Pożar i głód w Domu Wodza

Pożar i głód w Domu Wodza

Prezydent Zimbabwe gnębi białych farmerów i rozmawia z duchami Zimbabwe pogrąża się w chaosie. Ten niegdyś najbogatszy (zaraz po RPA) kraj Czarnej Afryki stanął w obliczu klęski głodowej. Prezydent Robert Mugabe od 18 miesięcy prowadzi krucjatę przeciwko białym farmerom. Według brytyjskiej prasy, 77-letni dyktator z Harare zamierza wywłaszczyć wszystkich „obszarników”, wprowadzić stan wyjątkowy, aresztować działaczy opozycji i ogłosić się dożywotnim prezydentem. Stanie się to zapewne na początku przyszłego roku. Dziennik „Daily Telegraph” twierdzi, że sporządzony został odpowiedni plan pod nazwą „Niech (farmerzy) zrezygnują i wyniosą się „, jak również „czarna lista” niepokornych dziennikarzy, których należy wyprawić na tamten świat. Zanim władze rozkręciły spiralę przemocy, biali rolnicy uzyskiwali w swych dobrach trzy czwarte eksportowych zysków kraju i zatrudniali 200 tys. czarnoskórych robotników. Nikt nie zaprzecza, że przeprowadzenie reformy rolnej w Zimbabwe jest konieczne. 4,5 tys. „komercyjnych farmerów i hodowców” posiada trzy czwarte najlepszych ziem ornych kraju – 11 mln hektarów i jedną trzecią całej powierzchni państwa (25 mln hektarów). Czarnoskórzy mieszkańcy Zimbabwe stanowiący około 98% ludności niemal 12-milionowego kraju tłoczą się na jałowych gruntach, z których trudno utrzymać rodzinę. W latach 1980- -2000 dzięki finansowej pomocy Londynu (Zimbabwe, dawna Rodezja, jest byłą brytyjską kolonią) udało się rozparcelować 7,5 mln hektarów. Część ziemi trafiła w ręce „krewnych i znajomych” rządowych dygnitarzy, nie mających większego pojęcia o rolnictwie. Ale tylko 9% mieszkańców Zimbabwe uważało, że nowy podział gruntów jest najważniejszą sprawą. Większość społeczeństwa była zdania, że rząd powinien zająć się przede wszystkim zwalczaniem korupcji i kryzysu ekonomicznego. Kiedy w lutym 2000 r. prezydent Mugabe poddał pod referendum projekt zmiany konstytucji upoważniającej rząd do wywłaszczania farmerów bez odszkodowania, nie uzyskał poparcia większości. Zaraz potem zaczęły się napady na majątki białych, organizowane przy wyraźnej pomocy państwa. Farmy atakują uzbrojeni w kałasznikowy, maczety, siekiery i bicze tzw. weterani (wojny Zimbabwe o niepodległość z białymi kolonizatorami). Napastnicy przepędzają właścicieli i ich czarnych robotników, po czym dokonują nowego „podziału gruntu”. Policja nie interweniuje, za to farmerzy, którzy usiłują się bronić, trafiają do więzień. Nowi „właściciele” zazwyczaj oddają ziemię w dzierżawę, domagając się od czarnych biedaków horrendalnych czynszów. Władze w Harare usiłują przedstawić wojnę z farmerami jako „akt sprawiedliwości dziejowej” – oto rdzenni, czarnoskórzy mieszkańcy odbierają swą ziemię, którą zrabowali ich przodkom angielscy kolonizatorzy. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. Nie ulega wątpliwości, że despota z Harare rozpętał falę terroru, by odwrócić uwagę od rozpaczliwej sytuacji gospodarczej kraju. Zamierza także – pod pretekstem „sprawiedliwej wojny z białymi wyzyskiwaczami” – rozprawić się z opozycją skupioną w Ruchu na rzecz Demokratycznych Przemian (MDC) (w czerwcu ub.r. opozycja o mało nie wygrała wyborów parlamentarnych). Według obliczeń brytyjskiego dziennika „The Independent”, od początku konfliktu zginęło w Zimbabwe 118 osób, w tym „tylko” dziewięciu białych farmerów. Większość ofiar śmiertelnych to czarnoskórzy działacze MDC, ich rodziny oraz robotnicy rolni z farm. Spośród tych ostatnich dziesiątki tysięcy utraciły już pracę i dach nad głową. Bezradni i głodni, koczują w rowach przydrożnych lub usiłują przedostać się do RPA. Ponadto Robert Mugabe nie mógłby uprawiać swej polityki terroru bez poparcia finansowego i politycznego wpływowych białych. Około 500 farmerów sprzymierzyło się z rządzącą partią Zanu. W zamian za to ich posiadłości są oszczędzane. Do przyjaciół prezydenta należą także wpływowi biali biznesmeni z RPA, w tym potężna dynastia Oppenheimerów. Wdzięczny Mugabe umożliwia im eksploatację ogromnych bogactw naturalnych Kongo (armia Zimbabwe, popierająca prezydenta Kabilę, kontroluje część tego wielkiego, obfitującego w złoto i diamenty afrykańskiego kraju). Innym sojusznikiem sędziwego tyrana stał się przywódca Libii, pułkownik Kadafi, który podczas wizyty w Zimbabwe otwarcie zachęcał do „dokończenia rewolucji i wypędzenia kolonistów za morze”. Kadafi kupił też w okolicach Harare osiem posiadłości. Opozycja obawia się, że ukrywają się w nich agenci libijskiego przywódcy, działający jako „szwadrony śmierci” na usługach rządu.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 36/2001

Kategorie: Świat