Produkcje wszech czasów

Produkcje wszech czasów

Dziesięć filmów, które wstrząsnęły światem Amerykański Instytut Filmowy ogłosił właśnie listę „100 najbardziej inspirujących filmów wszech czasów”. Inspirujących, czyli takich, które stały się natchnieniem dla widzów pragnących odmienić swój los. Jak film „To wspaniałe życie” (1946), zwycięzca notowania. Historia kasjera, który zgubił 8 tys. dol., znalazł się na skraju samobójstwa, ale z pomocą anioła dźwiga się z upadku. A w czołówce mamy jeszcze hitlerowca, który staje się wybawcą Żydów („Lista Schindlera”, miejsce trzecie). I chłopca z rozbitej rodziny, któremu uwierzyć w siebie pomaga ufoludek („E.T.”, miejsce szóste). Pierwszą dziesiątkę zamyka „Szeregowiec Ryan”, a drugą „Philadelphia” – rzecz o homoseksualiście chorym na AIDS, który do końca walczy o swoje prawa. Nas ta lista również zainspirowała. Ale inaczej. W odpowiedzi na nią utworzyliśmy własną – listę dziesięciu filmów, które najsilniej odmieniły losy naszej planety. I to nie w skali jednego życia, ale wielkich ludzkich zbiorowości. Żaden z typowanych przez nas filmów nie został uznany za „inspirujący” przez amerykańskich akademików. Cóż, lista jest dyskusyjna – wiadomo. Ale to, że film wpływa na historię narodów, już dyskusyjne nie jest. Tryumf woli Na premierze w berlińskim Ufa Palast był, oczywiście, sam führer. Zjazd Partii w Norymberdze z 1934 r. na ekranie prezentował się z siłą antycznego eposu. I dopiero w kinie, a nie z piętnastego szeregu kolumny marszowej miliony funkcjonariuszy NSDAP mogły ocenić potęgę narodowego socjalizmu. Zresztą po to film został nakręcony. To nie miał być reportaż ani kronika, lecz potężne widowisko propagandowe. Dziesiątki kamer, stuosobowa ekipa, a przede wszystkim niezwykły zmysł montażowy Leni Riefenstahl sprawiły, że dwugodzinny film oglądano bez cienia znużenia. A w środku tej „narodowosocjalistycznej opery” stał on – führer. Jeżeli dotąd przeciętny niemiecki mieszczanin miał wątpliwości, kto jest „niemieckim bogiem”, po „Tryumfie woli” pozbył się ich na dobre. I z ochotą wchodził w rolę trybiku wielkiej narodowosocjalistycznej machiny, którą Leni Riefenstahl przedstawiła tak patetycznie. Czapajew „Czapajew gieroj! Za Stalinu, za rodinu, na boj, na boj, na boj!” – śpiewały miliony krasnoarmiejców, z których każdy przynajmniej raz obejrzał „Czapajewa” (premiera 7 listopada 1934 r., oczywiście w rocznicę rewolucji). I nie był to odgórnie nakazany kult. Czapajew, jak go przedstawili Siergiej i Gieorgij Wasiliewowie, to jak najbardziej swój chłop. Jak trzeba, to plan ataku na „białych” wytłumaczy, rozstawiając na stole własną fajkę i garść ziemniaków. A jak go zanadto poniesie temperament watażki, to komandira utemperuje komisarz, przysłany przez partię do czuwania nad takimi gorącymi głowami. Poza tym Czapajew żołnierzom musiał przypominać jeszcze kogoś. Oto dowódca ogłasza rychłe nadejście raju (komunistycznego, oczywiście) na ziemi, ale przedtem musi za sprawę oddać życie. Skutkiem zdrady jednego ze swych najbliższych podkomendnych. Za to po swej śmierci staje się natchnieniem dla milionów następnych wyznawców. Schemat był stary, ale o takie schematy chodziło Andriejowi Żdanowowi, który na I związkowym Kongresie Pisarzy Radzieckich, trzy miesiące przed premierą filmu, domagał się prostych „ludzkich wzorców komunizmu” w literaturze i na ekranie. I posypały się jeden po drugim eposy z prostym ludowym bohaterem: „Młodość Maksyma”, „My z Kronsztadu”, „Nauczyciel”, „Ziemia woła”. Kiedy ogląda się te filmy po latach, wiara tych prostych bohaterów wzrusza tak samo jak niegdyś. Ich nie mogło spotkać rozczarowanie, które mogłoby przekreślić całe ich życie. A miliony „ludzi radzieckich” z tej strony ekranu musiały przez takie rozczarowanie przejść. Żyd Süss Po projekcji tego filmu rozjuszona załoga hitlerowska obozu śmierci w Dachau rzuciła się mordować obozowych Żydów. Podobne zbrodnie po seansach powtarzały się w licznych gettach i obozach całej europy. Bo taki był cel stawiany przed filmem: „szczuć do mordu”. Minister propagandy Rzeszy formułował go ostrożniej: „Chodzi o zwrócenie uwagi narodowi niemieckiemu na śmiertelne niebezpieczeństwo zagrażające mu ze strony Żydów – inaczej mówiąc – wzbudzenie ku nim szczególnej nienawiści”. Na osobisty rozkaz Himmlera „Żyda Süssa” musiał obejrzeć każdy członek SS wraz z rodziną. Pretekstu do fabuły dostarczyła historia autentycznego żydowskiego bankiera Izaaka Süssa-Oppenheimera, który nakładał na ludność XVIII-wiecznej Wirtembergii nieludzkie podatki w imieniu księcia Karola Aleksandra. Historię tego nieszczęśnika przypomniał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 27/2006

Kategorie: Kultura