Jak prezes Kurski zadbał o kasę

Jak prezes Kurski zadbał o kasę

Warszawa 03.02.2014 r. Rozbiurka - stary gmach TVP i nowy gmach TVP. fot.Krzysztof Zuczkowski

Gdy Ewa udowodniła przed sądem, że jej praca to etat, TVP zażądała zwrotu 80 tys. zł składek ZUS Pracowała w TVP na umowie śmieciowej, a teraz została potraktowana przez sąd jak śmieć. Ewa ma zwrócić telewizji 68 tys. zł, które ta firma odprowadziła do ZUS. Na taką kwotę kobieta musi pracować prawie trzy lata. Większe pieniądze, bez VAT, TVP zarobi za 60-sekundową reklamę po transmisji skoków narciarskich na mistrzostwach świata w Lahti. Starcie Dawida z Goliatem. W listopadzie ub.r. Sąd Apelacyjny w Poznaniu stanął po stronie potężnej firmy, która przez lata wykorzystywała nie tylko Ewę, ale też tysiące innych pracowników. To drugi taki wyrok w Polsce. I sygnał, że opłaca się zatrudniać ludzi na umowach śmieciowych, a nie na umowach o pracę. Bo nawet jeśli sąd pracy zdecyduje, że pracodawca musi odprowadzić do ZUS składki, to i tak potem firma wydrze je pracownikowi z gardła. Dwóch dziennikarzy zamiast jednego Ewa nie jest pewna, czy chce nadal walczyć w sądzie i czy warto nagłaśniać jej sprawę. No bo co takie artykuły czy programy telewizyjne mogą zmienić? Wyrok w sądzie apelacyjnym już zapadł. Teraz pozostaje jedynie kasacja w Sądzie Najwyższym. Ale czy stać ją na to, by dalej się sądzić? I czy to ma sens? Nie chce podawać nazwiska. Jest dziennikarką, 12 lat pracowała w poznańskim ośrodku TVP. Tu zaczynała karierę – była i reporterką, i wydawcą programów. Do telewizji trafiła pod koniec lat 90. Właśnie skończyła studia. Zaproponowano jej umowę o dzieło. Obiecywano, że jak tylko pojawi się etat, to go dostanie. Wierzyła. Wiedziała, że na takich samych zasadach pracuje w TVP wiele jej koleżanek i kolegów. Czy się denerwowała? Tak. Z drugiej strony chcąc pracować w wyuczonym zawodzie, nie miała wyjścia. – Niełatwo było znaleźć pracę jako dziennikarz w moim mieście. Poznań to nie Warszawa czy Kraków, gdzie jest więcej możliwości – mówi Ewa. Wiedziała, że zarabia netto podobnie jak dziennikarze na etatach, z tym że ich pensja brutto jest o jakieś 50% wyższa. Pracodawca musiał z ich pensji odprowadzić wyższy podatek, z 20-procentowymi, a nie 50-procentowymi – jak w przypadku umowy o dzieło za twórczość autorską – kosztami uzyskania przychodu. Poza tym musiał odprowadzić składki na ubezpieczenie emerytalne, rentowe, chorobowe i wypadkowe. Ewy żadne z tych ubezpieczeń nie dotyczyło. Telewizja nie musiała też odprowadzać części składki emerytalnej, którą pokrywa pracodawca. Czysty zysk. Za te same pieniądze, które kosztuje firmę dziennikarz na etacie, można było mieć dwie osoby. Mamienie pracownika Niewolnictwo ekonomiczne kwitnie, m.in. w zawodzie dziennikarskim. W dużych korporacjach dziennikarzom wmawia się, że to wolny zawód, więc umowa o dzieło jest OK, a jednocześnie wymaga się od nich całkowitego poddaństwa i dyspozycyjności 24 godziny na dobę. Jeśli ktoś marudzi, słyszy: „Wolna droga, przed bramą czeka długa kolejka chętnych na twoje miejsce”. Na początku Ewa miała nadzieję, że lada miesiąc pojawi się możliwość przejścia na etat. Ale minął rok, potem drugi i jeszcze jeden… Ilekroć zmieniało się kierownictwo, a ekipy zmieniały się co najmniej z taką częstotliwością jak ekipy rządzące, pojawiała się w jej głowie myśl, że zostanie zatrudniona „po bożemu”. I tak trwała. – Byłam młoda, po studiach. Wtedy człowiek rozumuje inaczej – wspomina Ewa. – Łudziłam się, że w końcu ten etat uda mi się uzyskać. Nie zastanawiałam się nad tym, że te lata, które przepracowałam w TVP, nie liczą się do stażu pracy. Nie myślałam o tym, że moje konto emerytalne jest puste. Bagatelizowałam to, że nie miałam ubezpieczenia chorobowego, więc za czas choroby nie dostawałam wynagrodzenia. Nie miałam też prawa do płatnego urlopu i kiedy chciałam wypocząć, nie zarabiałam. Modliła się, żeby nie dotknęła jej żadna poważna choroba, która wymagałaby hospitalizacji, bo nie miałaby z czego zapłacić za szpital. Chwila szczęścia Aż w 2007 r. Ewa dostała etat. Nie cały, ale to już była zasadnicza zmiana. Szczęście trwało do 2010 r. W ramach zwolnień grupowych wypowiedziano jej umowę o pracę. Wtedy pomyślała, że tak okrutnie odpłaca się jej ta TVP, której poświęciła 12 lat życia, pracując przez dziewięć lat na umowie śmieciowej, a dopiero potem na umowie o pracę. Ponieważ jej obowiązki nosiły wszystkie znamiona zatrudnienia na etacie, postanowiła zawalczyć o uznanie tego w sądzie pracy. W 2011 r. Sąd Rejonowy w Poznaniu przyznał, że było

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2017, 2017

Kategorie: Kraj