Przekupne gwiazdki

Przekupne gwiazdki

Sędziowie przyjeżdżali do klubu kilka dni przed meczem i z panienkami balangowali na całego – Prawdziwi decydenci futbolu nie życzą sobie naszego awansu. Gdyby było inaczej, toby w ciągu minionych 13 lat wciągnięto nasz klubu, choćby za uszy, do ekstraklasy. I niech mi nikt nie mówi, że co roku do pierwszej ligi awansują faktycznie najlepsze zespoły, te, które potrafią pokonać najwięcej przeciwników i są zdecydowanie lepsze od tych kiblujących w drugiej lidze. Co ten sędzia dziś jeszcze nam szykuje? Jaki numer wytnie? Mam złe przeczucia. Źle mu z oczu patrzy… O, Jezusiczku złoty, cóż to za łotr ten sędzia, żeby jutra nie dożył! – nie, to wcale nie jest spontaniczna wypowiedź obserwatora polskich rozgrywek ligowych, ale fragment książki Antala Végha, „90 minut”. A czy pasuje jak ulał, czy nie do naszej rzeczywistości – to w świetle najnowszych wydarzeń raczej pytanie retoryczne… 100 tysięcy w zapasowym kole Coś wisiało w powietrzu od dawna i dla wielu przytomnych ludzi stało się oczywiste, że wybuch bomby jest wyłącznie kwestią czasu. Futbolowe równanie z jedną niewiadomą, co do siły detonacji i skali rażenia. No i stało się – piątek, 20 maja 2005 r., okazał się czarnym dniem dla polskiej piłki nożnej! W leśnych ostępach zostali zatrzymani przez specjalną grupę policyjną pierwszoligowy arbiter Antoni F. i szef śląskich sędziów, Marian D. Schwytano ich dzięki policyjnej prowokacji – przyjęli „kontrolowaną” łapówkę w wysokości 100 tys. zł za rzekome ustawienie wyników kilku meczów futbolowej ekstraklasy. Antoni F. schował pieniądze w zapasowym kole i został ujęty w momencie, kiedy chciał odjechać. Rzecz jasna, oba nazwiska są doskonale znane nie tylko w piłkarskim światku, ale, jak się okazało, także w półświatku… W poniedziałek 23 maja wrocławski sąd zadecydował o aresztowaniu podejrzanych na trzy miesiące, zarzucając im działanie w zorganizowanej grupie, która w zamian za przyjęcie korzyści majątkowej wpływała na wyniki meczów. To, zdaniem kierujących śledztwem, dopiero początek, czyli dotknięcie wierzchołka góry lodowej. Bo wiele wskazuje, że „umoczeni” są wszyscy, a więc nie tylko osoby z Polskiego Kolegium Sędziów, lecz także działacze, trenerzy i zawodnicy. Dość przypomnieć o aferze Świtu ze Szczakowianką czy trwającym wrocławskim śledztwie w sprawie meczowych przekrętów. Zresztą pokłosiem tego drugiego było właśnie niedawne aresztowanie. Ktoś, kto cokolwiek orientuje się w piłkarskich realiach, wie doskonale, że drogi zatrzymanej dwójki przecięły się nieprzypadkowo. Olbrzymią rolę odgrywają tak zwani kwalifikatorzy, albowiem od ich oceny zależą pozycja, znaczenie i tym samym przebieg kariery arbitrów. Prowadzenie zawodów pod kwalifikatora jest codzienną praktyką. Przecież szefowie sędziów i kwalifikatorzy to byli arbitrzy. Tak więc – faktycznie – wszystko pozostaje w rodzinie. Trudno się zatem dziwić, kiedy padają mocne słowa i zarzuty o rządach „czarnej sotni” bądź „mafii”. Powoli niektórzy zdobywają się na odwagę… Opowiada się o wiedeńskim spotkaniu sprzed kilku lat, podczas którego szefowie drugoligowego klubu oraz prominentni działacze uzgodnili scenariusz rundy wiosennej i wycenili go na bagatela… milion złotych. Klub awansował, ale dzisiaj robi bokami. Kiedyś wszystko było prostsze – sędzia zapraszał kwalifikatora do domu, trochę go to kosztowało, ale pożądaną ocenę się dostało. Zdarzało się, że arbitrzy lub kwalifikatorzy przyjeżdżali do klubu kilka dni wcześniej i balangowali na całego. Nie brakowało ani ptasiego mleka, ani panienek nawet najlżejszych obyczajów. Wynik meczu był także cennym towarem wymienialnym na przedmioty codziennego użytku, których nie można było uświadczyć w sklepie. Chociaż z czasem na przykład w tak zwanych górniczych i owszem. Dzisiaj mamy zapewne znacznie bardziej wyrafinowane metody i nawet może budzić zdziwienie, że pan F. zaproponował taki staromodny sposób transakcji. Jak twierdzi jeden z działaczy z jego macierzystego Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej, Antoni od dawna przejawiał jakąś wręcz chorobliwą pazerność na pieniądze. Potrafił w sobotę sędziować mecz Pogoni w Szczecinie, by następnie gnać samochodem całą noc na niedzielny mecz w Leżajsku. A gdyby go nie zatrzymano, to w sobotę 21 maja byłby liniowym na czwartoligowym spotkaniu. Za sto złotych! Panowie, ile dzisiaj dajecie? Już dzisiaj można przewidzieć, iż ta „najnowsza historia” zachwieje wieloma karierami i polecą głowy, bo policja otwarcie przyznaje,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 22/2005

Kategorie: Sport