałby nam sprzedać w ramach projektu „Wisła” rakiety ziemia-powietrze Patriot PAC-3 MSE. Z kolei Francuzi zaoferowali pociski MBDA Aster 30, których charakterystyki mają być lepsze od patriotów. I co ważniejsze,
Tagi:
Marek Czarkowski









