Między historykami a rzeczywistością

Między historykami a rzeczywistością

Polska Ludowa to nie czarna dziura, skoro od 20 lat naukowcy toczą spór, kto i jak ma pisać jej historię Niektórzy uważają, że historycy skupiając się na suchych faktach, zapominają o kontekstach, czyli o tym, jakie okoliczności tym faktom towarzyszyły. Jak więc opisywać PRL i kto to ma robić, aby nie ograniczać się do koślawych publikacji IPN? – Nie mam recepty, jak pokazywać historię PRL, ale mogę zreferować spór na ten temat – deklaruje prof. Czesław Robotycki, dyrektor Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Polega on na tym, że z jednej strony są historycy, a z drugiej rzeczywistość, która nas otaczała i o której chętnie wypowiadają się socjolodzy. Ponieważ jest to przeszłość nieodległa, powiadają oni, że nie da się zrozumieć PRL tylko z historycznego punktu widzenia, a więc bez owych kontekstów. Dochodzi więc kontekst walki politycznej, jak również kontekst strukturalny, czyli mówiący o tym, jak w tym czasie było zorganizowane społeczeństwo i jakie wówczas panowały uwarunkowania. Mozaika z kolorowych kamyczków Prof. Robotycki mówił to w przerwie panelu pod hasłem „Style życia w PRL. Antropologia i historia w Polsce”, którego był organizatorem, podczas niedawnego XVIII Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Olsztynie. Pewnie z tego względu większość referatów wygłosili antropolodzy, choć tłumaczyli, że są do tego uprawnieni, ponieważ historia i antropologia w pewnym momencie się spotykają. Poza tym historia – jak zauważył dr Zbigniew Libera z UJ – jest zwykle mitem władców, natomiast antropologia to nauka o człowieku. I dopiero połączenie tych dwóch obrazów (i badań socjologicznych) może dać pojęcie o całości. Jaki ten obraz wychodzi w przypadku PRL? Tutaj nie ma jasnej odpowiedzi i pewnie długo nie będzie, jeśli nie nabierzemy do tego okresu dystansu i nie pozbieramy wszystkich kamyczków do tej wielobarwnej mozaiki. Pamięć świadków to za mało, zwłaszcza jeśli jest już przefiltrowana przez współczesne media i tzw. politykę historyczną, a więc pokazującą przeszłość z dzisiejszego punktu widzenia. Przekonała się o tym dr Dobrochna Kałwa z Instytutu Historii UJ, która wspólnie z dr Barbarą Klich-Kluczewską przedstawiła wyniki badań w referacie „Codzienność peryferyjna. Pamięć o PRL mieszkańców Ustronia”. Jaka jest zatem pamięć o Polsce Ludowej mieszkańców tego miasteczka na Śląsku Cieszyńskim? – Okazało się, że wiedza historyka nie pasuje do tego, co wytypowani do rozmów ludzie chcą powiedzieć – wspomina dr Kałwa. – Inaczej też PRL zapisał się w pamięci miejscowego historyka, a inaczej w pamięci przybysza. To są różne punkty odniesienia. Lokalny bohater i sąsiad Edward Ważne było miejsce badań; miejscowi byli dumni z tego, że są Ślązakami, że powstało tam sanatorium i że nawet w PRL Ustroń był piękny. W ich pamięci mocno zakodowały się dwa nazwiska: gen. Jerzego Ziętka, wojewody śląskiego, oraz Edwarda Gierka. Pierwszy w 1962 r. wydał zgodę na budowę dzielnicy sanatoryjnej i jest lokalnym bohaterem, drugi natomiast po „przerwanej dekadzie” w Ustroniu się osiedlił i był „sąsiadem Edwardem”. Pytani o pochody pierwszomajowe snuli opowieść o codzienności, nawiązywali do utrwalonych w zbiorowej pamięci uroczystości, w tym przedwojennych dożynek. Inaczej zapamiętał PRL biznesmen, który do Ustronia przeniósł się z Rudy Śląskiej. Stamtąd w stanie wojennym przewoził do Ustronia ćwiartki ubitych świń, ale nie ukrywał przynależności do PZPR i się tego nie wstydził. Opowiadał, jak działał na rzecz środowiska, jak pomagał ludziom i jak dzięki znajomościom udało się wybudować boisko szkolne. Poza tym wspominał o konfliktach wewnątrzpartyjnych na linii góra-dół, ale sprawy SB oraz stanu wojennego marginalizował. – Wniosek z tych badań jest taki, że żyliśmy w mikroskali PRL, stąd odmienne zdania, że było inaczej, niż mówią historycy – konkluduje Dobrochna Kałwa. Obraz pełen sprzeczności Wojna o pamięć po PRL toczy się na różnych poziomach. Na salonach politycznych i na łamach prasy ścierają się punkty widzenia w skali globalnej. Inaczej zapamiętali przeszłość mieszkańcy aglomeracji, inaczej tzw. prowincji. Jak najgorszy obraz tamtego systemu przekazuje była opozycja, ludzie walczący z władzą PRL, szykanowani i internowani w stanie wojennym (choć dla nich to niezwykłe czasy „burzy i naporu”). Na co dzień toczyło się życie zastępcze, dominowała dwoistość postaw, ale – jak zauważył dr Krzysztof Piątkowski z UMK w Toruniu – kultura w PRL miała swoją wielkość, swój

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 40/2009

Kategorie: Kraj