Jak przeżyć 1 czerwca?

Posiadanie dziecka, jak wiadomo, jest dużo bardziej skomplikowane niż jego (powiedzmy) wykonanie. Problem ten w całej swojej krasie objawia się właśnie 1 czerwca. Czym interesuje się takie dziecko? Oto pytanie. Zdezorientowani rodzice, chrzestni i inni zobligowani do kupienia prezentu, snują się po sklepach z rozpaczą w oczach. Pół biedy, jeśli dziecko ma już kilkanaście lat. Można mu wręczyć czekoladę, forsę na kino albo na coś więcej i sprawa z głowy. Chyba że dopiero wtedy zaczną się prawdziwe problemy, bo dziecko, zamiast iść do kina, zrobi sobie wycieczkę do Koluszek albo wróci od fryzjera z niebieskimi włosami lub w ogóle bez włosów, za to z tatuażem na szyi. Na pociechę zdesperowanym i na dowód tego, że nie są odosobnieni w swoich bolączkach, prezentujemy specjalny “Przegląd” na Dzień Dziecka.


Wojna misiów z tubisiami

Profesjonalny prezenciarz w 15 minut wyszuka odpowiednią flaszkę wina dla gospodarza oraz kwiatek dla pani domu. Przy prezencie dla dziecka większość twardzieli traci grunt pod nogami.
Wyprawa do sklepu z zabawkami to mocne doznanie, szczególnie dla kogoś, kto nie posiada własnych latorośli i nie śledzi na bieżąco nowości dobranockowych ani rozwoju lalkarstwa.
Smutne to przeżycie dla osób romantycznych, bowiem puchate misie i słodkie lale pokrywa na regałach kurz. Wygryzły je potwory, maszyny i cyborgi, tudzież inne wymyślne stwory, przy których Muminki czy Barba Papa to pryszcz. Pani w sklepie z zabawkami pokazuje mi owadopodobne potwory firmy Lego. Do tego jeszcze można dokupić specjalne maski, które nadadzą moc magiczną potworom, objaśnia z dumą. Gdzie się podziały uśmiechnięte ludziki Legolandu?!
To, co łączy nowoczesne zabaweczki z lalkami PRL-owskich fabryk, to fakt, że także dziś dzieci mogą na nich uczyć się o wadach rozwoju. Teletubisie, na które natknąć się można w każdym sklepie, wywołają w niejednym falę nostalgii za laleczkami ze spółdzielni inwalidów – ta sama głębia spojrzenia i wypukłe czółko. Inną upiorną serią są trolle z różowymi, lekko sfilcowanymi włoskami. Z rozmów z ekspedientami wnoszę, że to właśnie jest wiodący kanon piękności. Biedna Barbie.
Jeśli chodzi o prezenty dla trzy- czterolatków, to “bardzo dobrze chodzi Bob Budowniczy z kreskówki”, jak informują sprzedawczynie ze sklepów z zabawkami. Dla starszych fanów Boba Budowniczego albo dla dzieci, które naoglądały się za dużo horrorów, szeroką ofertę przedstawiają firmy Bosch i Kaercher. Można kupić dla naszego maluszka piłę łańcuchową na bateryjki (129 zł), wiertarkę udarową (97 zł) albo nawet cały zestaw razem z rękawicami i maską spawacza.
Kiedy pytam o gry, pani w sklepie informuje, że edukacyjne są bardziej modne niż planszowe, bo dziecko się uczy poprzez zabawę. Z planszowych karierę robi nieprzerwanie “Monopol”, bo przecież nawyki biznesowe najlepiej zaszczepiać od kołyski. Do gry “Monopol” można dołączyć małą komóreczkę. Wprawdzie nie działa i nie promieniuje, ale zasięg jej dźwięku jest daleki. Doświadczone matki poświadczają, że sadzanie na nocnik odbywa się bezboleśnie, jeśli małemu do łapki wciśnie się telefon “taki jak ma tatuś”.
Z ubrankami trzeba uważać szczególnie. O ile w zeszłym roku modne były tzw. spodnie z kupą, przez nosicieli nazywane raperami, w tym roku podarowanie takiego fasonu to jawna zniewaga. Młody mężczyzna, jak większość jego kolegów z podstawówki, chadza w bojówkach. Z kolei wśród młodych dziewczątek w wieku przedlicealnym modne są obcisłe, lycrowe spodenki do pół łydki – tak szacuje pani ze sklepu 5 10 15 z polską odzieżą. Ale ubrań nikt nie kupuje, bo i po co. Pani ze sklepu z ubrankami patrzy z politowaniem: “Czy pani sobie wyobraża, marzyć o nowej wersji gry »Alicja w krainie Czarów«, a dostać pulower? Koszmar”.
Ale kupowanie prezentów dla dzieci ma też swój urok. Wiek szkolny to ostatnia chwila, żeby samochód typu bugatti albo “merc” kupić za 112 złotych. Potem jeszcze dziecko sobie poskleja i furę ma. A jeśli mu się nie spodoba, to na pewno spodoba się tatusiowi, tak samo jak kolejka podobała się ojcu tatusia. W późniejszym wieku fura bez kluczyków na pewno nie okaże się szlagierem.


Mały punk (instrukcja obsługi)

Hodowanie małego (np. 11-letniego) punka w rodzinie wymaga cierpliwości i taktu. Mały punk nie przesiąkł jeszcze konformizmem właściwym dla starszych generacji i reprezentuje najbardziej ortodoksyjny odłam ruchu. Podczas domowych przyjęć zadaje kłopotliwe pytania: “Jak pan może jeść mięso, skoro w tym celu morduje się zwierzęta?”. Sam mały punk mięso wprawdzie jada, ale tłumaczy, iż czyni to pod drastycznym przymusem rodziny (niestety, w kwestii jedzenia owoców i warzyw nawet najdrastyczniejszy przymus nie pomógł i konsumowania ich mały punk, poniekąd wbrew regułom swego ruchu, bezwzględnie odmawia).
Prawdziwym misterium było kupowanie pierwszych glanów. Mały punk przeciągnął rodziców przez cały bazar stadionowy, szukając odpowiedniego modelu. Ten wybrany przez wapniaków kosztował wprawdzie “tylko” 140 zł, ale był za miękki w kostce, no i nie miał metalowej wkładki na podbiciu. Gdy rodzice nalegali, mały punk nie okazał twardości i gorzko zapłakał, oświadczając, że czegoś takiego w życiu nie założy. Oczywiście, postawił na swoim i wybrał buty za 240 zł, chociaż także nie miały blachy w podbiciu. “Właśnie, że mają”, oświadczył punk i triumfalnie przetestował podbicie butów magnesem, który specjalnie zabrał ze sobą. Rzeczywiście, blacha była, magnes się trzymał. Kolejną godzinę zajęło szukanie długich, koniecznie czerwonych sznurówek. Mimo cierpliwości i taktu rodzice musieli jednak stoczyć z małym punkiem walkę, nie tyle krwawą, co bolesną, o kolorowego irokeza. Nie pomogło chowanie pomarańczowego sprayu. Mały punk z odłożonej tygodniówki kupił następny pojemnik, ukrył go i użył tuż przed wyjściem do szkoły. Niespotykanie długi pobyt w łazience (dokąd małego punka zwykle trudno zagonić) wzbudził jednak podejrzenia. Po krótkiej szamotaninie nastąpiły błyskawiczne rokowania. Punk ustąpił w kwestii koloru i zgodził się na mycie głowy, ale w zamian zażądał żelu do postawienia irokeza w kolorze naturalnym.
Niedawno w życiu małego punka nastąpił wielki dzień. Napisał do niego Pauluss ze sławnej kapeli Włochaty: “Jesteś jednym z najmłodszych naszych korespondentów i myślę, że dłużej noszę irokeza, niż ty masz wiosen. Ale wierzę, że spotkamy się za następne 11 lat i pogadamy o starych punx” i ten list mały punk przechowuje niczym relikwię.


Daj kasę, oszczędź wstydu

Kiedy dzwoni do mnie chrześniaczka, wiadomo, że zbliżają się jej urodziny, święta albo Dzień Dziecka. Z tej ostatniej imprezy próbowałam się urwać już w zeszłym roku, twierdząc, że Małgosia jest przecież duża. Podobno ostatnio tatuś szukał jej po pubach. Niestety, ani w zeszłym roku, ani w tym Małgosia nie odpuściła. Zadzwoniła i zapewniła, że ceni sobie szczerość, którą jej wpajałam. Może mi teraz powiedzieć, że komunijny zegarek nie był wodoodporny, dałam jej najbiedniejszą Barbie, jaka była w całej szkole, bo tylko w wężowej sukience i jednych butach. Późniejszy domek dla Barbie nie miał wanny, a Kenowi podarły się spodnie. Koszmarna była moja mania kupowania książek bez obrazków, koralików i bransoletek. A samą siebie przeszłam, gdy zaprenumerowałam jej “Co tydzień lekcja angielskiego”. Również workowata bluzka i narzuta na tapczan w misie zostały obśmiane przez klasę. Więc w tym roku Małgosia prosi o pieniądze. Że już jest duża? Przecież moją córką chrzestną będzie zawsze.


Dzwonię, bo chcę dziecku zrobić imprezę

a- Dzień dobry, czy to firma “Bigluś. Zabawy dla milusińskich”? Chciałabym synka i jego kolegów zaprosić na Dzień Dziecka. Podobno jest u was sala leśna i zoologiczna. Co to znaczy?
– No, najpierw ustalmy, jaką przyjemność chce pani dziecku zapewnić. Taką skromniejszą, w dwie godziny, poczęstunek, prezent i do domu, czy okazalszą, która pozostanie na długo w pamięci synka? Bo chyba nie chciałaby pani, żeby następnego dnia zapomniał, gdzie był?
– Nie chciałabym.
– No właśnie, to proponuję dodatkowo czapeczki, baloniki i osobę, która dzieci rozrusza.
– Ale one są dostatecznie rozruszane.
– To pani jeszcze nie zna swojego dziecka. Pani Basia im pokaże, jak się zjeżdża z dmuchanej zjeżdżalni, potem pójdą do basenu z piłeczkami i do sali, dla chłopców jest zoologiczna. Ściany w krokodyle, wąż zwisa z sufitu, takie tam, potem zwiedzanie kuchni. Tylko proszę chłopcom zapowiedzieć, żeby nie krzyczeli za głośno na kucharza i nie popychali patelni.
– Wypraszam sobie.
– Czy to “Bim – bom. Dziecięcy bom”? Ja w sprawie imprezy na Dzień Dziecka. Właśnie doszliśmy z mężem do wniosku…
– Panie Maćku, chyba znowu konkurencja udaje matkę, żeby od nas wyciągnąć pomysły.
– Czy to “Dziecioland”? W Internecie jest zdjęcie waszej sali zabaw. Ale nic nie widać.
– Bo dzieci zasłaniają. Ale opowiem. Będzie stół z nakryciem, może pani przynieść coś swojego do jedzenia, ale jak dziecko ma mieć niespodziankę, no to nie może być szarlotka, którą pani piecze co niedziela.
– Ja nie umiem piec.
– No właśnie. Dlatego pani do mnie przyszła. Więc postawimy tort. Od dziecka jest 5 zł, powyżej 20 dzieciaków – 4 zł.
– Ale to jest chyba bardzo mała sala?
– Dlatego jest po 4 zł. U kolegi jest po 20 zł, tyle że łuki przygotował do strzelania. Można oko stracić.
– No właśnie. Czy jest opieka?
– Co pani, dzieci wiedzą, jak się bawić. A przy stole siedzą rodzice, jakby co, to który podskoczy. Bo dzieci to do stołu przychodzą tylko na szampana.
– Jest pan wodzirejem dziecięcym. Proszę opowiedzieć, co pan proponuje.
– W Wigilię chodzę z prezentami, a tak przez cały rok bawię dzieci na imprezach domowych. Może pani wyjść na cały wieczór. Już ja to towarzystwo upilnuję, jak jest mniej niż 10 sztuk, to ani pisną przy mnie. Ani mrukną, taką im musztrę urządzę. A spać będą jak susły przeczołgane.
– Szkoła numer…? Podobno organizujecie imprezy młodzieżowe. Bo w klasie mojego syna jest taka grupa…
-…tak, tak striptizerka też będzie.
– Ale to z okazji Dnia Dziecka!
– Nie, nie, do nas proszę zadzwonić, jak synek będzie organizował “osiemnastkę”. Szybko zleci. Ha! Ha!


Doświadczeniami podzielili się Iwona Konarska, Karolina Monkiewicz i Andrzej Dryszel

Wydanie: 2001, 22/2001

Kategorie: Przegląd poleca

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy