Politycy i ekonomiści kłócą się o to, jak bardzo samodzielne i niezależne powinny być Narodowy Bank Polski i Rada Polityki Pieniężnej Kto powinien w Polsce zwalczać inflację i prowadzić politykę monetarną? Ile powinno być niezależności, a ile ręcznego sterowania? Czy ekonomiści muszą podlegać politykom? – w tych sprawach polemizują ze sobą Bogusław Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej i Stanisław Gomułka, profesor London School of Economics. BogusŁaw Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej: SLD i prof. Gomułka chcą spowolnić proces ograniczania inflacji Ograniczenie niezależności Rady Polityki Pieniężnej i zabranie jej prawa ustalania celu inflacyjnego byłoby niewątpliwie niezgodne z Konstytucją. W propozycji przygotowywanej dla SLD przez Stanisława Gomułkę (przy okazji podkreślam, że wbrew temu, co się mówi, już od ponad roku nie jest on żadnym doradcą ministra finansów) pada pomysł, by cel inflacyjny wyznaczał rząd. Dotychczas było to elementem strategii polityki pieniężnej i leżało w kompetencjach RPP. Taka zmiana naruszałaby ustawę o Narodowym Banku Polskim oraz art. 227 Konstytucji, stanowiący, że NBP ma wyłączne prawo ustalania i realizowania polityki pieniężnej. A Rada Polityki Pieniężnej jest organem NBP, o czym mówią inne zapisy Konstytucji. Ergo – tylko i wyłącznie RPP ma prawo ustalania i realizowania polityki pieniężnej. NBP odpowada też za wartość polskiego pieniądza – czyli za poziom inflacji. Aby podporządkować NBP rządowi, należałoby więc zmienić Konstytucję. Prof. Gomułka powołuje się na przykład banku centralnego w Wielkiej Brytanii, który zawsze był podporządkowany władzy wykonawczej, a tamtejszy Komitet Polityki Pieniężnej (odpowiednik naszego RPP) powoływany jest przez ministra finansów. Wybrał kiepski wzorzec. Anglicy właśnie odchodzą od takiego rozwiązania, bo w powojennej historii Wielkiej Brytanii przynosiło ono bardzo złe skutki. Anglia tradycyjnie miała wyższą inflację niż większość krajów Europy kontynentalnej i bardzo silne były wahania gospodarki w rytm cyklów politycznych (ta sytuacja znalazła nawet odbicie w teorii ekonomii pod nazwą „polityki stop and go”). Polski rząd, chcąc zastosować model brytyjski, złamałby dane przez siebie zobowiązanie, zapisane w naszym układzie stowarzyszeniowym z Unią Europejską. Polska zadeklarowała bowiem zamiar przystąpienia do wspólnego obszaru walutowego, co oznacza, iż respektować musimy pełną niezależność Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie, prowadzącego wspólną politykę pieniężną dla państw UE, które przystąpiły do unii monetarnej. Nasze orientowanie się na Wielką Brytanię nie ma więc najmniejszego sensu. Bardzo niebezpieczne jest przyjmowanie tezy, że skoro rząd odpowiada za funkcjonowanie państwa, to powinien mieć wpływ i na politykę pieniężną. Dorobkiem teorii i praktyki ekonomicznej jest oddzielenie polityki pieniężnej od działań rządu i parlamentu. Zasadę tę stosują z powodzeniem niemal wszystkie cywilizowane i dobrze rozwinięte państwa świata. Dlatego też w polskiej Konstytucji przyjęto pełną niezależność NBP i RPP w prowadzeniu polityki pienieżnej. Każdy z członków RPP ma do wypełnienia taki sam mandat polityczny jak premier, ministrowie i cały gabinet. Jesteśmy powoływani przez Sejm, Senat i prezydenta, czyli przez najwyższe organy władzy, tak jak rząd. Członkowie RPP są nieodwołalni – ale to żaden ewenement, bo tak samo nieodwołalni są np. sędziowie czy członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Widocznie były przesłanki do tego, by stwierdzić, że tylko nieusuwalność i stabilizacja gwarantują niezależność i dobre funkcjonowanie tych instytucji. Niestety, po 200 latach demokracji na świecie i 10 latach demokracji w Polsce, niektórzy politycy głoszą populistyczne hasła, podważające Konstytucję. Pytanie, jaki cel przyświeca politykom SLD i prof. Gomułce, przygotowującym ustawę mającą ograniczyć niezależność NBP? Przecież nigdy nie było takiej sytuacji, by RPP formułował nierealne cele inflacyjne, stawiając rządowi niewykonalne zadania. Przeciwnie, to właśnie Rada nawoływała obecny rząd do formułowania mniej ambitnych zamierzeń w zwalczaniu inflacji. Rząd bowiem chciał szybko ograniczać inflację, ale nie przyśpieszał ani ograniczania deficytu, ani zmian strukturalnych. Dziś pojawiły się raptem zarzuty, że za szybko zwalczamy inflację. SLD i prof. Gomułka chcą spowolnić ten proces, uważając, że gwałtowne ograniczanie inflacji jest zbyt kosztowne dla naszego państwa. Obecnie jest ona 6-procentowa, a cel inflacyjny określono na 4% w 2003 r. Zejście z 6 na 4% w ciągu dwóch
Tagi:
Andrzej Dryszel









