Portret z rodzicami w tle

Portret z rodzicami w tle

Miałam udane dzieciństwo i normalny dom. Dopiero teraz Roberto Rossellini i Ingrid Bergman są legendą Isabella Rossellini, włoska aktorka i modelka, opowiada o swoim ojcu, matce i o sobie Korespondencja z Neapolu – To nie przypadek, że końcowy akcent obchodów stulecia urodzin Roberta Rosselliniego odbywa się w Maiori nad Zatoką Amalfitańską – pani ojciec nakręcił tu wiele filmów… – Mój ojciec kochał to miejsce i rzeczywiście często tu pracował. W pewnym sensie to on odkrył Maiori. Po 1954 r., kiedy była tu wielka powódź, która doszczętnie zniszczyła miasteczko i okolicę, zdecydował, że nigdy więcej nie przyjedzie w te strony. Także dlatego, że wybrzeże amalfitańskie stało się centrum masowej turystyki, a ojciec nie lubił tłumów. W 1997 r. mój brat Renzo po rozmowach z nami, z rodzeństwem, postanowił właśnie w Maiori stworzyć festiwal zadedykowany naszemu ojcu. Daje on młodym reżyserom szansę pokazania swoich prac. Główna nagroda im. Roberta Rosselliniego jest pewnego rodzaju wizytówką otwierającą szersze perspektywy. Nie jest to duży, huczny festiwal, ale gromadzi ludzi, którzy kochają kino. Myślę, że podobałby się ojcu. -Pani osobisty wkład w obchody to krótkometrażowy film pt. „Mój ojciec ma sto lat”. – To jest bardzo osobisty film. Nie jest to na pewno dokument o tym, kim był mój ojciec. Właściwie jest to bardziej film o mnie, o tym, jak widziałam mojego ojca, jak go rozumiałam, jak odbierałam jego relacje z rodziną, z otoczeniem, z innymi reżyserami. Chciałam zrobić krótki film, taki jest w istocie, trwa 15 minut, który mógłby służyć jako pewnego rodzaju wprowadzenie do rozmowy o Rossellinim, który mógłby otworzyć festiwal czy jakieś inne imprezy związane z obchodami stulecia. Taki miałam zamiar – miał to być film prezentacyjny. Tata z brzuchem i w piżamie – W filmie wciela się pani w wiele postaci – Hitchcocka, Chaplina… Skąd ten pomysł? – To nie był mój pomysł. To idea reżysera Guy Maddina. To młody, awangardowy reżyser kanadyjski, z którym wcześniej pracowałam i z którym jestem zaprzyjaźniona. Jest on znany ze swoich czarno-białych obrazów, które robią wrażenie bardzo starych, antycznych, w pewnym sensie uosabiają pamięć kina. Bardzo mi się ta konwencja podoba, dlatego zapytałam, czy podjąłby się zrobienia filmu o moim ojcu – może dlatego, że boję się, że mój ojciec zostanie zapomniany, że kino zostanie zapomniane. I właśnie Guy przekonał mnie, żebym zagrała różne postacie, z moją matką i ojcem włącznie, ponieważ dzięki temu publiczność zrozumie, że nie jest to film dokumentalny czy dydaktyczny, tłumaczący kim jest, kim był Roberto Rossellini, lecz jest to wytwór mojej wyobraźni, mojej pamięci, coś, co narodziło się w mojej głowie. Miał to też być film lekki, komiczny, dlatego przystałam na ten pomysł. – Jakie to uczucie zagrać własną matkę – niezapomnianą Ingrid Bergman? – Prawdę mówiąc, z zagraniem matki nie miałam większego problemu. Może dlatego, że zawsze, już od najmłodszych lat, wszyscy mi mówili, że bardzo jestem do mamy podobna. I rzeczywiście, kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy scenę, w której gram mamę, wszyscy się trochę wzruszyliśmy. Wydawało się nam, że to ona. O wiele bardziej bałam się ról męskich. Chciałam to zrobić tak, aby już od pierwszego spojrzenia widzowie wiedzieli, o kogo chodzi. Stosunkowo łatwo udało mi się to z Charliem Chaplinem – charakterystyczny wąsik, gestykulacja, melonik. Hitchcock też nie był aż taki trudny, ponieważ w pamięci szerokiej publiczności utrwalił się słynny obraz jego twarzy z profilu. Gorzej było natomiast chociażby z Fellinim, ponieważ naprawdę trudno było mi znaleźć jego wizerunek, który pozwalałby od razu, bez słów, zrozumieć, że to on. – A postać ojca? Dlaczego ma taki wielki brzuch? – Pamiętam go w piżamie, w pantoflach, jako dziecku wydawało mi się, że ma wielki brzuch. Często też powtarzał, że żałuje, że to nie on nas urodził. Wszystko to razem sprawiło, że tak go pamiętam, choć zdaję sobie sprawę, że nie jest to wizerunek realistyczny. – Kim był Chaplin dla pani ojca? – Kimś bardzo ważnym. Ojciec niezwykle rzadko chodził do kina, Chaplin był wyjątkiem. Pamiętam, że zawsze zabierał mnie na jego filmy. Znamienne jest to, że ojciec miał na biurku fotografię Chaplina z dedykacją dla niego. Nigdy nie widziałam żadnych innych zdjęć w pokoju

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 51-52/2006

Kategorie: Kultura