Dziennikarze korzystają z informacji dostarczanych przez lobbystów, ale niechętnie się do tego przyznają Bezpodstawne oskarżenia mediów czy strzał w dziesiątkę? Lobbing czy tylko wykorzystywanie informacji? Andrzej Barcikowski, szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, powiedział to, co było tajemnicą poliszynela: zdarza się, że media korzystają z gotowców podsyłanych im przez „życzliwych”. Cała historia zaczęła się w poniedziałek, 10 listopada. Tego dnia szef ABW przedstawił rządowi informację na temat kampanii lobbingowych przy niektórych ważnych dla państwa kontraktach. Wygłosił też oświadczenie dla mediów. – Firmy, które nie zostały uwzględnione w intratnych zamówieniach, często rozpętują kampanie dezinformacyjne. Docierają do mediów, dostarczają im sensacyjnych informacji o rzekomych nieprawidłowościach, przestępczych powiązaniach itp. – tłumaczył, ale nie ujawnił żadnych konkretów. Podkreślił, że „nie wszystkie doniesienia prasowe były efektem dociekliwości dziennikarzy”. Sprawa ucichła do wtorku 25 listopada, kiedy Barcikowski spotkał się z sejmową Komisją ds. Służb Specjalnych. Tam miały paść nazwy pism i nazwiska dziennikarzy, którzy – jak to ujął szef ABW – „byli lobbowani i lobbingowi ulegli”. Barcikowski miał wymienić „Rzeczpospolitą”, „NIE”, „Gazetę Prawną”, „Super Express” i „Gazetę Wyborczą” oraz nazwisko jej dziennikarza, Andrzeja Kublika. Dzień wcześniej podobną informację przedstawił Konwentowi Seniorów. Po posiedzeniu komisji atmosfera zaczęła się zagęszczać. Choć zagadnienia poruszane podczas obrad komisji powinny zostać tajne, wydostały się na zewnątrz. Emocje podgrzewał Roman Giertych z LPR, oświadczając, że raport ABW zawiera „sensacje o Leszku Balcerowiczu, przekraczające 50-krotnie aferę Rywina”. Chodzi o sytuację z 1998 r., kiedy w Ministerstwie Finansów powstało rozporządzenie dotyczące importerów leków. Zyskali na nim finansowo importerzy leków i firmy farmaceutyczne, a skarb państwa miał stracić ok. 3 mld zł. Przepychanki trwały do późnego wieczora. Zgoda klubu SLD przesądziła, że Barcikowski wystąpił przed Sejmem. Obrady utajniono. Według naszych informacji, w swoim wystąpieniu szef ABW powtórzył zarzuty sprzed dwóch tygodni. Zapewniał też, że decyzje przetargowe w sprawie polityki cenowej leków, Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców oraz kontraktów gazowych zawartych przez Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo były merytorycznie uzasadnione, choć media stawiały różne zarzuty. Według niego, takie akcje są szkodliwe dla interesów ekonomicznych państwa. Barcikowski twierdził, że dziennikarze ulegali lobbystom. Powiedział też, że niedługo zostaną opublikowane kolejne teksty pisane pod ich wpływem, m.in. o nieprawidłowościach dotyczących przemysłu farmaceutycznego, powstawania ustawy o grach losowych oraz kontraktu na dostawy gazu zawartego przez PGNiG z węgierską firmą Eural TG. Wybuchła afera. Posłowie opozycji krytykowali wystąpienie Barcikowskiego. Twierdzili, że ma ono na celu odwrócenie uwagi od afer dotyczących SLD. Ich zdaniem, zabrakło konkretów, a także pominięto sprawy, w których rzeczywiście miał miejsce lobbing i było to związane z działaniem urzędników państwowych. Konstanty Miodowicz z PO, szef sejmowej speckomisji, uznał informację szefa ABW za „hucpę polityczną”. PO domagała się też usunięcia Barcikowskiego. – Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że Barcikowski nie miał ze sprawą utajnienia posiedzenia nic wspólnego. Został postawiony pod ścianą – wyjaśnia pos. Jerzy Dziewulski z SLD. Informacja na temat przejawów prowadzenia lobbingu w sprawie niektórych kontraktów i przetargów była bowiem przygotowana na polecenie Rady Ministrów. Dopiero później okazało się, że otrzyma ją również Konwent Seniorów, a także Komisja ds. Służb Specjalnych. – Barcikowski nie zrobił nic innego, tylko wykonał polecenie rządu – mówi poseł Dziewulski. Kiedy informacje zaczęły się wydostawać na zewnątrz, Roman Giertych zażądał, by raport przedstawiono przed Sejmem. – Barcikowski został wrzucony do kotła i zamieszany wielką łychą. Nie mógł odmówić. W razie jakiejkolwiek afery zostałby oskarżony, że wiedział, a nie ostrzegł. A skoro ostrzegł, to znaczy, że insynuował – tłumaczy Dziewulski. Już po posiedzeniu rozpoczęło się żonglowanie tytułami i nazwiskami dziennikarzy, o których miał rzekomo mówić w Sejmie Barcikowski. Tymczasem w jego sejmowym wystąpieniu padła jedynie nazwa kolorowego miesięcznika i jego dziennikarza, który miał być podejrzany o nieczyste interesy ze światem przestępczym. A dziennikarze? Większość z nich była oburzona. „Super Express” w tekście zatytułowanym „ABWera poluje na dziennikarzy” napisał, jak to rzekomo szef ABW straszy posłów obcymi