Profesorze, pamiętamy

Profesorze, pamiętamy

Niewielu poznałem ludzi, którzy tak zasługują na szacunek jak prof. Zdzisław Sadowski. Niezwykły, choć jakże polski, życiorys. I wybitna, urzekająca osobowość. Odszedł mąż stanu. Patriota w najlepszym wydaniu. Całe życie w służbie ojczyźnie. Tej i takiej, która realnie była. Czy robiąc w czasie wojny tajną maturę, należąc do Narodowych Sił Zbrojnych i Armii Krajowej, mógł przypuszczać, że droga życiowa i służba publiczna doprowadzą go do funkcji wicepremiera i przewodniczącego Komisji Planowania w rządzie też profesora i też ekonomisty Zbigniewa Messnera? I do wieloletniego kierowania Polskim Towarzystwem Ekonomicznym? Ponad 30 lat spotkań i bardzo ważnych dla mnie rozmów. Choćby o tym, jakie wnioski wyciągnął z powstania warszawskiego. Bo o odwadze kpr. pchor. Sadowskiego, żołnierza Grupy Bojowej „Krybar”, ciężko rannego, z niechwytną do końca życia ręką, więcej dowiadywałem się od innych. Mówił: „Poszedłem do powstania z taką opinią i wyszedłem z niego z taką samą – że podjęto działanie bez sensu, kompletne szaleństwo, ale to wspólna dola, trzeba wziąć udział i robić, co się da”. Prawie wszyscy z jego klasy zginęli. Powstanie dla niego było nie zwycięstwem, tylko wielką klęską. Sam stał się po wojnie więźniem politycznym. Mimo to uważał, że najważniejszy jest osobisty udział w odbudowywaniu gospodarczym Polski, bo kraj był

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2018, 51/2018

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański