Pomost między nauką a medycyną

Pomost między nauką a medycyną

Swoimi pomysłami próbował pan zainteresować decydentów już wcześniej.

– Gdy przyjechałem do Singapuru w 1992 r., napisałem list do naszego ówczesnego prezydenta, aby zwrócić uwagę na pewne strategie, jakie ma Singapur, z sugestią, że warto byłoby przysłać tu ekspertów, którzy mogliby przyjrzeć się niektórym rozwiązaniom. A potem przy każdej wizycie w Polsce wracałem do sprawy. Spotkałem się z czterema premierami i jednym prezydentem. Chociaż wszyscy mówili, że jest to bardzo ważne, to tak na serio nie udało mi się nikogo zainteresować.

Rozumiem, że teraz pojawiła się szansa. Ale wydaje się, że wartość tych projektów polega także na tym, że sytuują się one ponad podziałami. Byłoby bardzo dobrze, gdyby znalazł pan odpowiednie wsparcie.

– To właśnie jest bardzo ważne. Na otwarciu Centrum Anatomii Wirtualnej i Symulacji Chirurgicznej powiedziałem, że projekt ma wiele zalet, a najważniejszą jest to, że mógłby nas wszystkich pogodzić i skoncentrować na sprawach najważniejszych dla nas i przyszłych pokoleń. Zbyt łatwo dajemy się dzielić, i co gorsza, my chcemy się dzielić.

Chińczycy, których pan dobrze poznał, zachowują się zgoła inaczej.

– Oni się wspierają i dlatego potrafili pójść tak daleko do przodu. A nawet jeśli bywają między nimi konflikty, to na zewnątrz tego nie widać. Kłócąc się o rzeczy nieistotne, nie widzimy, jak błyskawicznie świat posuwa się do przodu. A gdy w końcu się obudzimy, to zauważymy, że albo nas nie ma, albo jesteśmy kompletnie zależni od innych. Mamy sporo atutów, których inni nie mają. Młodzi ludzie nie mają oporów, chcą działać. Nie chcą uczestniczyć w kłótniach starszego pokolenia. Jeśli nie mogą tu pracować, to wyjeżdżają, a na tym wszyscy tracimy. Ważne jest, aby jednoczyć się na sprawach zasadniczych.

Rozpoczynając współpracę z Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego, ma pan szansę zbudować coś od początku, ale także zaproponować nowe standardy – z poprawką, że nie wszystkie rozwiązania singapurskie da się przenieść w polskie realia.

– Dostałem wiele ofert, a ponieważ brakuje samodzielnych pracowników naukowych, widziano we mnie wykładowcę. Proponowano mi prowadzenie zespołu, a to oznacza włożenie w pewien boks i produkowanie doktoratów. Mogę oczywiście wykładać, jestem profesorem w USA, Chinach i Singapurze. Nie jest to jednak najlepsza rzecz, jaką mógłbym robić. Chciałem pracować dla kraju i właśnie propozycja UKSW była wyjątkowa w tym względzie. Moja koncepcja nie opiera się na przekształcaniu uniwersytetu, ale na budowaniu czegoś nowego.

Placówki nazwanej Centrum Anatomii Wirtualnej i Symulacji Chirurgicznej na świecie chyba jeszcze nie było. Ale to dopiero początek…

– To nie jest tak, że coś gdzieś zobaczyłem i teraz próbuję to skopiować. Aby utworzyć szkołę medyczną, trzeba mieć szpital i lekarzy. Ale to także edukacja, badania naukowe, a potem badania kliniczne i pacjenci. Niemal z marszu możemy zrobić dwie pierwsze rzeczy. Mamy wyśmienity materiał edukacyjny, atlasy mózgu normalnego, jak i chorób neurologicznych, które stosują najlepsze szkoły medyczne i szpitale na świecie. Ale to centrum ma być zaczątkiem szkoły medycznej. A strona kliniczna wcześ­niej czy później też będzie robiona.

Ale już na badania potrzebne będą finanse.

– Aby sprawę przyspieszyć, współpracujemy z Instytutem Kardiologii w Aninie, który stara się o grant na symulator kardiologiczny, a my będziemy robić atlas serca. Ale głównym powodem, dla którego wróciłem do kraju, jest stworzenie Polskiego Centrum Neurotechnologicznego. Składając grant na centrum, musiałem się samookreślić. Informatyka czy neurologia? Jednak to, co proponuję, sytuuje się gdzieś pomiędzy. Mózg jest dzisiaj ważnym wyzwaniem ludzkości, ale również olbrzymią szansą rynkową. Społeczeństwo się starzeje, jedna trzecia dorosłej populacji świata cierpi na choroby neurologiczne. Pojawiły się już na świecie duże projekty i inicjatywy neurotechnologiczne w USA, UE czy Izraelu. Badania nad mózgiem będą następną, po badaniach kosmosu, olbrzymią falą technologiczną. Dlaczego mielibyśmy nie dołączyć do takiego „Klubu neuro”?

W rankingu Global Innovation Index 2015 określającym poziom innowacyjności poszczególnych państw, Polska zajęła 46. miejsce na świecie, a w rankingu sensowności nakładów w stosunku do ich efektów, plasuje się na miejscu 93. Pana plany i działania mogłyby te pozycje poprawić.

– Chciałbym właśnie pokazać, jak robię innowację i jak można pomóc naukowcom. Zasadniczą kwestią jest tu zmiana mentalności. Moim atutem jest to, że pewne rzeczy zrobiłem. Wiele osób mówi o innowacyjności, ale niewiele jest takich, którzy tej innowacyjności gdzieś liznęli. Zwracano się do mnie: panie profesorze, ja nie jestem biznesmenem, ja jestem naukowcem. Odpowiadałem, ja też nie jestem biznesmenem. Przytaczałem wtedy swoje motto: „Jeżeli lekarz pomaga tysiącom pacjentów, a naukowiec może pomóc tysiącom lekarzy, to prowadzenie medycznych badań naukowych jest najbardziej satysfakcjonującym zajęciem”. Polska powinna postawić na innowacyjność. Inni szybko się uczą, ale kreatywności nie można się nauczyć. Potrzebna jest nam nowa strategia innowacyjno-naukowa. Bliskie jest mi podejście budowania wokół najlepszych. Wybitnym Polakom, z wiedzą i doświadczeniem, należy stworzyć warunki powrotu do kraju, aby mogli budować tu, wspólnie z młodymi talentami, wygrywającymi konkursy światowe.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 34/2016

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy