Przegrana wojna z narko

Przegrana wojna z narko

Meksykańskie wojsko i policja nie mogą sobie poradzić z kartelami narkotykowymi. Nie pomaga wysyłanie patroli, bombardowanie fabryk i plantacji

Naszą uwagę wciąż zaprzątają wydarzenia w Afganistanie, co zrozumiałe, ponieważ giną tam polscy żołnierze. Nie mniej krwawa wojna toczy się od lat u południowej granicy Stanów Zjednoczonych. Jednak prawie nikt o niej u nas nie pisze i nie mówi, mimo że liczba ofiar jest porównywalna. To wojna między siłami państwa a potęgą mafii narkotykowych w Meksyku.
Ulice półtoramilionowego meksykańskiego Ciudad Juárez nad Rio Bravo, na samej granicy z Teksasem, od kilku miesięcy patroluje codziennie 8 tys. żołnierzy, nie licząc sił policyjnych. Mimo to w mieście nadal rządzą narko, jak Meksykanie nazywają wszystkich, którzy zajmują się najbardziej dochodowym narkotykowym biznesem. Liczba morderstw popełnianych przez narko w walkach o kontrolę nad rynkiem na członkach konkurencyjnych gangów, agentach policji i zwykłych mieszkańcach miasta będzie jeszcze wyższa niż w zeszłym roku.
W 2008 r. w tym mieście, które jest punktem węzłowym przerzutu marihuany i kokainy do Stanów Zjednoczonych, popełniono 1,6 tys. morderstw, ponad jedną czwartą wszystkich morderstw popełnionych w całym Meksyku. W tym roku, do końca sierpnia – już 1,5 tys. Według najnowszego raportu miejscowej policji, wśród ofiar najwięcej jest dilerów narkotykowych i gangsterów zajmujących się wymuszaniem haraczy, kradzieżą samochodów oraz rabunkami z użyciem broni. Giną na ogół od kul nie policji czy wojska, lecz konkurencyjnych gangów.
Jednak bossowie gangów działających w Ciudad Juárez mieli pewien problem. W zeszłym roku szefem służb bezpieczeństwa publicznego w mieście został mianowany emerytowany major meksykańskiej armii, Roberto Orduźa Cruz, który bardzo poważnie potraktował swą rolę. W lutym na murach pojawiły się afisze z ostrzeżeniem: „Jeśli szef policji w Ciudad Juárez nie ustąpi ze stanowiska, co 48 godzin będziemy zabijali jednego policjanta”. Plakaty rozlepiono w środę. Jeszcze w środę na progu swego domu od kuli wystrzelonej z wielkokalibrowej broni zginął policjant, w piątek znaleziono ciało zamordowanego strażnika więziennego.
Tego samego dnia mjr Roberto Orduźa Cruz podał się do dymisji, aby nie narażać podwładnych. Był drugim w ciągu niespełna roku dyrektorem służb policyjnych w Ciudad Juárez, który nie przypadł do gustu gangsterom.
W tym samym czasie, gdy ukazało się „ultimatum”, w swym samochodzie zginął w centrum miasta inny dowódca policji – w karoserii opancerzonego wozu było ponad sto dziur od pocisków wystrzelonych z wielkokalibrowej broni.
Niezwykle skomplikowana organizacja służb policyjnych – w Meksyku jest 1,6 tys. rozmaitych korpusów policyjnych, wliczając w to stanowe i municypalne – praktycznie uniemożliwia władzy centralnej ich skuteczną kontrolę. Nierzadko zdarza się, że policja federalna musi staczać potyczki z policją lokalną, która próbuje uniemożliwić aresztowanie jakiegoś bossa miejscowego gangu.
Świetnie zaznajomiony z metodami działania meksykańskich karteli narkotykowych korespondent madryckiego dziennika „El País”, Pablo Ordaz, napisał niedawno: „Gdy w Meksyku ginie policjant, nigdy nie wiadomo, czy zabito go, bo był uczciwy, czy też przeciwnie – bo pracował dla jednej bandy, a zginął od kul konkurencyjnego gangu”.

Tajemnicę zabierają do grobu

Kartele narkotykowe w Ameryce Łacińskiej poprzestawały do niedawna na kontrolowaniu handlu narkotykami. To się jednak zmienia. Meksykański kartel, zwany La Familia Michoacána, Rodzina Michoakańska, działający w ponad 80 z 113 powiatów stanu o tej nazwie, z którego pochodzi meksykański prezydent Felipe Calderón, nie tylko panuje nad rynkiem narkotykowym, lecz także kontroluje handel bronią, domy publiczne, gry hazardowe oraz… część władz lokalnych i państwowych. W maju tego roku policja federalna na polecenie prokuratora generalnego Meksyku, Eduarda Mediny Mory, aresztowała w ciągu jednej nocy 11 burmistrzów i 17 wysokich urzędników państwowych, wśród nich kilku dowódców miejscowej policji i rektora Państwowej Akademii Policyjnej. Akcję przeprowadzono bez wcześniejszego zawiadamiania władz i policji stanowej.
Gubernator stanu Michoacán, Leonel Godoy, ostro zaprotestował, zwłaszcza że wśród aresztowanych było tylko dwóch wysokich urzędników z rządzącej prawicowej Partii Akcji Narodowej (PAN), reszta zaś należała do jego opozycyjnej Partii Rewolucji Demokratycznej lub do Rewolucyjnej Partii Instytucjonalnej (PRI), która rządziła Meksykiem nieprzerwanie przez 68 lat (od 1929 do 1997 r.)
Na miejscu, w stanie Michoacán, wszyscy wiedzieli, kto jest kim, ale rząd w stolicy zwykle dowiaduje się ostatni. Stara sycylijska zasada omerty, milczenia i zmowy, obowiązuje również w Meksyku, gdzie lokalnymi społecznościami rządzi strach przed zemstą gangsterów i przekupstwo. Dzięki temu bossowie z Michoacán mogli wprowadzić obowiązek płacenia haraczu praktycznie w całym tym wielkim stanie. Płacili go dotąd wszyscy, od właścicieli sklepików spożywczych i barów po właścicieli stacji benzynowych i składów budowlanych. Stawki haraczu wynoszą od 3 tys. do 30 tys. dol. miesięcznie.
Pablo Ordaz przytacza zeznania pewnego przedsiębiorcy na temat płaconego haraczu: „Tłumaczyłem im, że nie mogę zapłacić, ponieważ mam wielki dług wobec miejscowego urzędu podatkowego. Na to oni powiedzieli, żebym im pokazał pismo potwierdzające moje zadłużenie. Zrobiłem to. Zabrali dokument i następnego dnia pokazali mi go z pieczątką poświadczającą, że mój dług jest anulowany jako naliczony pomyłkowo. Powiedzieli mi: nie masz już nic do spłacenia w urzędzie, teraz jesteś winien nam”.

Arcybiskup się wychylił

Według pisma „Forbes”, jednym z bogatszych ludzi na naszym globie jest największy meksykański handlarz narkotykami, Joaquín Guzmán Loera, ps. „Chapo”, boss kartelu narkotykowego Sinaloa. Jego osobisty majątek wynosi ponad miliard dolarów. To jedna z najbardziej krwawych fortun, opłacona setkami zabójstw dokonywanych na zlecenie „Chapo”. Odcięte głowy policjantów – niedawno znaleziono trzy w lodówce porzuconej na autostradzie – to metody, które robią wrażenie na przeciwnikach i stróżach porządku. Czterej zawodowi egzekutorzy mafii narkotykowej aresztowani w tych dniach w Ciudad Juárez mają na koncie – według aktu oskarżenia – aż 211 zabójstw.
Nic dziwnego, że nikogo nie skusiła nagroda w wysokości 5 mln dol. za ujęcie „Chapo”, zaoferowana przez rząd Stanów Zjednoczonych, do której rząd Meksyku dorzucił 2 mln. W gminie Guanacevi położonej wysoko między górami północnej części stanu Zacatecas, na pograniczu stanu Durango, wielu spośród jej 11 tys. mieszkańców nie tylko słyszało o „Chapo” Guzmánie, ale i widywało najbardziej poszukiwanego w Meksyku gangstera. Nikt jednak nie odważył się o tym donieść. Aż do dnia, w którym przemówił miejscowy arcybiskup, Héctor Gonzalo Martínez. Zaprosił on do siebie grupę dziennikarzy i powiedział im, że szef kartelu Sinaloa ukrywa się w gminie Guanacevi. „Wiedzą o tym wszyscy z wyjątkiem władz”, oświadczył duchowny, dodając, że siepacze bossa kartelu narkotykowego terroryzują lokalnych proboszczów, aby nie odważyli się pisnąć słowa na ten temat.
Sensacyjna wiadomość ze słowami uznania dla odwagi arcybiskupa ukazała się na czołówkach meksykańskich dzienników, ale w prasie graniczących ze sobą stanów Zacatecas i Durango temu tematowi nie poświęcono choćby najmniejszej notki. Tego dnia z tajemniczych przyczyn do obu stanów nie dotarły również dzienniki ogólnokrajowe z sensacyjną relacją ze spotkania z abp. Martínezem.
Władze federalne skwitowały wypowiedź arcybiskupa cierpką uwagą o tym, że „widocznie wie o czymś, o czym nam nic nie wiadomo”.
„El Chapo”, najgroźniejszy meksykański gangster, który osiem lat temu uciekł w niewyjaśnionych okolicznościach z najpilniej strzeżonego więzienia federalnego w mieście Meksyk, nadal pozostaje na wolności.

Dziwna nominacja

Biznes narkotykowy kwitnie, jego bossowie prowadzą między sobą bezwzględną, coraz okrutniejszą walkę o rynki. W odczuciu meksykańskiej opinii publicznej przemoc w kraju nasiliła się jeszcze wskutek użycia wojska do walki z narko. Trzy lata temu Calderón, obejmując urząd prezydencki, zadeklarował, że walka z kartelami narkotykowymi będzie jednym z jego głównych celów. Rzucił przeciwko nim wojsko – na wojnę z kartelami posłano w całym kraju 45 tys. żołnierzy. Wojsko jednak nie jest przygotowane do prowadzenia walki z gangsterami, żołnierzom brak policyjnego wyszkolenia.
Jednocześnie, według organizacji obrony praw człowieka, od początku prezydentury Calderóna aż trzykrotnie wzrosła liczba przypadków stosowania przez wojsko przemocy wobec ludności cywilnej. Human Rights Watch twierdzi, że wojsko zamordowało w tym czasie 70 cywilów. Jedno z wojskowych komand antynarkotykowych pod pozorem prowadzenia śledztwa zgwałciło cztery nieletnie dziewczyny, ale od dziesięciu lat w Meksyku nie ukarano za znęcanie się nad ludnością cywilną ani jednego wojskowego. Gwałty popełniane przez żołnierzy na kobietach indiańskich to niemal codzienność.
Wzrasta też liczba drobnych przestępstw popełnianych przez żołnierzy. Często zdarza się, że pod pretekstem wyłapywania dilerów narkotykowych okradają oni przechodniów podczas rewizji osobistych.
Wobec umacniania się wpływów karteli narkotykowych w państwie Calderón usunął mianowanego przez siebie prokuratora generalnego, Eduarda Medinę Morę, i wyznaczył na jego miejsce byłego prokuratora z Ciudad Juárez, Artura Cháveza Cháveza. Rozległy się protesty. Podpisało je aż osiem meksykańskich i międzynarodowych organizacji obrony praw człowieka, które zwróciły się do meksykańskiego Senatu, aby nie zatwierdzał tej nominacji.
Za czasów urzędowania Cháveza w Ciudad Juárez (1992-1998) – twierdzą organizacje humanitarne – policja w tym mieście wszelkimi sposobami utrudniała starania, podejmowane m.in. przez dziennikarzy, o wyjaśnienie przyczyn śmierci co najmniej 50 uprowadzonych, torturowanych i zamordowanych kobiet. Podejrzenia kierują się przeciw niektórym znanym z sadyzmu bossom karteli narkotykowych, krytym przez miejscową policję. Chávez Chávez, nowo desygnowany prokurator generalny Meksyku, został oskarżony przez Krajową Komisję Praw Człowieka o „zaniechanie działania i zlekceważenie sprawy”.

„Nienasycone” Stany Zjednoczone

„Meksyk, podobnie jak Argentyna, Kolumbia, Ekwador i Boliwia – oświadczył 6 września były prezydent Brazylii, Fernando Henrique Cardoso – po dziesięcioleciach wojny z udziałem lotnictwa i wojska, bombardowań plantacji (koki) i fabryk narkotyków w buszu walkę tę przegrał. Należy więc szukać innej strategii”.
Cardoso, a wraz z nim eksprezydenci Kolumbii i Meksyku, Cesar Gaviria i Ernesto Zedillo, we wspólnym dokumencie podsumowującym ich niepowodzenia w wojnie z kartelami narkotykowymi jako głównego winowajcę wskazują Stany Zjednoczone.
Argumentację trójki byłych prezydentów podjął obecny szef państwa meksykańskiego. Felipe Calderón w rozmowie z dziennikarzami już wiosną tego roku wskazał USA jako winnego problemów Meksyku ze zbrodniczymi kartelami. „Mamy pod bokiem Stany Zjednoczone, największego konsumenta narkotyków na świecie. To nie tylko nasz problem”, skarżył się Calderón, apelując do prezydenta Baracka Obamy o wydanie walki korupcji władz amerykańskich, która umożliwia masowy import narkotyków z Meksyku. Prosił też o wprowadzenie kontroli nad prowadzonym na wielką skalę eksportem nowoczesnej broni z USA na potrzeby meksykańskich karteli narkotykowych. W Meksyku uważają, że amerykańska policja nie robi prawie nic, aby skrzynie z nowiuteńką bronią najlepszej jakości nie docierały do Ciudad Juárez i innych punktów przerzutu na terytorium Meksyku.
Ten apel nie pozostał bez odzewu. Barack Obama obiecał, że Stany Zjednoczone zerwą z „głupią, nacechowaną brakiem zainteresowania i przede wszystkim pochłoniętą wojną z Irakiem polityką Busha” wobec Ameryki Łacińskiej i Meksyku. Sekretarz obrony USA, Hillary Clinton, która odwiedziła w marcu tego roku Meksyk, przyznała, że źródłem przemocy, jaka szaleje w Meksyku, jest „nienasycone” zapotrzebowanie na narkotyki w USA. A także „nasza niezdolność (…) zapobieżenia temu, że broń napływa nielegalnie przez granicę, aby uzbrajać zbrodniarzy, z których ręki giną policjanci, żołnierze, cywile”.
Meksykanom pozostaje oczekiwać na rezultaty zapowiadanej zmiany.

Wydanie: 2009, 38/2009

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy