“Księgę urwisów”napisałem przez przypadek Rozmowa z Edmundem Niziurskim Edmund Niziurski debiutował na łamach prasy podziemnej w 1944 r. jako poeta. Pisarz, twórca słuchowisk radiowych i widowisk tv, dramaturg, scenarzysta filmowy. Sławę przyniosły mu “kultowe” powieści dla młodzieży: “Księga Urwisów”, “Sposób na Alcybiadesa”, “Niewiarygodne przygody Marka Piegusa”, “Siódme wtajemniczenie” i in. Spotykamy się na Międzynarodowych Targach Książki. Edmund Niziurski już dwie godziny podpisuje swoje powieści, a w kolejce ciągle ustawiają się nowi czytelnicy, oczekujący na autograf: dzieci, młodzież, dorośli i starsi. – Jak to się dzieje, że przed pana stolikiem gromadzi się kilka pokoleń czytelników? – Pokolenia przekazują sobie wiadomości na temat poczytnych książek w ich młodości, a ja piszę już dość długo, od ponad 50 lat. Spotykam się z tym, że przychodzą do mnie czytelnicy z dziećmi, z wnukami, opowiadają, że wychowali się na moich książkach, a teraz kupują je swoim dzieciom. I tak następuje wymiana pokoleń. – Jednak książki dla młodzieży wielu innych autorów zestarzały się, zostały odrzucone jako anachroniczne, zaś pańskie są ciągle czytane. – Okazuje się, że dla czytelników sceneria, w jakiej rozgrywają się wydarzenia, nie jest taka istotna. Najważniejsze, aby rozumieć psychikę dziecka i dobrze pisać. Ja zawsze traktowałem pisarstwo dla dzieci poważnie, na równi z pisarstwem dla dorosłych. Starałem się wczuć w świat dziecięcy, korzystałem też z własnych wspomnień z dzieciństwa. Dlatego moje książki są prawdziwe. A czy akcja się dzieje w PRL-u, czy obecnie, to rzecz drugorzędna. Potrafiłem czasy PRL-u wykorzystać satyrycznie, humorystycznie, z przymrużeniem oka. Mój humor bierze się często z krytycznego, zdystansowanego podejścia do rzeczywistości. Dzieci nie przepadają za twardym realizmem, wolą lekką groteskę, kiedy coś się dzieje niby naprawdę, a niby na niby; rozumieją styl, który uprawiam. Moje pisarstwo jest w dużym stopniu pisarstwem tradycyjnym. Posługuję się językiem możliwie prostym, a jednocześnie takim, który przenosi dużo treści. Głównym problemem, z jakim się zawsze borykam, jest mówienie o sprawach poważnych i trudnych w taki sposób, żeby nie zranić młodych czytelników, nie wyśmiać ich problemów, ich optymistycznego spojrzenia na świat. – Jakie są, pana zdaniem, problemy dzisiejszej młodzieży? – Dość nudne. Młodzież jest wystawiona na łup komercji i konsumpcji. Jest kuszona przez kampanie reklamowe przygotowane przez sztaby specjalistów i skierowane właśnie do niej. Dzisiaj trudno jest być całkowicie szczęśliwym, tyle mamy w sklepach rzeczy atrakcyjnych dla dzieci i młodzieży, a na wszystko mało kto może sobie pozwolić. To rodzi frustrację. Dorośli tracą krytycyzm i rozsądek wobec tych pokus, więc trudno tego wymagać od najmłodszych pokoleń, które nie mają jeszcze ustalonej hierarchii wartości. Młodzież jest narażona na mnóstwo niebezpieczeństw, np. narkotyki, co także opisuję; np. moja książka “Największa przygoda Bąbla i Syfona” opowiada o tym, jak walczyć z inwazją narkotyków w szkole. Z drugiej strony, nastąpił spadek zainteresowania literaturą na rzecz komputerów, telewizji. Problemem dla wielu jest kontakt z książką. – Zdarza się panu czasem narzekać: “Ech, ta dzisiejsza młodzież”? – To narzekanie, że młodzież ciągle się psuje, jest stare jak świat. Ale nie jestem pesymistą, a młodzież po prostu lubię i w nią wierzę. Oczywiście, wiem z mediów o agresji wśród młodzieży, gangach, niebezpiecznych kibicach na meczach itd. Ale margines młodzieży zdemoralizowanej, przestępczej był zawsze, choć pewnie mniejszy niż dziś, gdy widzimy dokoła upadek autorytetów, permisywizm starszych, relatywizm moralny. Ale to temat do szerszej dyskusji. Mogę natomiast powiedzieć, że znam wielu wartościowych młodych ludzi, którzy wierzą, że droga do sukcesu prowadzi przez szkołę, wiedzę, umiejętności, przez kształcenie własnego umysłu i charakteru. – Wyznał pan kiedyś, że wczesne książki pisał pan w oparciu o własne wspomnienia, np. w “Sposobie na Alcybiadesa” wręcz sportretował pan swoich nauczycieli i kolegów szkolnych. Z czego pan czerpie, pisząc nowe powieści o dzisiejszej młodzieży i jej współczesnych problemach? – Recepta jest prosta: mam stały, głęboki kontakt z młodzieżą i z dziećmi, a także własne dzieci i wnuki. Obserwuję, jak kolejne pokolenia się zmieniają. Poza tym naturalne jest, że pisarz żywo interesuje się problematyką, którą opisuje. Mam znajomych nauczycieli, często się z nimi spotykam, zaglądam
Tagi:
Ewa Likowska









