Przedstawiam ci naszą córkę

Namówił ją do wielu dobrych rzeczy. Także tego, jak ratować ich małżeństwo Kamil poruszył się niespokojnie. Coraz rzadziej budził się z drżeniem i przerażeniem. Coraz rzadziej płytki, poranny sen przerywał huk i błysk wypadku, w którym zginęli rodzice Krystyny. Wyjechali na sobotnią przejażdżkę. Tir nie dał im szans. Krystyna i Kamil wysiedli z samochodu o własnych siłach. Z tyłu pojazdu nic nie zostało. Sprasowana masa. Krystyna opatuliła Kamila kołdrą, jakby powtarzając ruchy matki wobec dziecka, którego nigdy nie mieli. Ma już tylko jego. Noc była sucha i męcząca, a jednak ona czuła, jak marzną jej końce palców. Jak wtedy, w dzieciństwie, kiedy czuła, że każdy miesiąc odbiera jej szansę na dom. – Kto weźmie taką pannicę? – pytała kucharka z domu dziecka i pulchną dłonią klepała ją po policzku. Krystyna nie znosiła tych lepkich palców pachnących zupą jarzynową. A jednak poddawała się kuchennym czułościom, zaczynała płakać. Wtedy dostawała pączka i siadała z nim pod ogromną tablicą stołówkowych dyżurów. To jedno z najsilniejszych wspomnień z dzieciństwa. Wczoraj powróciło z nową mocą. Krystyna nie mogła zrozumieć, dlaczego napisali do niej znowu. Od lat grzecznie odpowiadała, że nie przyjedzie na zjazd wychowanków domu dziecka. Nie chciała mieć z nimi nic wspólnego. Podobno przyjeżdżała tam kucharka, teraz staruszka. Podobno Majka z najstarszej grupy ma salon kosmetyczny i dziewczyny z “bidula” przyjmuje za darmo. Podobno Krzysiek z najmłodszej grupy już dwa razy próbował popełnić samobójstwo. Ich losy pozostały poszarpane, jej też, ale nie chciała się do nich zbliżać. Szczególnie teraz, gdy śmierć ludzi, którzy ją adoptowali, byłaby zapewne tematem rozmów. Wystarczyła jej zapłakana ciotka Wisia, młodsza siostra matki, która w dniu pogrzebu powiedziała: – Ich losy zadecydowały się dwadzieścia lat temu, kiedy cię adoptowali. Gdyby tego nie zrobili, w wiele lat później nie wsiedliby do tego samochodu. Krystyna nie była pewna, czy ciotka chce ją zranić. Jej ton nie był agresywny. Ale nagle podniosła oczy znad kwiatów w wieńcu, które w kółko poprawiała. Błękitne kamienie, ostre noże, taki wzrok, co to zabija. – Nigdy ci tego nie wybaczę – powiedziała ciotka. – Ciociu, przecież to nie była wina Kamila. Cisza. Po pogrzebie wszyscy się rozeszli. Tak jakoś chyłkiem, bokiem, każdy mruknął jakieś kondolencje. Była winna tego, że ją adoptowali. Został jej tylko Kamil. Lekcja rozbierania Miesiące znikły z kalendarza. Pół roku minęło od pogrzebu. I właśnie wtedy przyszło zaproszenie. – Pojedź – zaczął ją nagle namawiać. – Pojedź. Przecież się ich nie wstydzisz. Sama mówiłaś, że twoje koleżanki miały świetne charaktery. – Ale nie chcę żadnych wspomnień. – To kawałek twojego życia. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego od niego uciekasz. Rodzice ci zabraniali? – Skąd, mama prosiła, żebym chociaż na pięćdziesięciolecie domu pojechała. Ale dlaczego ty mnie teraz namawiasz? Tak jakbyś uważał, że po ich śmierci znowu jestem sierotą z domu dziecka. – Co za pomysł – Kamil objął ją. Jego niecierpliwość zawsze ją peszyła. Rygor domu dziecka był bardziej przyklasztorny, a ludzie, którzy adoptowali dwunastoletnią, poważną panienkę byli już mocno po czterdziestce i łączyła ich głównie serdeczność. Miłości nauczył ją Kamil. Na małżeństwo zdecydowała się, zanim ją o nie poprosił. A gdy zaczął o nim mówić, już objęci przyklęknęli na dywanie. Teraz też szybko i nieporadnie mocował się z jej bluzką. Pocałowała go, odsunęła od siebie, zaczęła rozpinać guziki. Jakby, nie wiadomo po raz który, przedstawiała lekcję poglądową o rozbieraniu kobiety. – Ale przyrzeknij, że pojedziesz – poprosił. Jej ręka zatrzymała się na ostatnim guziku. – Dobrze – odpowiedziała. Nie zdążyła zapytać, dlaczego mu tak na tym zależy. W dwa dni później wsiadła do pociągu. Rzeczywiście, wypchnął ją na to, jak wynikało z zaproszenia, “u progu lata spotkanie wychowanków domu dziecka”. Ciekawe, kto to wymyślił. Pewnie Zośka, która zawsze miała odlotowe pomysły. – Kryśka – ktoś piszczał. Kobieta w przyciasnej sukience dogoniła ją pod dworcowym zegarem. – Wreszcie przyjechałaś. Taksówkarz był przyzwyczajony. To ci z domu dziecka znowu się spotykają. Spojrzał w lusterko. Niczego sobie i dobrze ubrane. Dzielne kobietki. Ala mówiła

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 25/2000

Kategorie: Przegląd poleca