Polskie listopady – wersja light

Polskie listopady – wersja light

29 listopada 1990 r. zniesiono ograniczenia w sprzedaży napojów alkoholowych, czyli życie wraca do normy

Tegoroczny listopad został zdominowany przez TĘ rocznicę. Jakże niesłusznie! Bo w jej cieniu nikną dziesiątki innych wydarzeń z rodzimej historii związanych na zawsze z listopadem. A bywało, że organizowały nam życie równie intensywnie jak fakt przekazania przez Radę Regencyjną 11 listopada 1918 r. władzy nad podległym jej wojskiem Józefowi Piłsudskiemu. Którą to datę uznano za Święto Niepodległości dopiero 20 lat później. A tymczasem…

1 listopada
1925 r. Założono Wyższą Szkołę Oficerską Sił Powietrznych w Grudziądzu. Oczywiście nie stała się nawet w części tak sławna jak 18. Pułk Ułanów z Grudziądza, o którym dziś przypomina tam rzeźba ułana i dziewczyny wzniesiona wysoko na wiślanej skarpie. „Mają dupy jak z mosiądza / to ułani są z Grudziądza”, głosiła przedwojenna żurawiejka powtarzana z ochotą (i ze złośliwą uciechą) przez Bogumiła Kobielę i Zbyszka Cybulskiego w kabarecie Bim-Bom. Najbardziej znanym absolwentem grudziądzkiej szkoły sił powietrznych był por. Franciszek Żwirko (promocja w roku 1924), samorodny talent pilotażu. „Pokazywałem cuda. Opowiadają, że u widzów krew się w żyłach ścięła na widok moich akrobacji”, pisał do narzeczonej, późniejszej żony, Agnieszki Kirskiej. Ale to nie akrobacje sprawiały największą przyjemność kadetowi Żwirce. Kiedy tylko zobaczył, że kawaleria ustawia się w szyku na pobliskim poligonie, pikował swoją maszyną tuż nad szeregiem. Spłoszone konie zmykały na wszystkie strony. Kadet Żwirko szalał z uciechy. Oczywiście sypały się raporty karne, ale niewiele to pomagało. Franek Żwirko po prostu nie umiał się powstrzymać…

1985 r. Zniesiono reglamentację cukru. „Ja pracuję nad doniosłym wynalazkiem! – tłumaczył Marysi Mieczysław Czechowicz w komedii „Poszukiwany, poszukiwana” (1972). – Chodzi o potwierdzenie procentu cukru w cukrze w zależności od podziemnego promieniowania na tym terenie. A dzięki mojemu wynalazkowi dojdzie do tego, że w ogóle nie trzeba będzie sadzić buraków na cukier. Tyle będzie cukru w cukrze!”. Niestety, wynalazek „profesora” nie uratował polskiego cukrownictwa. Cukier był od 1976 r. towarem sprzedawanym w PRL na kartki. Miesięcznie dostawało się kartkę na 2 kg cukru po 10,50 zł. Można było go dokupić, ale już po 26 zł za kilogram. Czyli – jak to się nazywało – po cenie komercyjnej. Reglamentację wprowadzono, mimo że za Gierka byliśmy potęgą buraczaną (jakkolwiek to brzmi). Buraki rosły u nas na powierzchni grubo ponad pół miliona hektarów. Można było nimi zasłodzić cały Układ Warszawski. Teoretycznie. Bo co z tego, że punkty skupu na zakończenie kampanii buraczanej tonęły w surowcu, skoro przemysł nie był w stanie go wchłonąć. I tak kampania buraczana kończyła się w styczniu-lutym następnego roku. A jak buraki poleżały sobie na deszczu i mrozie, to „poziom cukru w cukrze” spadał w nich do 20%, a nawet do 10% tego, co zawierały wcześniej. I karmiło się nimi bydełko…

2 listopada
1830 r. Fryderyk Chopin wyjechał z Warszawy do Kalisza – a stamtąd do Paryża – opuszczając ojczyznę na zawsze. Przekleństwo emigracji? Niekoniecznie. Bo zawsze można próbować sobie wyobrazić, jak wyglądałaby światowa muzyka, gdyby rodzina Chopinów w roku 1810 nie przeprowadziła się z Żelazowej Woli do Warszawy i gdyby Fryderyk nie przeniósł się później z Warszawy do Paryża. Jak wyglądałaby polska literatura, gdyby Adaś Mickiewicz wyskoczył tylko na krótkie studia do Wilna, a potem wrócił do Nowogródka i osiadł tam na resztę życia? Jak potoczyłaby się historia nauki, gdyby Maria Skłodowska nie wyjechała w 1891 r., by studiować na Sorbonie (w Królestwie Polskim prawo nie pozwalało kobietom na takie fanaberie jak uczelnia)? Jak miałaby się polska poezja, gdyby Czesław Miłosz po wojnie pobył sobie tym attaché kulturalnym w Paryżu, a po skończeniu kadencji grzecznie wrócił do kraju? I pozostał w nim, drukując coś raz po raz w „Twórczości”, o ile wpuściłby go na łamy Jarosław Iwaszkiewicz (panowie za sobą nie przepadali). A poza tym ciągle starałby się o przydział miejsca w Domu Pracy Twórczej literatów w Oborach, co zapewne pochłaniałoby całą jego energię.

3 listopada
2005 r. „Klan” (TVP 1) jako pierwszy polski serial telewizyjny osiągnął granicę tysiąca odcinków. Okazał się też najpowszechniejszym i najskuteczniejszym uniwersytetem. Kiedy Krystyna Lubicz poddała się mammografii, liczba Polek, które pobiegły się przebadać, z dnia na dzień skoczyła o kilkaset procent. Po emisji odcinka, w którym podano nazwę nowego leku hamującego objawy choroby Alzheimera, urywały się telefony w stowarzyszeniu osób chorych na Alzheimera, a chorzy (i lekarze) masowo nagabywali o wymieniony lek wszelkie możliwe instytucje. I dalej – w ślad za Lubiczami Polacy masowo przemeblowywali mieszkania. Kiedy scenograf pod koniec lat 90. usunął cepeliowskie dekoracje (drewniane ławy z bieżnikiem), świeczniki jak z Desy, drewniane boazerie, kwieciste tapety, poznikały one również z milionów domów. Zapanowała za to moda – cały czas za Lubiczami – na stoliki ze szklanym blatem, kwadratowe talerze, filiżanki z motywem cytryny. Te ostatnie weszły natychmiast i na stałe do żelaznego repertuaru prezentów ślubnych. Raz jeszcze potwierdziło się, że nasz rodak marzy o tym, by u niego w domu było jak w telewizji. Ostatecznie to, co pokazują na szklanym ekranie, zawsze wydaje się lepsze i ładniejsze.

6 listopada
1951 r. Z linii montażowej FSO zjechała pierwsza warszawa M20, wierna kopia radzieckiej pobiedy. Ten pierwszy egzemplarz zjechał z taśmy pod transparentem „Samochód dla ludzi pracy”, co było objawem specyficznego poczucia humoru ówczesnej władzy.

Kilka lat później na szosach pojawiło się autko Mikrus (nazwa mówi sama za siebie), wyprodukowane w krótkiej serii w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu. Prototyp silnika skopiowano z pompy wodnej. A pod koniec dekady w FSO pracowano już nad prototypem wozu Syrena. Plastik był w cenie, więc pierwsze wersje miały wnętrze wykładane drewnem. Karoserię wyklepywano młotkami blacharskimi. Kiedy fabrykę odwiedzały władze, dyrekcja wydawała polecenie, by młotki chować, gdyż ich stukot odbierał powagę całej inicjatywie. Ówczesne technologiczne rękodzieło przynosiło też taki efekt, że w zasadzie nie było dwóch identycznych syren. Za podobnie zindywidualizowany samochód dziś firmy żądają góry pieniędzy…

7 listopada
1995 r. Założono Polski Związek Felinologiczny. Felinologia to nauka o kotach. Rocznicowe gratulacje i życzenia dalszego pomyślnego rozwoju przesyła Wiesław Kot.

9 listopada
1883 r. W Gdańsku zainstalowano pierwsze telefony. Aparat z numerem 1 otrzymał miejscowy browar. Nic dziwnego: first things first.

1980 r. Premiera pierwszego odcinka serialu telewizyjnego „Dom” (reż. Jan Łomnicki, łącznie 25 odcinków). Polska pokazana poprzez losy mieszkańców warszawskiej kamienicy przy ul. Złotej 25 (w tym miejscu stoi Pałac Kultury). Równie zajmujące jak perypetie serialowych postaci były losy aktorów. Joanna Pacuła wyemigrowała do Stanów, Joanna Szczepkowska w stanie wojennym odmówiła udziału w serialu w obawie, że stanie się on tubą propagandową ekipy Jaruzelskiego. U innych aktorów nasiliły się dolegliwości – Tadeusz Janczar nie był w stanie grać z powodu postępującej choroby afektywnej dwubiegunowej, a Wacław Kowalski (niezapomniany dozorca Popiołek) cierpiał na pogłębiającą się kliniczną depresję. W swoim mieszkaniu w Brwinowie odwrócił telewizor ekranem do ściany. Na jego filmowym pogrzebie wśród mieszkańców kamienicy oglądamy też scenarzystów serialu, Jerzego Janickiego i Andrzeja Mularczyka.

11 listopada
1958 r. Założono Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej. Najsłynniejszą łomżynianką pozostaje ciągle Hanka Bielicka. Siedzi sobie (smukła jak sosenka, więc wersja wczesna) na ławeczce nieopodal rynku. Wielbiciele (na ogół 60+) Dziuni Pietrusińskiej dosiadają się i drążącą ręką strzelają selfie.

12 listopada
1962 r. Premiera filmu przygodowego dla dzieci „O dwóch takich, co ukradli Księżyc” na podstawie powieści Kornela Makuszyńskiego (reż. Jan Batory). W tytułowe role braci wcielili się Lech i Jarosław Kaczyńscy. Z opisu na branżowym portalu FilmPolski.pl: „Akcja filmu rozpoczyna się we wsi Zapiecek. Przychodzą w niej na świat bliźniacy – Jacek i Placek. Już po paru latach okoliczni mieszkańcy nie mają złudzeń: z tych dwu nic dobrego nie wyrośnie. Niesforni braciszkowie wciąż płatają spokojnym obywatelom złośliwe figle. Są żarłoczni, a przy tym leniwi i okrutni. Za najokropniejszą rzecz pod słońcem uważają pracę. Gotowi są na wszystko, byle tylko nigdy nie splamić rąk jakimkolwiek zajęciem. Pewnego dnia wpadają na genialny w swej prostocie pomysł. Postanawiają ukraść księżyc, a następnie go spieniężyć i w ten sposób zapewnić sobie na zawsze wygodną, próżniacką egzystencję”.

13 listopada
1924 r. Władysław Stanisław Reymont został ogłoszony laureatem Nagrody Nobla za powieść „Chłopi”. Jej pierwsza wersja była gotowa do druku już w roku 1901. Kiedy jednak autor spokojnie przeczytał całość, doszedł do wniosku, że jest słaba. I by nie kusiło go poprawianie nieudanego dzieła, spalił rękopis i zaczął pisać od nowa. Gdyby podobnie postępowali wobec swojej twórczości autorzy współcześni, nie byłoby co umieszczać w podręcznikach do polskiego. A w Bielsku-Białej żyje i tworzy pan Tadeusz Modrzejewski, wielbiciel Reymonta, który ręcznie przepisał (z drukowanego) cały dorobek noblisty. Gościom demonstruje go chętnie w prywatnym muzeum. Można więc powiedzieć, że „Chłopów” napisało dwóch panów: Reymont i Modrzejewski.

18 listopada
1655 r. Rozpoczęło się oblężenie Jasnej Góry przez Szwedów. Znamy, wiemy, ostatecznie czytaliśmy „Potop”, oglądaliśmy film. Tylko że w rzeczywistości przeor Kordecki był nieco mniej nieugięty. Nieustannie negocjował ze Szwedami, na nabożeństwa do klasztoru pozwalał wpuszczać Polaków na służbie szwedzkiej, którzy zaraz po nabożeństwie wracali pod mury i atakowali klasztor. Największe szwedzkie działo pękło samo z siebie (a nie za sprawą Andrzeja Kmicica). Oblężenie nie stanowiło żadnego przełomu w kampanii (ówcześni pamiętnikarze ledwie o nim wzmiankują). Straty załogi jasnogórskiej wynosiły czterech zabitych i trzy konie. Poza tym wszystko się zgadza…

1965 r. Ogłoszono list biskupów polskich do episkopatu niemieckiego w sprawie wzajemnego wybaczenia krzywd wojennych (znany z kryptocytatu „przebaczamy i prosimy o wybaczenie”). Spotkał się on z ostrą reakcją władz PRL. O to jednak mniejsza. Bo odpowiedź biskupów niemieckich – zresztą dość enigmatyczna – nadeszła dopiero 5 grudnia. Przez bite trzy tygodnie naród drżał z niepewności. No tak, myśmy Niemcom wybaczyli, ale czy aby na pewno Niemcy wybaczą nam?! Kiedy w końcu ustalono, że wszyscy już sobie wszystko wybaczyli, strona polska wystąpiła do strony niemieckiej o bilionowe odszkodowanie za straty poniesione w trakcie działań wojennych. Kierownictwo partii sprawującej obecnie władzę w kraju uważa, że w kwestii tych bilionów nie jesteśmy bez szans…

20 listopada
1918 r. Niemcy jako pierwsze uznały niepodległość Polski. Historia też miewa poczucie humoru.

1960 r. Odbyła się w Warszawie pierwsza w Polsce wystawa pudli. Zorganizował ją – z inspiracji „Przekroju” – Polski Związek Kynologiczny, Sekcja Miłośników Pudli i Chow-Chow. Tu przypominamy: najsłynniejszy polski pudel wabił się Bielik, był pupilem Zygmunta Starego i figuruje na obrazie Jana Matejki „Zawieszenie dzwonu Zygmunta” (w lewym dolnym rogu).

21 listopada
1891 r. Rozpoczął działalność szpital psychiatryczny w Tworkach. Z prominentnych Polaków, których opinia publiczna odsyła „do Tworek” od tamtych czasów do dziś, można by zestawić bardzo ciekawą (i opasłą!) książkę telefoniczną.

22 listopada
1976 r. Premiera PRL-owskiego czarnego kryminału Marka Piwowskiego „Przepraszam, czy tu biją?”. Bokser Jan Szczepański w roli inspektora Górnego przesłuchuje (głosem samego reżysera) niejakiego Belusa: „– Nazwisko?! – Kudelski. – Imię?! – Jerzy. – Zawód? – Mechanik. – Mechanik jaki? – Mechanik Jerzy Kudelski”.

23 listopada
1927 r. Padła Kasztanka, ulubiona klacz marszałka Józefa Piłsudskiego. Ceny obrazów z pracowni Wojciecha Kossaka (typu: „Marszałek Piłsudski na Kasztance”) natychmiast skoczyły o kilkaset procent.

24 listopada
1998 r. Z Biblioteki Naukowej PAN w Krakowie skradziono pierwodruk dzieła Mikołaja Kopernika „O obrotach sfer niebieskich”. Po 15 latach śledztwo w tej sprawie umorzono z powodu niewykrycia sprawcy. Ziemia zatrzymała się ze zgrozy.

25 listopada
1960 r. Premiera filmu dla młodzieży „Szatan z siódmej klasy” na motywach powieści Kornela Makuszyńskiego (reż. Maria Kaniewska). Film się zestarzał, ale piosenka z niego, do słów Ludwika Jerzego Kerna, wręcz przeciwnie: „Lato, lato, lato czeka / Razem z latem czeka rzeka / Razem z rzeką czeka las / A tam ciągle nie ma nas”. Melodię skomponował wybitny kompozytor i profesor uczelni muzycznych Witold Krzemieński na zupełnym marginesie zasadniczej pracy twórczej. W dorobku miał liczne etiudy, kantaty i suity. Czy państwo pamiętają jakąś etiudę Witolda Krzemińskiego?

29 listopada
1990 r. Zniesiono ograniczenia w sprzedaży napojów alkoholowych wprowadzone przez władze 2 grudnia 1982 r. Zdarzało się, że zakazu przestrzegano aż nadto rygorystycznie. W słynnym krakowskim Wierzynku nie podawano gościom przed 13.00 pewnych deserów, ponieważ zawierały kilka kropel koniaku. A jednocześnie lokalnie zakazywano sprzedaży przed tą godziną politury stolarskiej czy płynu Autovidol do czyszczenia szyb samochodowych. Teraz wódkę znów można było kupować przed 13.00. Życie wróciło do normy.

Fot. Wojciech Traczyk/East News

Wydanie: 2018, 46/2018

Kategorie: Obserwacje
Tagi: Polska

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy