Złota Palma za detale – rozmowa z Juliette Binoche

Złota Palma za detale – rozmowa z Juliette Binoche

Juliette Binoche – urodziła się w Paryżu w 1964 r. Jej aktorska kariera nabrała rozpędu po roli w „Nieznośnej lekkości bytu”, amerykańskiej adaptacji powieści Milana Kundery. Zaczęła grywać u największych reżyserów kina europejskiego, umacniając swoją pozycję dzięki takim filmom, jak „Skaza” Louisa Malle’a oraz „Trzy kolory. Niebieski” Krzysztofa Kieślowskiego. Za ten drugi Binoche otrzymała Cezara dla najlepszej aktorki francuskiej. Rola Hanny w „Angielskim pacjencie” przyniosła jej Oscara. Nominację do tej nagrody zdobyła jeszcze kilka lat później za „Czekoladę”. W ostatnich latach współpracowała z takimi reżyserami, jak Michael Haneke, Abel Ferrara, Hou Hsiao-hsien. W 2010 r. otrzymała Złotą Palmę w Cannes dla najlepszej aktorki za rolę w „Zapiskach z Toskanii” Abbasa Kiarostamiego, które będzie można oglądać w kinach od 9 marca. Rozmawia Mariola Wiktor Ile w bohaterce „Zapisków z Toskanii” jest prawdziwej Juliette Binoche? – Ta historia spotkania kobiety i mężczyzny w toskańskim miasteczku zdarzyła się nie mnie, ale Abbasowi, który film wyreżyserował. Chociaż do końca nie jestem wcale taka pewna – możliwe również, że wszystko zmyślił. Natomiast prawdziwe w tym filmie są moje emocje, którymi obdarzam bohaterkę. Abbas zawsze uważał, że aktorzy grają role, więc ich emocje są udawane. Dlatego m.in. nie angażuje aktorów zawodowych. Ja zaś próbowałam go przekonać, że kiedy w „Zapiskach z Toskanii” płaczę, to płaczę naprawdę, a kiedy mnie coś boli, to nie symuluję. To wszystko wypływa z mojego wnętrza, z serca, z duszy, z wyobraźni. Kiedy kamera skierowana jest na mnie, nie ma żadnego dystansu między mną i postacią, w którą się wcielam, a właściwie którą powołuję do życia. Ona jest mną, a ja jestem nią. Gram tu kobietę impulsywną, która się otwiera, obnaża uczuciowo, a przez to zdystansowany, kontrolujący emocje mężczyzna może ją łatwo zranić, zmanipulować. Jest bezbronna, choć zarazem niebezpieczna. Ja też taka byłam w związkach z mężczyznami, ale z wiekiem przestałam już tak bardzo zależeć od moich emocji. To daje mi większy spokój wewnętrzny, a jednocześnie poczucie wolności. Co najbardziej zafascynowało cię w scenariuszu Kiarostamiego? – To film nie tylko o skomplikowanych relacjach damsko-męskich, ale bardziej o tym, jak odróżnić prawdę od fałszu, oryginał od kopii, przede wszystkim w życiu. Dla aktorki, która gra postać, ale nią nie jest, a mimo to pokazuje prawdziwe emocje, to bardzo ciekawa sytuacja. Musi odbyć niełatwą, często bolesną podróż w głąb siebie, nasycić rolę prywatnością, uwiarygodnić ją. Zdarza się, że te odczucia, które ujawnia na ekranie, są silniejsze w czasie pracy nad rolą niż w prawdziwym życiu. Dlatego tak trudno wraca się do rzeczywistości po zakończeniu zdjęć. Mnie zawsze w filmach Abbasa fascynowała tajemnica, niedopowiedzenie. Nie wiadomo do końca, czy mężczyzna i kobieta kiedyś się znali, byli ze sobą, czy tylko przypadkowo wzięci za małżeństwo udają, że nim są. A może spotkali się w przeszłości i tęsknią dziś do siebie, ale nie potrafią już wrócić, bo zbyt wiele o sobie wiedzą? ADAM I EWA Po projekcji w Cannes pojawiły się głosy, że to kolejna wariacja na temat „Kobiety i mężczyzny” Leloucha, że przypomina „Przed wschodem słońca” 20 lat później albo słynną „Podróż do Włoch” z Ingrid Bergman. – Tak, miałam świadomość, że publiczność może porównywać „Zapiski z Toskanii” do tych filmów, ale to mnie nie paraliżowało. Mimo pewnych podobieństw każdy z nich opowiada inną historię. Nasza – i to była oryginalna koncepcja Abbasa – odwołuje się do sytuacji archetypicznej. Bohaterowie nie używają nawet imion. Jest on i ona. To współcześ- ni Adam i Ewa. Po przejściach. Relacje między kobietą a mężczyzną to temat tak wielowymiarowy i różnie postrzegany w różnych okresach naszego życia, że na zawsze zostanie niezgłębiony. Nie ma dwóch identycznych historii ani nigdy się nie zdarzą. W dodatku w naszym filmie kobieta, która jest nieprzewidywalna i tajemnicza dla uwodzonego mężczyzny, jest także wyzwaniem dla siebie. Owszem, w subtelny sposób odsłania swoje uczucia, odkrywa się, ale jednocześnie zaczyna fascynować mężczyznę bogactwem osobowości i wrażliwości. On zaś, im bardziej kontroluje swoje emocje, tym silniej im się poddaje. W pewnej scenie malujesz usta na czerwono i przymierzasz kolczyki, w innej pokazujesz, jak ważny jest dla bohaterki gest objęcia przez partnera. Ta rola, za którą dostałaś Złotą Palmę w Cannes, zbudowana jest na detalach. – One budują nastrój, podkreślają ulotność

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2012, 2012

Kategorie: Kultura