Prezydent musi zachowywać pozycję osobną i twardą

Prezydent musi zachowywać pozycję osobną i twardą

08.04.2005 Wlochy Rzym Watykan Uroczystosci pogrzebowe papieza Jana Pawla II n/z od lewej: byly prezydent Lech Walesa , byly premier Tadeusz Mazowiecki i obecny prezydent Aleksander Kwasniewski po uroczystosciach pogrzebowych fot. Eliza Radzikowska/REPORTER

Polityk musi mieć dobrą pamięć, ale nie może być pamiętliwy. Znam takich, którzy pamięć mają słabą, ale pamiętliwi są jak diabli Aleksander Kwaśniewski Chciałbym zadać kilka trudnych pytań. – Proszę. Ziemia kaliska, jedno z najsłynniejszych nagrań z pana udziałem: wysiadaliście z Markiem Siwcem z helikoptera, pan zapytał, czy minister Siwiec ucałował już ziemię kaliską, w domyśle: jak papież. Siwiec padł na ziemię, wszystko w takim prześmiewczym stylu. To nagranie zostało wykorzystane przeciwko panu w kampanii wyborczej w 2000 r. Jak to było? – Marek Siwiec był posłem z Kalisza, zresztą bardzo dobrze zajął się tym okręgiem, był tam niezwykle aktywny. Polecieliśmy razem, byliśmy młodzi, może w niektórych sytuacjach za młodzi. Nie mieliśmy poczucia naturalnej powagi, która powinna towarzyszyć ważnym stanowiskom, które zajmowaliśmy. Nie byliście wystarczająco dystyngowani? – A powinniśmy być: głowy wysoko, podbródki wysuwać. A my byliśmy spontaniczni. Helikopter wylądował, powiedziałem: „Marek, pozdrów ziemię kaliską”. I on w takim spontanicznym odruchu to zrobił. Żałuję, że tak się stało, choć nie było w tym żadnych złych emocji, wręcz przeciwnie. Nie wiedział pan, że to jest nagrywane? – Nie zwróciłem na to uwagi, ale zawsze jest jakieś nagranie. To nie była żadna sensacja. Zostało to wykorzystane w kampanii wyborczej, ale efekt dla tych, którzy to puścili, był odwrotny do zamierzonego. Kampanię w 2000 r. zrobiłem bardzo porządnie, jak każdą. Miałem mnóstwo spotkań, byłem chyba w Nowej Hucie, kiedy ten film wypłynął. A miałem taki zwyczaj, że niezależnie od tego, jak byliśmy skonani, po ostatnim spotkaniu, późnym wieczorem, zazwyczaj w nocy, robiliśmy zebranie sztabu: plan na następny dzień, jakaś samoocena tego, co wydarzyło się minionego dnia. Dziewczyny i chłopaki ze sztabu mówią: „No to już nic z tego. To poszło wszędzie. Nie wygramy w pierwszej turze”. A ja po spotkaniu w Nowej Hucie mówię: „Mylicie się. Wygramy w pierwszej turze. Do tej pory brakowało nam emocji. Wszystkie spotkania były bardzo udane, ale brakowało nam czynnika mobilizującego. Nasi przeciwnicy tym filmikiem sprawili, że nastąpiła mobilizacja. Atakują, to musimy zewrzeć szyki”. To się czuło po atmosferze, po ludziach, po zaangażowaniu: musimy, zrobimy. Tak więc ta metoda była bronią obosieczną. Nie twierdzę, że ten film przesądził o mojej wygranej, ale prawdopodobnie dzięki niemu uniknęliśmy pułapki, w którą wpadł Komorowski. Wszystko idzie dobrze, wszyscy są już znudzeni, przekonani, że nie można przegrać, i nie zauważają, że tendencja zdążyła się odwrócić. Inna rzecz, że wykonaliśmy kolosalną pracę, czego sztab Komorowskiego nie zrobił. Miał pan wtedy spin doktora, kogoś takiego jak Jacques Séguél przy poprzednich wyborach? – W 2000 r. nikogo takiego nie potrzebowaliśmy. Jaki spin doktor? Zaczynałem kampanię jako urzędujący prezydent, mając siedemdziesiąt parę procent poparcia, to była tylko kwestia pracy – i my ją wykonaliśmy. (…) Tajemnica kampanii jest prosta jak drut i wbrew pozorom nie zmienia się mimo nowych środków komunikacji. Wielu polityków popełnia istotny błąd, stawiając tylko na media społecznościowe, na telewizję, na obecność online, czyli wirtualną. A żeby wygrać wybory, trzeba pojawiać się fizycznie, i to w bardzo dużej liczbie miejscowości. Jak przyjedziesz do miasteczka, co prawda nie wszyscy cię zobaczą, ale rozejdzie się informacja, że kandydat tu był. Najważniejsze w kampanii bezpośredniej, w tym ściskaniu rąk ludziom, jest to, żeby pokazać, że bardzo ci na nich zależy. Jak nie pojawiasz się wśród wyborców, sprawiasz wrażenie, że ci nie zależy. A skoro tobie na nich nie zależy, to wyborcom na tobie tym bardziej. Taka fizyczna obecność kosztuje mnóstwo wysiłku, ale jest niezwykle pouczająca i potrzebna, jeżeli chcesz usłyszeć, o co ludziom chodzi, jakie są nastroje. Czasem spotkasz się z krytycznymi głosami, przekleństwami, sytuacjami bardzo nieprzyjemnymi, ale to wielka nauka, wielki kapitał. Rozumieją to Amerykanie, którzy też mogliby robić wszystko online, ale nie robią. Podobnie Francuzi. (…) A jak ostatecznie ułożyły się pańskie relacje z Lechem Wałęsą? Chyba ostatnio są niezłe? – Początkowo były bardzo trudne. Do tego stopnia, że na pogrzeb papieża w Watykanie w 2005 r. roku polecieliśmy dwoma samolotami. Mnóstwo czasu spędziliśmy na uzgadnianiu, kto z kim poleci, żeby tylko się nie spotkać. Nasza ówczesna ambasador Hanna Suchocka musiała zorganizować kilka busów, żebyśmy z lotniska w Rzymie na uroczystości

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 24/2023

Kategorie: Kraj, Wywiady