W Polsce wykonuje się 90% badań prenatalnych mniej niż w innych krajach Europy. Powód? Lekarska indolencja i wpływ Kościoła „Dla mnie badania prenatalne są błogosławieństwem. Mam 31 lat i urodziłam dziecko z nieuleczalnym rdzeniowym zanikiem mięśni. Mój synek umarł po czterech miesiącach. Bardzo chcielibyśmy mieć jeszcze dziecko, ale boimy się. Jedynym pocieszeniem dla mnie i dla męża jest fakt, że gdybym zaszła w ciążę, jest coś takiego jak badania prenatalne. Nie wytrzymałabym psychicznie śmierci następnego dziecka…”, napisała na forum internetowym Marta. Takich wpisów są setki. Ale był też i taki: „Urodziłam pięknych trzech synów, nie robiłam żadnych badań. Po co te badania? Żeby dzieci zabijać”. Ustawa z 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży mówi wyraźnie: „Organy administracji rządowej oraz samorządu terytorialnego (…) są zobowiązane zapewnić swobodny dostęp do informacji i badań prenatalnych, szczególnie wtedy, gdy istnieje podwyższone ryzyko bądź podejrzenie wystąpienia wady genetycznej lub rozwojowej płodu lub nieuleczalnej choroby zagrażającej życiu płodu”. Tymczasem prośba pacjentki o skierowanie na takie badania jest przyjmowana przez wielu lekarzy ze zdziwieniem lub wręcz z niechęcią. Dlaczego? – To ingerencja w boże dzieło stworzenia, w bożą niespodziankę – mówi ksiądz Andrzej z lubelskiej parafii. – Kobiety robią sobie takie badania, żeby mieć usprawiedliwienie dla zabicia swojego nienarodzonego dziecka. „Badania prenatalne zbyt często dostarczają okazji do zaproponowania i wykonywania przerwania ciąży – czytamy w encyklice „Evangelium Vitae”. – Jest to wówczas aborcja eugeniczna, akceptowana przez opinię publiczną o specyficznej mentalności, co do której ustala się błędny pogląd, że jest ona wyrazem wymogów ťterapeutycznychŤ: mentalność ta przyjmuje życie tylko pod pewnymi warunkami, odrzucając ułomność, kalectwo i chorobę”. Stanowisko Kościoła katolickiego w tej sprawie jest jasne: badanie prenatalne może być grzechem, jeśli decydująca się na nie kobieta zakłada, że w przypadku wykrycia nieprawidłowości w rozwoju płodu dokona aborcji. Jeśli celem takiego badania jest sprawdzenie „jakości” dziecka, wówczas diagnostyka prenatalna też jest grzechem, nawet gdy do aborcji ostatecznie nie dochodzi. Stanowisko takie podzielają także inne Kościoły chrześcijańskie. Gdyby nie badania, dziecka by nie było Marzena spod Przasnysza miała 42 lata, gdy po raz trzeci zaszła w ciążę. Była już wówczas matką dwóch dorosłych synów, których wychowywała samotnie przez kilkanaście lat. A tu wpadka z nowym partnerem. Nie chciała słyszeć o kolejnym macierzyństwie. Gdy lekarz stwierdził ciążę, od razu wspomniała mu o aborcji. Ginekolog skierował ją wtedy na badania prenatalne. Nie bardzo chciała na nie iść, ale było możliwe, że wynik badania da jej prawo do legalnej aborcji. Poszła. Gdy odbierała wyniki, wciąż oboje z partnerem (on też miał dorosłych synów z poprzedniego związku) myśleli o aborcji. Dopóki nie przeczytali, że dziecko jest zupełnie zdrowe. Na dodatek to… dziewczynka. Już w drodze do domu kupili zestaw witamin dla Marzeny. Dziś mała Ola jest oczkiem w głowie całej rodziny. Gdyby nie badanie, pewnie by jej nie było. Karolina z Wołomina w pierwszych dniach ciąży zachorowała na grypę. Nieświadoma swojego stanu szprycowała się najsilniejszymi środkami. Gdy dowiedziała się o dziecku, wpadła w rozpacz. Zdawała sobie sprawę, jakie mogą być skutki brania leków. Poprosiła lekarza o skierowanie na badania prenatalne. Lekarz nie dość, że ją wyśmiał, to jeszcze zmieszał z błotem. Karolina miała 20 lat, to miało być jej pierwsze dziecko. – Byłam strzępkiem nerwów – mówi dziewczyna. Wreszcie zdecydowała, że wyjedzie za granicę do brata i tam dokona aborcji. Wtedy w przychodni pojawił się nowy ginekolog, który bez zastanowienia dał jej skierowanie na badania. Okazało się, że jej synek może mieć wadę serca. Po paru tygodniach powtórzono badania i precyzyjnie określono chorobę dziecka. Tydzień po urodzeniu chłopiec przeszedł operację, przygotowaną jeszcze w okresie ciąży. Dziś ma trzy lata i jest zdrowym, pogodnym przedszkolakiem. Pierwsze dziecko Katarzyny z Warszawy przyszło na świat z rozszczepieniem kręgosłupa. Żyło krótko i bardzo cierpiało. Kobieta i jej mąż przeżyli koszmar, więc gdy zdecydowali się na drugie dziecko, od razu mówili o badaniach. Skierowanie dostali bez problemu, ale wynik był przerażający – pląsawica Huntingtona. Kasia zdecydowała
Tagi:
Anna Skibniewska









