Powrót Czerwonego Oskara

Powrót Czerwonego Oskara

Nowa partia lewicy może doprowadzić w Niemczech do politycznego trzęsienia ziemi Wydawało się, że wynik przedterminowych wyborów w Niemczech jest przesądzony. Chadecy i liberałowie zaczęli dzielić między siebie rządowe posady. Teraz jednak znów wszystko jest możliwe. Na scenie pojawiła się bowiem nowa partia lewicy, ugrupowanie protestu, przeciwne polityce „neoliberalnych reform” i oszczędności kosztem pracobiorców. Ta znacznie bardziej „czerwona” od rządzącej obecnie SPD formacja powstała z połączenia Wyborczej Alternatywy Praca i Sprawiedliwość (WASG), działającej w zachodnich Niemczech, oraz Partii Demokratycznego Socjalizmu (PDS), spadkobierczyni NSPJ Ericha Honeckera, której matecznikiem są wschodnie landy. PDS przez lata była silną regionalną lewicową partią na terenie byłej NRD, nie zdołała jednak zdobyć przyczółka w zachodnich krajach federalnych. Socjaliści z PDS są uważani przez wielu za postkomunistów, co skutecznie zniechęcało wyborców. Lecz teraz WASG i PDS zjednoczyły swoje szeregi, tworząc nową Partię Lewicy (Die Linkspartei). Na jej czele stanęli dwaj charyzmatyczni gwiazdorzy polityki niemieckiej, Oskar Lafontaine, były przewodniczący SPD i nieubłagany przeciwnik kanclerza Gerharda Schrödera, oraz adwokat i błyskotliwy ideolog PDS, Gregor Gysi. Obaj są prawdziwymi lokomotywami kampanii wyborczej. Dzięki obecności Lafontaine’a Linkspartei może liczyć na poparcie także na terenie „starej” Republiki Federalnej. Błyskawiczny wzrost popularności Partii Lewicy stał się nad Łabą i Renem polityczną sensacją. Linkspartei może obecnie liczyć na 12% głosów w całych Niemczech i aż 33% w nowych landach, jest zatem trzecią siłą polityczną kraju i najsilniejszym ugrupowaniem Wschodu. Jeśli utrzyma takie poparcie, jeśli do dnia elekcji 18 września jej liderzy się nie pokłócą, może doprowadzić do politycznego trzęsienia ziemi. Klęska rządzącej koalicji socjaldemokratów i Zielonych wydawała się nieuchronna. Chadecy liczyli na zdobycie absolutnej większości. Liczni obywatele, przeciwni polityce reform i zaciskania pasa, prowadzonej przez rząd Schrödera, zamierzali głosować na CDU/CSU. Lecz kiedy na scenie pojawiła się Partia Lewicy, klasyczne ugrupowanie protestu, wielu spośród tych wyborców o lewicowych sympatiach postanowiło zaufać właśnie jej. W konsekwencji może dojść do tego, że chadecy nawet w koalicji z liberałami z FDP nie zdobędą tylu mandatów, aby utworzyć rząd. W Berlinie trzeba będzie wtedy urządzić, jak to określają komentatorzy, „słoniowe wesele”, czyli wielką koalicję CDU/CSU i SPD. Socjaldemokraci, którzy już przygotowywali się do smętnego życia w opozycji, znów liczą na udział w słodkiej władzy. Publicyści, chociażby liberalnego magazynu „Die Zeit”, ostrzegają jednak, że słoniowe wesele nie rozwiąże palących problemów kraju, takich jak rekordowe bezrobocie czy wysokie koszty pracy, CDU/CSU i SPD zaś w jednym rządzie będą tylko blokowały się nawzajem. Gdyby jednak doszło do wielkiej koalicji, Linkspartei będzie z pewnością rosnąć w siłę, wystąpi bowiem jako jedyny obrońca klasy robotniczej przed „neoliberalną” elitą polityczną. Wielka koalicja w Berlinie oznaczałaby dalszy spadek znaczenia SPD, która obecnie może liczyć tylko na 28% głosów, oraz kolejne triumfy partii Gysiego i Lafontaine’a. Alternatywą mogłoby się stać powstanie szerokiego lewicowego sojuszu socjaldemokratów, Zielonych oraz Linkspartei. Ale kanclerz Schröder i przewodniczący SPD, Franz Müntefering, zapewniają wszem wobec, że nie może być mowy o koalicji z „partią lewicowo-populistyczną, zwróconą ku przeszłości” oraz z jej demagogicznym przywódcą, zbiegiem spod socjaldemokratycznych sztandarów. Także Lafontaine podkreśla, iż koalicja będzie możliwa tylko wtedy, kiedy odejdą Schröder, Müntefering i minister spraw zagranicznych Joschka Fischer, który „niezgodnie z prawem międzynarodowym”, wciągnął Niemcy do wojny w byłej Jugosławii. Lafontaine kontra Schröder to historia wybujałych ambicji, nieubłaganej rywalizacji i szorstkiej politycznej przyjaźni, która przerodziła się w zapiekłą nienawiść. Dziś nazwisko Lafontaine nie może przejść kanclerzowi przez usta, a kiedy mówi o byłym przewodniczącym SPD, brzmi to, jakby miał na myśli szczura. „Czerwony Oskar”, jak nazywany jest obecny lider Linkspartei, określa natomiast Schrödera mianem „politycznej szarańczy”, która pożera państwo socjalne. W 1995 r. na zjeździe SPD w Mannheim Lafontaine wygłosił płomienną orację, dzięki której obalił przewodniczącego partii, Rudolfa Scharpinga, i zajął jego miejsce. Ale to Schröder po wygranych w 1998 r. wyborach zasiadł w kanclerskim fotelu. „Czerwony Oskar” dostał kluczowy resort finansów i liczył, że to on będzie rzeczywistym szefem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 32/2005

Kategorie: Świat