Rozmowa z Wiesławem Uchańskim, prezesem wydawnictwa Iskry – Wydał pan dwie monografie o Tadeuszu Boyu-Żeleńskim, nie miałby pan ochoty wydać wyboru jego pism? Sytuacja jest dziwna: żyje legenda Boya, nie ustają kontrowersje wokół jego osoby, pisze się o nim, natomiast od lat nie ma na rynku książek jego autorstwa. – To prawda i dlatego wydaje mi się, że młodsze pokolenia w ogóle nie znają Boya, co najwyżej z anegdoty. Pamiętają go i czytają głównie ludzie starsi. Jeśli sytuacja się nie zmieni, Boy może zostać zapomniany. Ale widocznie nie ma na rynku zapotrzebowania na jego pisma, skoro nikt ich nie wydaje. Kilka lat temu pewna oficyna wydała „Słówka” i poniosła całkowitą klapę, nakład się nie sprzedał, chociaż cena za egzemplarz była niska – około 5 zł. Pani pyta, czy nie miałbym ochoty wydać pism Boya. Oczywiście, że miałbym ochotę, i to ogromną. Wiem jednak, że to ryzykowne przedsięwzięcie. Ostatnio Józef Hen, autor biografii Boya „Błazen – wielki mąż”, usilnie mnie do tego namawia i czuję, że chyba wkrótce ulegnę. Chciałbym wydać dwa tomy dzieł wybranych: felietony, recenzje, listy. – Czy to prawda, że Iskry weszły w posiadanie ostatniej, niewydanej książki Boya, przygotowanej we Lwowie w 1941 roku? – Tak, kupiłem ją na aukcji i przekazałem do Biblioteki Narodowej. To bardzo interesujące dzieło, również z tego względu, że Boy sam dokonał wyboru tekstów. Była to jego ostatnia praca, dlatego mam do niej sentyment. Zamierzam w niedalekiej przyszłości ją wydać. – Pana wydawnictwo mieści się na Smolnej 11, w dawnym mieszkaniu Boya. Czy zostały tam jakieś pamiątki? – Niewiele, kilka książek z autografami, kilka listów… Jest też maszyna do pisania, ale nie ma pewności, czy należała do pisarza. Natomiast pozostał po nim genius loci. Boy spędził na Smolnej 11 kilkanaście ważnych lat. Mieszkał tu z żoną i synem, i jakiś czas ze swoim bratankiem, Władysławem Żeleńskim. Tu zawiązał się jego najważniejszy romans – z Ireną Krzywicką, tu zaczął wydawać swoja słynną „Błękitną Bibliotekę”. – Boy jako wydawca ambitnej literatury miał spore kłopoty. Mają je także dzisiejsi ambitni wydawcy. – Ambitni wydawcy zawsze mieli kłopoty, bo albo brakowało im środków, albo ambitnych czytelników, albo jednego i drugiego. Wie pani, że niektóre książki, wydawane przez Boya w nakładzie zaledwie tysiąca egzemplarzy, nie znajdowały nabywców? Taki sam los spotyka dzisiaj wiele ambitnych tytułów. Tymczasem – co jest pewnym paradoksem – wydana przez Iskry biografia Boya pióra Hena sprzedaje się nadspodziewanie dobrze – do tej pory rozeszło się około 10 tys. egzemplarzy. n Pana firma mieści się w mieszkaniu Boya, zbiera pan pamiątki po nim, wydaje jego biografie i przymierza się do wydania pism wybranych. To chyba nie jest zbieg okoliczności? Proszę powiedzieć, kim dla pana jest Boy? – Oczywiście, że to nie przypadek. Boy jest mi bardzo bliski: jako pisarz, obserwator życia, felietonista. I jako człowiek. Uważam, że potoczne wyobrażenie jest fałszywe, oparte raczej na anegdotach niż na faktach. Na przykład Boy uchodzi za dowcipnisia, wesołka, a był człowiekiem raczej smutnym, melancholijnym i miewał okresy głębokiej depresji. Często przedstawia się go jako bawidamka, Don Juana, tymczasem był dość nieśmiały w stosunku do kobiet. Sądzę, że wdawał się w romanse, gdyż tęsknił za wielkim uczuciem, za miłością. W sumie jego życie miłosno-erotyczne było raczej smutne. Najpierw przeżył kilka lat upokorzeń w związku z nieodwzajemnioną miłością do Dagny Przybyszewskiej, potem ożenił się, ale był to związek przyjacielski, partnerski. Potem wspominał w listach, że okres, gdy był młodym małżonkiem, ojcem i praktykującym lekarzem, czyli na pozór człowiekiem, „który ma wszystko”, któremu się wiedzie – był najbardziej nieszczęśliwy w jego życiu. Być może to emocjonalne niespełnienie gnało go w stronę pracy społecznej i działalności wydawniczej. Ale smutna prawda o Boyu jest taka, że był człowiekiem nieszczęśliwym, niespełnionym i niedocenionym. Czy Tadeusz Boy-Żeleński jest pisarzem aktualnym? Jak wygląda z dzisiejszej perspektywy? Czy jego myśl jest obecna w naszej kulturze? Kazimierz Kutz, reżyser Najlepiej byłoby zrzucić się na potężną mszę, żeby dzisiaj pojawił się ktoś taki jak Boy. Dlaczego?
Tagi:
Ewa Likowska









