N 31 posłów z komisji ustawodawczej tylko 15 ma wykształcenie prawnicze. W tym elitarnym gronie znalazła się Magdalena Banaś Do pracy w Sejmie Magdalena Banaś była przygotowana nie tylko dzięki pracy w samorządzie, lecz także od strony teoretycznej. Jako wykładowca prawa konstytucyjnego na Uniwersytecie Wrocławskim uczyła studentów, jak wygląda proces legislacyjny. Ale na Wiejskiej teoria boleśnie zderzyła się z praktyką. – Nagle okazało się, że to nie takie proste, jak opisują podręczniki i jak tłumaczyłam studentom: pierwsze, drugie czytanie oraz trzecie, po którym jest od razu głosowanie. Wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane. W książkach nie można wyczytać np. o istnieniu posłów, którzy tuż przed głosowaniem zadają nagle niezliczone pytania, choć już w komisjach otrzymali na nie odpowiedź. Wszystko tylko po to, by zaistnieć medialnie – mówi posłanka SLD z okręgu wałbrzyskiego. Magdalena Banaś była jedną z najmłodszych parlamentarzystek w ubiegłej kadencji (rocznik 1973), ale też jedną z lepiej przygotowanych do pracy przy uchwalaniu prawa – była wśród zaledwie 15 posłów mających wykształcenie prawnicze! Życiem zawodowym posłanki w dużej mierze kierowały nieoczekiwane zwroty – najpierw przez długie lata marzyła o zawodzie lekarza ze specjalizacją kardiochirurga. Ale w IV klasie liceum przestraszyła się egzaminu wstępnego na medycynę, na którym trzeba było zdawać fizykę. Ostatecznie więc złożyła papiery na Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Po skończeniu studiów chciała się kształcić na sędziego. Nie dostała się jednak na aplikację sędziowską. – Byłam rozżalona, ale być może wtedy nie znalazłabym się w polityce. Całe moje życie potoczyłoby się pewnie inaczej – mówi teraz. Znajomi wciągnęli ją do pracy w samorządzie. Przez trzy lata (1998-2001) zdobywała szlify jako radna w sejmiku województwa dolnośląskiego, co przydało się później w pracy w Sejmie. Jednocześnie przez półtora roku była dyrektorem Dolnośląskiego Biura Parlamentarnego SLD. Do Sojuszu zapisała się w 1999 r. Jedna z dwóch kobiet na liście Tegoroczna kampania z pewnością nie będzie przebiegała w podobnej atmosferze jak ta sprzed czterech lat. Dziś Magdalena Banaś często musi się tłumaczyć za winy i niespełnione obietnice Sojuszu. – Wyborcy są zawiedzeni. Czasem spotykam się nawet z agresją. Wiem, że niektóre decyzje były błędne, ale niektóre posunięcia były potrzebne. Rozmawiam z ludźmi i tłumaczę to. Szybko też zapomnieli, w jakim stanie zastaliśmy Polskę, kiedy przejęliśmy ją po rządach AWS – przekonuje posłanka. Szeregi Sojuszu stopniały w porównaniu z 2001 r. Część osób przeniosła się do partii mających większe szanse wyborcze. Nie ma też tylu chętnych do kandydowania do Sejmu, jak jeszcze cztery lata temu. Magdalena Banaś jest jedną z dwóch kobiet umieszczonych na wałbrzyskiej liście SLD do Sejmu. Ona sama nie myślała o zmianie barw politycznych. – Mama jest prywatnym przedsiębiorcą, więc być może pasowałabym bardziej do PO – żartuje – ale moi rodzice są lewicowi i taki światopogląd wyniosłam z domu. Polsce potrzebna jest lewica, ale lewica, która pamięta o najbiedniejszych, która przypomina sobie o tym nie pod koniec kadencji, lecz cały czas. Sądząc po sondażach przedwyborczych, przyszły Sejm będzie zdominowany przez prawicę i rządy w Polsce przejmą partie, które na scenie politycznej nie widzą miejsca dla jakiejkolwiek lewicy. Tę reprezentować może tylko SLD, bo nie wiadomo, czy SdPl przekroczy pięcioprocentowy próg wyborczy. – Mówienie, że Samoobrona może zastąpić lewicę w przyszłym Sejmie, jest wielkim nieporozumieniem! Ta partia ma program populistyczny. Jak może być lewicą ugrupowanie, które żąda tak wysokich sum za umieszczenie kogoś na listach wyborczych? Lewica w żadnym razie nie wprowadzałaby takich rozwiązań, które zamykają dostęp do czynnej polityki osobom gorzej sytuowanym. Poza tym wśród ich kandydatów na posłów są osoby z wyrokami. I oni mają później prawo tworzyć? Lewica jest w Polsce potrzebna, ale nie będzie reprezentowana przez partię Leppera – przekonuje Magdalena Banaś. Prawo swoje, politycy swoje Za największy sukces Sojuszu w mijającej kadencji Sejmu uważa przyjęcie rozwiązań umożliwiających naprawę finansów państwa. Choć wie, że m.in. za te niepopularne decyzje Sojusz może teraz słono zapłacić. Imponująca była też praca nad dostosowywaniem polskiego prawa do rozwiązań unijnych. – Przez dwa lata pracowaliśmy od godz. 9 rano do nieraz 1-2 w nocy, bo dzień kończyliśmy cztero-, pięciogodzinnymi głosowaniami – wspomina.
Tagi:
Magdalena Orzechowska









