Pomocna dłoń regionów

Pomocna dłoń regionów

Gdy przywódcy państw unijnych sprzeciwili się przyjęciu uchodźców z Bliskiego Wschodu, na ratunek pospieszyli europejscy samorządowcy Madrycki ratusz, początek września. Przez Bałkany wlewają się do Europy kolejne fale nielegalnych imigrantów, głównie z syryjskimi, irackimi i afgańskimi paszportami. Tak naprawdę jednak trudno ich zidentyfikować – handel podrobionymi paszportami kwitnie w najlepsze. Zgodnie z danymi UNHCR, popyt tylko na syryjskie dokumenty wzrósł od lipca przeszło czterokrotnie. Europa zostaje postawiona w stan gotowości – mówi się o setkach tysięcy potencjalnych uchodźców, którzy w ciągu najbliższego roku mogą przypłynąć do brzegów włoskich i greckich wysp lub przedostać się do Unii drogą lądową. W Brukseli ministrowie spraw wewnętrznych państw członkowskich debatują nad mechanizmem podziału przybyszy – kolejne kraje protestują przeciwko systemowi przydzielania uchodźców na podstawie PKB, zdolności infrastrukturalnych czy wielkości państwa. Europejska solidarność, jeden z filarów zjednoczenia kontynentu, zdaje się gnić od środka. Uchodźcy mile widziani W madryckim ratuszu nastroje są jednak zupełnie inne. Odwrotnie niż w parlamentach Budapesztu, Bratysławy czy nawet Londynu i Berlina, gdzie sprzeciw wobec imigrantów jest najlepiej słyszalnym głosem. W centrum stolicy Hiszpanii widać setki transparentów wspierających uchodźców. Największy – kilkunastometrowy, z napisem: „Uchodźcy mile widziani” – rozpostarty jest na balkonach siedziby władz miasta. To sytuacja co najmniej dziwna nie tylko w kontekście ponadnarodowych konfliktów w brukselskich instytucjach, ale również kryzysu w samej Hiszpanii. Kraj, który od dawna z niepokojem spogląda na rozpad państwowości w Libii i innych krajach basenu Morza Śródziemnego, początkowo należał do solistów antyimigracyjnego chóru. Obawy Madrytu nie są irracjonalne. Hiszpania od wielu lat boryka się z nierozwiązanym konfliktem w Saharze Zachodniej, a coraz bardziej napięte stosunki z Marokiem powodują, że jej afrykańskie enklawy – Ceuta i Melilla – stały się miejscem działania licznych gangów przemytników ludzi. W dodatku wielką imigracyjną niewiadomą pozostaje Ameryka Łacińska – na samej Kubie żyje ponad 700 tys. osób, które z powodu udokumentowanego pochodzenia mogłyby legalnie ubiegać się o przynajmniej tymczasowy pobyt w Hiszpanii. Dlatego pierwsze reakcje rządu na bałkańskie wydarzenia były dość gwałtowne. Na antenie publicznego kanału RTVE premier Mariano Rajoy grzmiał pod koniec sierpnia, że nie dopuści, by Hiszpania stała się bramą do Europy dla setek tysięcy nielegalnych imigrantów. Madryt gotów był zablokować na forum unijnym decyzję o przydzielaniu uchodźców, argumentując to swoim newralgicznym położeniem geopolitycznym. Szef rządu, którego notowania nieustannie spadają, nie spodziewał się, że opozycja wobec jego polityki najgłośniej wybrzmi kilka przecznic od jego gabinetu. Społeczeństwo, które w ostatnich kilku latach pokazało wręcz niebywałą zdolność do błyskawicznej samoorganizacji i tworzenia ruchów społecznych w obliczu kryzysów (takich jak słynni Indignados czy ruch Anonymous), i tym razem zamanifestowało gotowość do działania. Poprzez liczne grupy na Facebooku organizacje pozarządowe, z czasem również pomniejsze formacje polityczne, jak chociażby lokalny komitet samorządowy Ahora Madrid (hiszp. Teraz Madryt), zaczęły się stawać platformami wymiany informacji o tym, kto i jak może i chce pomóc uchodźcom, do których właśnie odwracała się plecami większość unijnych liderów. Po kilkunastu dniach niektóre komórki na portalach społecznościowych liczyły dziesiątki tysięcy ochotników z całej Hiszpanii gotowych do przyjęcia i wsparcia uchodźców. 2 września w sukurs ruchom społecznym przyszły władze miasta. Burmistrz Madrytu, wybrana w tym roku Manuela Carmena – w przeszłości jedna z najważniejszych postaci Hiszpańskiej Partii Komunistycznej, dziś reprezentująca Ahora Madrid – nie tylko wpuściła aktywistów do ratusza, ale również zadeklarowała 10 mln euro z miejskiego budżetu na wsparcie dla uchodźców, którzy dotrą do Madrytu. I z prawicy, i z lewicy W ten sposób Madryt stał się centrum samorządowego wsparcia dla imigrantów – do Carmeny szybko dołączyły władze w wielu innych regionach kraju. Razem ponad 100 miast w całej Hiszpanii – w tym Walencja, Saragossa, Barcelona, Granada i Murcja – zadeklarowało gotowość wsparcia finansowego i logistycznego dla uchodźców, jednocząc się pod hasłem: „Tam, gdzie rządy zawodzą, samorządy podają pomocną dłoń”. O ile nie dziwiła solidarność lokalnych działaczy lewicowych (pomimo majowej wygranej prawicy w wyborach

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 41/2015

Kategorie: Świat