Lubelski ośrodek dla uchodźców przeżywa najazd czeczeńskich rodzin. Przyjeżdżają z nadzieją na nowe życie w Polsce Wspomnienie tamtego dnia boli wciąż tak samo, choć minęły już prawie cztery lata. – Mąż jak co dzień poszedł rano do pracy – opowiada Raja, matka trójki dzieci. – Był taksówkarzem. Aza i Bela spały jeszcze, kiedy obok naszego bloku rozległ się potężny huk. Wstrząsnęło nami jak przy trzęsieniu ziemi. Podbiegłam do okna. Na błękitnym niebie zobaczyłam wielkie, czarne ptaki. To były samoloty. Zrzucały na Grozne bomby. A potem… przywieźli męża pod dom. Bomba zabiła jego i czterech pasażerów taksówki. Byłam w siódmym miesiącu ciąży. Obudziłam się w szpitalu. Cesarskie cięcie uratowało Ludę. Nie zna swojego ojca. A Bela od tamtej pory zaczęła się jąkać. Mała Luda trzyma się maminej spódnicy i przygląda mi się ciekawie. W pokoju jest jeszcze druga rodzina Czeczenów: Muslin i Faja oraz trójka ich dzieci. Rozmawiamy od kilku godzin. Pokonałam już ich nieufność, ale z początku pomogała mi w tym Violetta Kędzierska, szefowa lubelskiego ośrodka dla cudzoziemców ubiegających się o nadanie statusu uchodźcy lub azylu. Czeczeni są trzeci dzień w Polsce. To już obyczaj Kiedy o 7.05 na stację w Terespolu wjeżdża pociąg z Brześcia wszyscy wiedzą, że przyjechał „przemytnik”, bo w tym pociągu celnicy zawsze znajdują najwięcej kontrabandy. Ale od kilku tygodni właśnie tym pociągiem przyjeżdżają grupy Czeczenów proszących o azyl w Polsce. Łatwo ich rozpoznać. Wysiadają z pociągu z maleńkimi dziećmi, prawie bez bagażu, w letnich ubraniach, bo w Czeczenii i Inguszetii jest o tej porze jeszcze ciepło. Służby graniczne odstawiają ich do specjalnego pomieszczenia, gdzie spisują dane osobowe, robią im zdjęcia, biorą odciski palców, wypełniają kwestionariusze. Trwa to wiele godzin, zanim otrzymają tymczasowe zaświadczenie o tożsamości, pozwalające poruszać się po Polsce. – Budynek straży granicznej Czeczeni opuszczają dopiero późnym popołudniem i muszą natychmiast jechać do centralnego ośrodka dla cudzoziemców pod Warszawę, skąd są rozdzielani po Polsce – opowiada taksówkarz, który prawie codziennie „robi” interes na odwożeniu Czeczenów do Warszawy. – Przykro na nich patrzeć, bo tacy są wymęczeni. Ale co się dziwić. Dwie doby jadą pociągiem do Moskwy, a potem jeszcze całą noc do Brześcia. Z budynku straży granicznej wychodzą wystraszeni, rozglądają się wokoło, jakby byli na księżycu. Często robią zrzutkę na taksówki, gadają coś po swojemu, bo między sobą nie rozmawiają po rosyjsku. Chcą jak najszybciej opuścić Terespol, jakby się bali, że ich ktoś zawróci. Biuro Organizacji Ośrodków dla Cudzoziemców w Dębaku pod Warszawą od czterech lat odnotowuje znaczny wzrost liczby przyjeżdżających cudzoziemców z terenów byłego Związku Radzieckiego, którzy deklarują przynależność do narodu czeczeńskiego. Spośród wszystkich cudzoziemców zgłaszających się do ośrodka taką narodowość deklaruje aż 80%. W ostatnich tygodniach codziennie do ośrodka w Dębaku przyjeżdżają 20-, 30-osobowe grupy Czeczenów. Wyjątkowym dniem jest poniedziałek. Wtedy ośrodek przyjmuje 80-100 osób. 7 października we wszystkich ośrodkach dla cudzoziemców w Polsce pozostały miejsca dla zaledwie około 30 osób. Kilkanaście kilometrów za Terespolem taksówkarze wiozący Czeczenów się zatrzymują. Na ich oczach zmieniają się oni nie do poznania. Ściskają się, całują, śmieją. Wyciągają z siatek jedzenie, częstują się. Wznoszą okrzyki, padają na kolana, całują ziemię i wyciągają ręce do nieba. To ich pierwszy posiłek na wolności. Euforia trwa. Jak długo? – Kiedyś stałem na postoju – opowiada terespolski taksówkarz. – Podszedł do mnie jakiś facet i pyta: „Wozi pan terrorystów?”. W pierwszej chwili nie zrozumiałem, o co mu chodzi, a on: „Noo, czeczeńskich terrorystów wozi pan?”. Zrobiło mi się nieprzyjemnie. W centrum Lublina, nieopodal Wydziału Politologii UMCS, przeprowadzam sondę, zadając pytanie: „Co państwo wiecie o Czeczenach?”. Dwie studentki I roku politologii odpowiadają: „To Azjaci. Mafia czeczeńska działa już podobno w Polsce. Oni zorganizowali ostatnie zamachy na rosyjskie samoloty i szkołę w Biesłanie”. Babcia z wnuczkiem na wózku: „Jako dziecko przeżyłam II wojnę światową. Niemcy to był okrutny naród. I tacy sami są Czeczeni. To barbarzyńcy”. Mężczyzna w średnim wieku, w garniturze, z teczką, wyglądający
Tagi:
Izabella Wlazłowska









