Głuchołazy to od ubiegłorocznej powodzi chyba najbardziej znane polskie miasteczko. Miesiąc po miesiącu odżywają
Dawny zdrój, gdzie z sukcesami leczono gruźlicę – Bad Ziegenhals, Kozia Szyja, Capri Collum. Kozia głowa na długiej szyi, herb miasta, jest symbolem Głuchołazów, upamiętnionym też na sympatycznym muralu przy ryneczku.
Mija piąty miesiąc od powodzi. – Cieszymy się, że funkcjonują wszystkie szkoły, prowadzone zarówno przez gminę, jak i przez stowarzyszenia, np. ta w Jarnołtówku, gdzie była zalana kotłownia, piec był niesprawny, ale wszystko zostało załatwione. Przedszkola pracują. Żłobek niebawem przyjmie wszystkie dzieci – wylicza burmistrz Głuchołazów Paweł Szymkowicz.
Remontowane są dom dziennego pobytu przy całkowicie zalanej alei Jana Pawła II oraz znajdujący się po jej drugiej stronie żłobek. – Niezalane piętro w dwupoziomowym budynku po wykonaniu pewnych prac sanepid dopuścił do użytku dla pięćdziesięciorga dzieci. Ten obiekt w czerwcu oddaliśmy po gruntownym remoncie. Był najnowocześniejszy w powiecie, na 125 miejsc, całkowicie zaspokajał potrzeby maluchów z gminy, mógł przyjąć dziecko niemal z dnia na dzień. Niestety, ta sytuacja trwała tylko do połowy września, kiedy stało się to, co się stało. Remont za kwotę 1 mln zł sfinansuje Fundacja TVP – przy takiej pomocy to idzie bardzo szybko, prace trwają – mówi urzędnik.
Wielkim postępem jest udrożnienie długiej, pełnej domów i zakładów ulicy Andersa, biegnącej wzdłuż Białki (czyli Białej Głuchołaskiej) i łączącej część zdrojową z centrum. Ulica była kompletnie zniszczona powodzią tak jak domy, wille, działki do niej przylegające. Jest już w całości przejezdna.
Udało się zapewnić zaopatrzenie miasta w wodę, ukończono odbudowę kolektora ściekowego z Głuchołazów do Nysy, który był uszkodzony na odcinku kilometra. – Koszt ponad 6 mln zł pokryło państwo. Udało się też zrobić przerzut wody, taki docelowy, z basenów tzw. wody surowej do stacji uzdatniania wody, z prawego brzegu Białki na lewy. Nauczeni doświadczeniem z 15 września, kiedy zerwało most kratowy i podczepioną pod nim magistralę wodną, zrobiliśmy przewiert i w nim umieściliśmy rurociąg wody surowej do stacji uzdatniania. Nic już raczej nie powinno mu szkodzić – podkreśla Szymkowicz.
Mieszkania, mieszkania
W Głuchołazach jest 140 zalanych mieszkań komunalnych. Lokatorzy 100 zdecydowali się je remontować ze swoich środków, odszkodowań, a przede wszystkim z pieniędzy, które rząd przeznaczył na zasiłki (do 200 tys. i 100 tys. na pomieszczenia gospodarcze). – Pozostaje 40 mieszkań osób, które nie poradziłyby sobie z różnych powodów z takim zadaniem. Te będą remontowane na koszt gminy. Wtedy oczywiście ich lokatorom nie będzie przysługiwał zasiłek. Wciąż w hotelach i schronisku przebywa 27 osób, dwie rodziny i samotna pani w Pokrzywnej, reszta osób – w ośrodku Banderoza w Głuchołazach. Część rodzin mieszka u bliskich, znajomych. Będą przystępować do remontów mieszkań wiosną. Jako gmina dodatkowo przebudujemy i przystosujemy dotychczasowe pustostany i lokale niezamieszkane. W sumie jest ich 97 i docelowo, jako mieszkania komunalne, gminne, będzie można je dzierżawić. Niewykluczone, że część lokali wystawimy na sprzedaż – zapowiada burmistrz.
Krajobraz popowodziowy to wciąż dużo problemów pojedynczych ludzi. Na przykład małżeństwo mieszkające na parterze w jednym z budynków komunalnych przy zalanej w całości ulicy zostało poszkodowane po raz drugi, pierwszy raz w 1997 r. Byli przekonani, że mają bardzo dobre ubezpieczenie, a okazuje się, że nie obejmuje ono powodzi. – Oni już nie chcą tam mieszkać, chcą się przeprowadzić do mieszkania poza terenem zalewowym, mają niewystarczające, skromne oszczędności, a nie wiadomo co z odszkodowaniem. Ale jeśli chcą korzystać z zasiłku dla powodzian, muszą zostać w starym mieszkaniu. Takich spraw jest dużo – opowiada gospodarz miasta.
Piąty miesiąc po powodzi, a wciąż napływają wnioski o zasiłki, można je składać w przedłużonym terminie do 15 marca. Jest ich bardzo dużo. Składanie ich tak późno, jak praktyka pokazuje, to również efekt tego, że „sąsiad dostał, więc ja też muszę”. Procedury wymagają opracowania każdego wniosku, powołania komisji szacunkowej, która na miejscu oceni straty, sporządzi dokumentację, wyda decyzję. – Wydawanie tylu decyzji trwa, a faktycznie poszkodowani czekają. Na szczęście rząd w pewnym momencie wprowadził zaliczki do 50 tys. i ludzie mogli zacząć coś robić – zaznacza burmistrz.
Mieszkańcy gminy narzekają










