Praca dla Polaka

Praca dla Polaka

Kraje UE czekają na informatyków z Polski. W Szkocji szanse mają angliści, w Szwecji lekarze, w Holandii spawacze

Jeszcze przed rozszerzeniem Unii Europejskiej Niemcy ostrzegały, że do starej Piętnastki może napłynąć 4 mln pracowników z nowo przyjętych państw, przede wszystkim z dotkniętej znacznym bezrobociem Polski. Jak te katastrofalne dla lokalnych rynków pracy scenariusze mają się do rzeczywistości dzisiejszej Unii? Z opublikowanego kilkanaście dni temu raportu European Citizen Action Service (ECAS), organizacji pozarządowej, czuwającej m.in. nad przestrzeganiem praw obywatelskich w Europie, wynika coś zupełnie przeciwnego. Pracownicy z Polski i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej zajęli w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Szwecji – czyli w krajach, które nie wprowadziły okresów przejściowych – niewiele ponad 200 tys. miejsc pracy. W sumie zaś przez cały pierwszy rok członkostwa w Unii na Zachodzie legalnie pracowało 450 tys. Polaków.

Polski anglista w… Szkocji

– Ten raport obala mity. Udowadnia, że strach przed polskim hydraulikiem nie znalazł potwierdzenia. Pracownicy z nowych krajów członkowskich nie opanowali naszych rynków pracy – komentowała eurodeputowana Zielonych, Jeanne Lambert, dodając, że obywatele nowych państw członkowskich zatrudniają się tam, gdzie nie chcą pracować inni. Co więcej, korzystający z ich usług obywatele Wielkiej Brytanii (gdzie we wspomnianym okresie pracę podjęło niespełna 100 tys. Polaków), Irlandii (40 tys.) i Szwecji (ponad 13 tys.) nie kryją zadowolenia z jakości wykonywanej pracy. I myślą o nowych grupach zawodowych, które chętnie widzieliby na własnych rynkach pracy. Na potwierdzenie tych opinii niedawno pojawiła się w polskich mediach informacja o ofercie lokalnych władz Szkocji, które chciałyby zwerbować do swoich szkół nauczycieli z naszego kraju, przede wszystkim matematyków i anglistów.
Z jak dużym spotka się odzewem? – Do zagranicznych propozycji mam sceptyczny stosunek – przyznaje Małgorzata Gajewska, młoda nauczycielka angielskiego. – Ostatnie lata w Polsce upłynęły pod znakiem wielkiej reformy oświaty. I ten czas nauczyciele spędzili na przystosowywaniu się do nowych warunków. Wyjazd to znowu konieczność przeniesienia się do zupełnie innych realiów. Nie sądzę, by wielu pedagogów było w stanie sprostać temu zadaniu. Mnie zachęciłby bodziec merytoryczny, wyzwanie, by zrobić coś, czego nigdy nie robiłam. Ale w zeszłym roku urodziłam dziecko i nie chciałabym postępować pochopnie. A taka decyzja może się na człowieku zemścić. Znam kilka osób, które wyjechały za granicę i szybko wracały. Przerosły ich inny system pracy, zupełnie nowy program, odmienne tradycje.
Tego rodzaju argumentacji nie sposób odrzucić. Ale z drugiej strony… – Trzeba korzystać z każdej możliwości wyjazdu – zachęca Lidia Jastrzębska ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jej zdaniem, obecnie jest na to idealny moment. – W najbliższych 10-15 latach czeka nas niż demograficzny, co oznacza, że problemem polskich szkół nie będą braki kadrowe, ale sytuacje zgoła odmienne. Oczywiście, za granicą naszym nauczycielom nie będzie łatwo. Najlepiej więc, by wyjeżdżali młodzi, mający najmniej kłopotów z dostosowaniem się.
Obecnie w Szkocji pracuje już kilkudziesięciu polskich nauczycieli, głównie w Glasgow i Edynburgu. Wśród nich przeważają specjaliści nauczania początkowego, matematycy, chemicy i angliści. Ich liczba stawia nas na drugim miejscu po Niemcach wśród zagranicznych pedagogów. Jednak jeśli Szkoci przekonają Polaków do pomysłu pracy u siebie, nauczycieli z Niemiec czeka niechybna deklasacja. Do zajęcia jest bowiem jeszcze przynajmniej kilkaset miejsc pracy. Ale wakaty to niejedyny powód, dla którego polscy nauczyciele są tam pilnie poszukiwani. John Gunstone, wysoki rangą urzędnik szkockiego ministerstwa oświaty, tłumaczy, że szkockie społeczeństwo staje się coraz bardziej zróżnicowane etnicznie. – I dlatego lokalny rząd przyjął założenie, że środowisko szkolne powinno to odzwierciedlać – mówi.
Jak zatem starać się o pracę w Szkocji? Na początek trzeba wypełnić formularz rejestracyjny w Głównej Radzie Nauczania Szkocji. Podstawowym wymogiem jest znajomość języka angielskiego na wysokim poziomie (nie liczą się oficjalne certyfikaty, lecz zdanie testu językowego). Ważne są odpowiednie kwalifikacje do pracy w szkole – obok dyplomu uniwersyteckiego przydadzą się uprawnienia nauczycielskie i doświadczenie zawodowe. A walczyć jest o co, ponieważ średnie zarobki znacznie przewyższają nauczycielskie pensje w Polsce. Początkujący nauczyciel może liczyć na 19,5 tys. funtów rocznie, czyli około 10 tys. zł miesięcznie.

Wspomóc starzejących się Szwedów

Podobną życiową szansą może się okazać praca w Szwecji, gdzie brakuje lekarzy i pomocniczego personelu medycznego. Sprawa jest o tyle nagląca, że Szwedzi są starzejącym się narodem i coraz więcej osób wymaga rozbudowanego i sprawnie działającego systemu opieki medycznej. Szwedzcy specjaliści prognozują, że do 2030 r. w służbie zdrowia będzie trzeba zatrudnić ponad 100 tys. nowych pracowników. A w sytuacji, gdy we własnym społeczeństwie trudno o wystarczającą liczbę nowych rąk do pracy, zagraniczni specjaliści mogą być jedynym rozwiązaniem. Lecz nie tylko z tego powodu polscy lekarze są w Skandynawii mile widziani. Chodzi też o to, że szwedzki personel medyczny bardzo wysoko ocenia tych Polaków, którzy już tam pracują. Wśród Szwedów, którym zdarzyło się już pracować zarówno z polskimi, jak i niemieckimi lekarzami, ci pierwsi cieszą się o wiele lepszą opinią.
Lekarze myślący o podjęciu pracy w Szwecji muszą mieć minimum pięć lat doświadczenia zawodowego. Najbardziej poszukiwani są: lekarze rodzinni i interniści z I lub II stopniem specjalizacji do pracy w przychodniach, okuliści, onkolodzy, laryngolodzy, neurolodzy, pediatrzy, patolodzy, ginekolodzy, kardiolodzy i anestezjolodzy. Tak jak w Szkocji i w tym przypadku jest o co zabiegać. Lekarze w Szwecji mają 40-godzinny tydzień pracy. Dodatkowo mają możliwość brania dyżurów nocnych i pod telefonem, za które wynagrodzenie jest często dwukrotnie wyższe niż za pracę w normalnym systemie. Zarobki w szwedzkiej służbie zdrowia są inne ze względu na staż pracy i specjalizację. Przeciętnie lekarz może tam zarobić 25-60 tys. koron miesięcznie. A to w przeliczeniu na złotówki daje około 12,5-30 tys. zł.

Po pracę za Odrę

Najbliższym zagranicznym rynkiem pracy dla Polaków pozostają Niemcy. Niestety, za Odrą praca dla obywateli nowej UE pozostaje dobrem reglamentowanym. Osoby, które ukończyły 18 lat, mogą pracować maksymalnie przez cztery miesiące w roku kalendarzowym jako pracownicy sezonowi w rolnictwie, gastronomii, hotelarstwie, sadownictwie i w tartakach. Formalności załatwiane są przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, a podania o pracę należy składać w wojewódzkich urzędach pracy (WUP).
Jeszcze w latach 90. Polacy opanowali 90% niemieckiego rynku sezonowych prac rolnych i sadowniczych. Dominowali na niższych posadach w sezonowej gastronomii i hotelarstwie. Niemcy bowiem niechętnie podejmowali się sprzątania czy mycia naczyń. W całym 2004 r. przez takie stanowiska przewinęło się ponad 200 tys. Polaków. Wiele wskazuje na to, że w bieżącym roku tak dużej liczby zatrudnionych nie da się powtórzyć. A wszystko za sprawą regulacji prawnych UE – od 1 lipca br. niemiecki pracodawca przyjmujący polskich pracowników sezonowych musi odprowadzać za nich składki ubezpieczeniowe do polskich oddziałów ZUS. Dla przedsiębiorców oznacza to wzrost kosztów o 20% (wynikający z konieczności zapłacenia połowy składki emerytalnej i rentowej oraz całej wypadkowej i na Fundusz Pracy), co zapewne zniechęca wielu z nich do zatrudniania Polaków. Przynajmniej oficjalnego, bo niewykluczone, że zaowocuje to wzrostem szarej strefy (już teraz w odniesieniu do Polaków szacowanej nawet na 500 tys. osób rocznie). Jeśli chodzi o polskiego pracownika, wprowadzone zmiany spowodują pomniejszenie wysokości wynagrodzenia o 27%, odciągane od pensji na opłatę jego części składek (do tej pory średnia stawka godzinowa dla pracownika sezonowego wynosiła 5,6 euro, z czego 1 euro przeznaczane było na utrzymanie).
Mimo ograniczeń nie jest niemożliwe uzyskanie w Niemczech stałego zatrudnienia. Jeżeli niemiecki pracodawca zgodzi się przyjąć do pracy Polaka, musi uzyskać pozwolenie na jego zatrudnienie. Także przyszłego pracownika nie ominie załatwianie formalności, ponieważ w WUP trzeba złożyć podanie i inne wymagane dokumenty, np. świadectwa wykształcenia. Na niemieckim rynku są branże, w których brakuje chętnych do pracy. Największe szanse na stałe zatrudnienie mają specjaliści – lekarze i informatycy. Niemcy poszukują też polskich pielęgniarek do opieki nad osobami starszymi i chorymi, fizykoterapeutów, rehabilitantów oraz cukierników, piekarzy, kucharzy, mechaników samochodowych, stolarzy, a także wykwalifikowanych pracowników budowlanych.

Jeśli Włochy, to na północ

Choć włoski rząd wprowadził ograniczony dostęp do rynku pracy dla obywateli Czech, Estonii, Łotwy, Litwy, Polski, Słowenii, Słowacji i Węgier, osoby z wykształceniem medycznym, szczególnie pielęgniarki i pielęgniarze, bez problemów znajdą zatrudnienie. Poza kontyngentem i bez konieczności uzyskiwania pozwolenia we Włoszech mogą również zarobkować m.in. profesorowie, wykładowcy uniwersyteccy i naukowcy. Ci jednak nie wydają się zainteresowani tą ofertą. – Naukowcy zawsze mieli dużo możliwości pracy na Zachodzie – tłumaczy Anna Leszkowska z Komitetu Badań Naukowych. – Po wejściu do Unii wiele się nie zmieniło. Jak już ktoś wszedł w międzynarodowy obieg konferencji, spotkań i debat, to już potem unosił się na fali. I wcale nie musiał wyjeżdżać na stałe. Zresztą nie wydaje mi się, by naukowcy specjalnie garnęli się do wyjazdów. Wystarczy spojrzeć na schemat kariery naukowej – ciągle pierwsze tytuły, magistra czy doktora, zdobywa się w kraju. Mało kto zaczyna karierę na europejskich uczelniach. Tam ciągle możliwości robienia kariery naukowej przez Polaków nie są zbyt duże.
Wróćmy jednak do Włoch – do grona uprzywilejowanych zaliczają się również kadra kierownicza, tłumacze, osoby odbywające szkolenia lub staże we włoskich przedsiębiorstwach oraz pracownicy międzynarodowych firm czasowo przeniesieni do Włoch. Pozostałym, zmuszonym zdobywać pozwolenia, najłatwiej o pracę sezonową przy winobraniu oraz zbieraniu owoców i warzyw. Jadąc do Włoch, trzeba jednak pamiętać, że jest tam duże bezrobocie – w skali kraju utrzymujące się na poziomie 8%, ale w regionach południowych sięgające nawet 24%. Generalnie zatem najlepiej szukać zatrudnienia w części środkowej i północnej.
Typowo rolnicze zajęcia oferuje cudzoziemcom również Holandia. Lecz i tam, niestety, istnieją ograniczenia w zatrudnianiu nowych obywateli UE – przez dwa lata od momentu zjednoczenia konieczne jest uzyskanie zezwolenia na pracę (ten wymóg nie dotyczy mieszkańców Cypru i Malty). Dziś na plantacjach cebulek kwiatowych oraz warzyw i owoców sezonowo pracuje wielu Polaków. Bardzo popularne wśród naszych rodaków są także prace w szkółkach drzewek i krzewów ozdobnych, ścinanie kwiatów oraz pielęgnacja ogrodów (przeciętnie 25 zł za godzinę). Poszukiwane są także osoby chętne do pracy przy sortowaniu ryb, owoców i warzyw. I one zarabiają około 25 zł za godzinę (nie otrzymują zwrotu kosztów zakwaterowania, ale mogą liczyć na darmowy przejazd).
Do pracy w Holandii poszukiwani są polscy spawacze. Muszą jednak – poza legitymowaniem się świadectwami zawodowymi – znać przynajmniej w stopniu podstawowym język angielski lub niemiecki. Szansę na pracę mają też Polacy szukający zatrudnienia przy produkcji niektórych towarów przemysłowych, ewentualnie na budowach, w magazynach lub przy pakowaniu towarów do handlu. Młode Polki chętnie wyjeżdżają do Holandii jako au pair. Miesięczne kieszonkowe dla opiekunek to średnio 250 euro. Na lepsze zarobki liczyć mogą osoby z wyższym wykształceniem i znajomością języków obcych. Podobnie jak w całej Europie chętnie są przyjmowani do pracy polscy informatycy i przedstawiciele służby zdrowia. Miesięczne zarobki pielęgniarek i pielęgniarzy w tym kraju wahają się od 1,4 tys. do 2 tys. euro.

***

Podsumujmy – wśród rodaków na unijnych rynkach pracy dominują robotnicy sezonowi. Ale wzięciem cieszą się też wysokiej klasy specjaliści, przede wszystkim informatycy i lekarze. Niemal pół miliona osób, które w ciągu kilkunastu miesięcy pracowały w krajach UE, to dużo. Co więcej, według wspomnianego raportu ECAS, wśród wyjeżdżających najwięcej było ludzi młodych, w wieku 18-34 lat. „Polsce grozi drenaż dobrze wykwalifikowanych kadr i stopniowa ucieczka całego pokolenia”, biła na alarm jedna z opiniotwórczych gazet. Bo choć większość pracuje poniżej swoich kwalifikacji, liczba wyjeżdżających będzie wzrastać wraz z rokrocznym wysypem skazanych na bezrobocie w kraju absolwentów.
Czy rzeczywiście tak się stanie? Cóż, wypada mieć nadzieję, że te pesymistyczne scenariusze sprawdzą się w takim stopniu jak niedawne zapowiedzi najazdu na starą UE taniej siły roboczej ze Wschodu.


Aaaby nie na czarno

Według danych polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w 2004 r. legalną pracę w innych krajach UE podjęło
95 tys. Polaków w Wielkiej Brytanii
95 tys. w Niemczech
50 tys. we Włoszech
30 tys. w Holandii
30 tys. w Irlandii

 

Wydanie: 2005, 38/2005

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy