Przychodzi symulant do lekarza

Przychodzi symulant do lekarza

Pobyt na chorobowym drogo kosztuje. Kosztuje jeszcze więcej, gdy na zwolnienie idzie zdrowy.

Każdego roku ZUS przeprowadza w całym kraju setki tysięcy kontroli orzecznictwa lekarskiego o niezdolności do pracy. Ponadto tego typu kontrole przeprowadzają sami pracodawcy, którzy też chcą wyłapać symulantów okradających nie tylko państwo, lecz także zakład pracy. To ogromy wysiłek, ale dzięki niemu odzyskuje się spore pieniądze, które nieuczciwi wyłudzają z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Z kontroli wynika, że średnio co 10. zwolnienie chorobowe jest wyłudzone. Przekłada się to na miliony złotych bezprawnie pobranych zasiłków. O stratach zakładu pracy z powodu nieobecności pracownika nie wspominając.
Dwa lata temu na polecenie premiera zwiększono zakres kontroli wystawianych zwolnień. Badaniem objęto zarówno tryb orzekania niezdolności do pracy przez lekarzy, jak i sposób wykorzystania zwolnienia przez pacjentów. I w jednym, i w drugim wykryto nieprawidłowości. Ale procentowa liczba zakwestionowanych zwolnień wciąż utrzymuje się na podobnym poziomie, to 9%, a ostatnio nieco ponad 10% wszystkich druków wystawianych przez lekarzy.
Kontrolą mieli być objęci przede wszystkim lekarze, którzy wystawili rekordową liczbę zwolnień, a także osoby biorące często krótkie zwolnienia i te, które brały zwolnienia od różnych lekarzy albo na różne choroby. Oczywiście czujny wzrok kontrolerów padł na tych, którzy już byli złapani na lewym zwolnieniu.
Zasiłki chorobowe kosztują sporo, a ludzie chorują coraz więcej, bo się starzejemy. W całości zasiłki kosztują nas miliardy złotych i rujnują dziurawy budżet ZUS, który musi się zapożyczać. Odzyskane pieniądze to tylko niewielka część, która nie uratuje bilansu.

Kryzysowy zderzak

Można więc powiedzieć, że lata polskiego kryzysu, czyli 2009 i 2010 (danych za I kwartał 2011 r. jeszcze nie mamy), to zalew nieuczciwości w stosunkach pracownik-lekarz-ZUS. Wstrzymano wtedy ponad dwa razy więcej pieniędzy na wypłaty zasiłków niż w latach 2007 i 2008. Jednak wielu publicystów próbuje to tłumaczyć trudnościami gospodarczymi i próbą przerzucenia kosztów kryzysu z obywatela na państwo. Wszystkiemu winna jest niepewność co do zatrudnienia. Pracownicy z obawy przed utratą pracy po prostu częściej uciekali w chorobę. System zazwyczaj działa tak: związki zawodowe, które ustawowo muszą być poinformowane o planowanych zwolnieniach, przekazują wiedzę pracownikom, a oni szukają sposobu, by jakoś się wybronić, idą do lekarza i nagle zapadają na długotrwałą chorobę, np. kilkumiesięczną, wykorzystując ten czas na rozmaite cele, takie jak znalezienie innego zatrudnienia. Za wszystko płaci ZUS, czyli my. Zresztą nie trzeba być geniuszem, aby wyliczyć, co bardziej się opłaca, chorobowe czy bezrobocie. Bezrobotny dostaje tylko 575 zł zasiłku, chory – 80% pensji.
ZUS próbuje nawet tutaj szukać oszczędności. Jeśli chory w ciągu siedmiu dni nie dostarczy zwolnienia, jego zasiłek obniża się o 25%. Tylko z tego tytułu w IV kwartale 2010 r. obniżono wypłaty zasiłków o prawie 2 mln zł, a w całym 2010 r. aż o 8,5 mln zł. Łączna suma wszystkich odzyskanych pieniędzy z obniżonych i cofniętych świadczeń z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa wyniosła w 2010 r. aż 141 mln zł.
Jacek Dziekan z centrali ZUS tłumaczy, że wstrzymanie wypłacania zasiłku następuje wtedy, gdy zwolnienie lekarskie jest wystawione zgodnie ze stanem faktycznym, jednak pracownik szybciej wrócił do zdrowia, niż wpisano na zwolnieniu. Cofnięcie zasiłku to konieczność zwrotu wszystkich pieniędzy, które pracownik pobrał z funduszu zdrowotnego. Jest to właściwie jedyna kara, jaką dysponuje ZUS. Natomiast wystawianie lipnych zwolnień może być dotkliwsze dla lekarza, który trudni się takim procederem. ZUS może cofnąć lub wstrzymać uprawnienia lekarza do wypisywania druków L4, jednak korzysta z tego niezwykle rzadko. Jest tylko kilka lub kilkanaście takich przypadków rocznie w skali kraju.
Proceder wystawiania lipnych zwolnień jest trudny do udowodnienia. Samo środowisko lekarskie wyraża w tej sprawie całkowite désintéressement i odsyła do ZUS. Katarzyna Strzałkowska, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej, zwraca uwagę, że gdyby wśród skarg pacjentów na przewinienia zawodowe lekarzy znalazły się też przypadki zbyt pochopnego wysyłania ludzi na zwolnienia, na pewno trafiłyby do NIL. Ale takich skarg nie ma. – Wypisywanie druków nie jest przedmiotem naszych zainteresowań. Nie mamy nic do tego – podsumowuje Katarzyna Strzałkowska.

Za mundurem L4 sznurem
Okazuje się, że ze zwolnień korzystają najczęściej pracownicy służb mundurowych, policjant czy żołnierz podczas choroby otrzymuje bowiem 100% wynagrodzenia, a nie 80% jak cywil, a ponadto nie ma praktycznie sposobu, aby sprawdzić, czy taki funkcjonariusz rzeczywiście jest chory. Nikt nie pójdzie do domu policjanta czy BOR-owca, bo jego adres prywatny jest tajemnicą służbową. Tak więc policjanci, żołnierze, strażacy, celnicy, funkcjonariusze straży granicznej, BOR, CBA i ABW korzystają z L4 na potęgę, czasami w ogóle się nie krępują, że powinni leżeć w łóżku, tylko jadą sobie na wycieczkę lub wykonują jakieś zlecenia poza firmą. Ktoś policzył, że policjanci biorą co miesiąc 192 tys. zwolnień lekarskich. Każdego dnia brakuje w pracy 6 tys. funkcjonariuszy. To tak, jakby zamknąć dwie średniej wielkości komendy wojewódzkie lub 20 powiatowych. W tej formacji pracuje ok. 90 tys. osób, są więc takie, które połowę realnego czasu pracy spędziły na chorobie i oczywiście ponieważ dbają o zdrowie, mogą dużo wcześniej iść na emeryturę, też będącą poza normalnym systemem naliczania. Choć przeciętny policjant czy żołnierz nie zarabia dużo, dodatkowe przywileje wiele mu rekompensują.

Poradnik symulantów
Problem pracownika na chorobowym ma jednak drugie dno. Formalnie choroba zatrudnionego nie powinna nikogo dziwić ani oburzać, zwolnienie lekarskie zaś jest nie tylko warunkiem szybkiego powrotu do zdrowia, lecz także ochroną przed zarażaniem osób zdrowych, np. w czasie epidemii grypy. Tymczasem obok osób nadużywających prawa do zwolnienia są też takie, które za żadne skarby nie chcą się znaleźć na chorobowym, bo obawiają się utraty pracy albo obniżenia pozycji w miejscu zatrudnienia. Bezwzględny wyścig szczurów trwa. Oczywiście do leczenia nikogo nie można zmusić, tym bardziej że perswazja może być odczytana jako… mobbing.
Z jednej strony, portale społecznościowe pełne są poradników, jak skutecznie symulować chorobę, aby uzyskać zwolnienie lekarskie, z drugiej, mamy opisy klasycznego mobbingu, który działa gorzej niż choroba.
Statystyki podają, że najczęściej absencję chorobową powodują ciąża, poród i połóg, choroby układu oddechowego, urazy, zatrucia i inne skutki działania czynników zewnętrznych, a także choroby układu kostno-stawowego, mięśniowego i tkanki łącznej. Symulanci mają inną listę „preferowanych” chorób. Gwałtowny i ostry ból nerek oraz chroniczne nawroty migreny, których lekarz praktycznie nie może zweryfikować. Nie brakuje przykładów, że niektóre panie, po otrzymaniu zwolnienia z powodu sfingowanego ataku nerek, skierowane na analizę moczu dodają do pojemnika odrobinę krwi menstruacyjnej, aby uprawdopodobnić kamicę nerkową. Gdy tymczasem powodem pójścia do lekarza jest często tzw. szewski poniedziałek, trudności z dojściem do siebie po weekendowych szaleństwach albo banalna potrzeba wykonania prac porządkowych na działce.
Drugą stroną medalu jest działanie niektórych lekarzy zakładowych wysyłających na zwolnienie pracownika, który krańcowo zestresowany, poddawany nieustannej presji w zakładzie jest bliski załamania psychicznego i fizycznego. Choć pobyt na chorobowym nie likwiduje mobbingu, niejednokrotnie lipny druk L4 może uratować nawet przed samobójstwem, choć czasem przychodzi za późno.
Kilka lat temu prasa rozpisywała się o przypadku Cecylii Bombały, 27-letniej sopranistki, która wyskoczyła z okna warszawskiego Teatru Roma. Nie wytrzymała napięcia. Koleżanki powiedziały o jej problemach, o chorobie i beznadziejnej sytuacji w pracy. W tym właśnie czasie zwolniono z tej placówki ponad 200 śpiewaków, muzyków i tancerzy, którzy po zamianie operetki w teatr musicalowy stali się zbędni. Podobnych przypadków jest więcej, choć często okrywa je zasłona milczenia. Poszukując jednak dziur w systemie wydawania zwolnień lekarskich, warto zbadać, czy powodem absencji nie są patologiczne stosunki pracy, a do trwałego zwolnienia nie kwalifikuje się całkiem ktoś inny.
Za jakiś czas Ministerstwo Zdrowia zacznie wprowadzać zinformatyzowany system rejestrujący e-recepty i e-zwolnienia chorobowe. Centrala ZUS będzie miała wówczas natychmiastowy wgląd w decyzje lekarzy, pozwoli to wychwycić podejrzane tendencje i wytypować rekordzistów, zarówno wśród medyków, jak i ich pacjentów. Jednak nawet najdoskonalszy komputer nie będzie w stanie zbadać rzeczywistego stanu zdrowia ani stosunków panujących w środowisku pracy.


  • Na L4 spędzamy ponad cztery razy więcej czasu niż mieszkańcy Europy Zachodniej, co oznacza, że jesteśmy liderami w kategorii brania zwolnień lekarskich.
  • Od 2001 r. rośnie w Polsce liczba nieobecności w pracy z powodu choroby. W 2008 r. statystyczny Polak spędził na chorobowym aż 23 dni, podczas gdy średnia w krajach Europy Zachodniej wynosi ledwie pięć dni. A jeszcze w 2007 r. Polacy przebywali na zwolnieniach tylko 12 dni – wynika z raportu firmy doradztwa personalnego Sedlak & Sedlak.
  • Polskie prawo nie pozwala wręczyć wypowiedzenia w czasie zwolnienia chorobowego.
  • Pracownik może przebywać na zwolnieniu do sześciu miesięcy, a kiedy po pół roku lekarz stwierdzi, że chory ma szanse na wyzdrowienie, może przedłużyć mu L4 o kolejne trzy miesiące.
  • Przez pierwszych 33 dni chorobowego płaci pracodawca.
  • W niektórych krajach zachodnich przy lżejszych niedyspozycjach nie funkcjonuje coś takiego jak zwolnienie lekarskie – tam wierzą na słowo, że ktoś jest chory.
  • Zwolnienia chorobowe z Polski są ważne także w Unii Europejskiej.
  • Na Zachodzie fałszywe zwolnienia prawie się nie zdarzają. Głównie dlatego, że chorobowe oznacza utratę sporej części wynagrodzenia. W Wielkiej Brytanii przez pierwsze trzy dni chory pracownik w ogóle nie dostaje wynagrodzenia.

Wydanie: 16/2011, 2011

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. margo52
    margo52 5 sierpnia, 2011, 11:36

    Jaka jest kara dla pacjenta wyłudzającego zwolnienie. Lekarz był nieświadomy, że pacjent kłamie ponieważ symulował depresję, której objawy znał doskoonale. lekarz nie był w stanie sprawdzić tego ze wzgędu na rodzaj choroby.

    Z poważaniem
    margo52

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Wiola
    Wiola 3 kwietnia, 2014, 20:03

    nie ponosi konsekwencji. Jeżeli lekarz go skontroluje i uzna, że jest on zdolny do pracy, wystawi mu druk ZUS ZLA/K i od dnia nastepnego po dniu badania „chory” będzie musiał stawic się do pracy. Jeżeli nikt go nie skontroluje, … mówi się trudno

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Anonim
    Anonim 29 września, 2016, 15:10

    mam pweno panio ktur juz trzy miesioce udaje chorobe u psychologa

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy