Wiele inicjatyw Unii Pracy ma charakter lokalny Jeremi Hołownia – działacz samorządowy i społeczny. Od 2002 r. radny Rady Powiatu Głogowskiego, w latach 2009-2014 jej wiceprzewodniczący, od 2014 r. członek zarządu powiatu. Przewodniczący Komisji Rewizyjnej Unii Pracy. Czym przekonała pana do siebie Unia Pracy, z którą jest pan związany niemal od początku? – To prawda, wstąpiłem do tej partii już w 1994 r., jak tylko można było zobaczyć realne działania podejmowane przez jej członków. Początkowo spodziewałem się, że może to być inicjatywa typowo wyborcza, ale kiedy deklaracje programowe zaczęły być wprowadzane w czyn – przyciągnęło mnie to. Zwłaszcza że była to formacja, która łączy, a nie dzieli. Wtedy, tak jak i dziś, Unia Pracy nie pytała, w jakiej partii byłeś i czy w ogóle w jakiejś, tylko o to, co możemy wspólnie zrobić. No i wreszcie byli tam ludzie, których zawsze podziwiałem: Aleksander Małachowski, Ryszard Bugaj czy Marek Pol. Unia wyróżniała się programem. – Od założenia w 1992 r. konsekwentnie mamy na sztandarach praktyczne postulaty związane z jakością życia zwykłych ludzi: walkę z bezrobociem, godne płace, pomoc państwa dla ubogich i potrzebujących. Czasy się zmieniają, ale lewicowe cele są zawsze aktualne. Co ważne, w naszym przypadku to nie populizm, tylko rzeczywiste szukanie nowych rozwiązań oraz podejmowanie działań. Te ostatnie nie zawsze są widoczne, szczególnie z poziomu ogólnopolskich telewizji. Wiele inicjatyw Unii Pracy ma charakter lokalny, ich celem jest rozwiązanie konkretnego problemu konkretnych ludzi. W innych partiach częste jest grzebanie innym w życiorysach, po to by zabłysnąć. Zamiast komuś pomóc, wolą one dokopać swoim przeciwnikom. U nas tego nie ma – jesteśmy partią rozwagi i działania na rzecz społeczeństwa. Mimo pozostawania w opozycji pozaparlamentarnej czujemy się odpowiedzialni za przyszłość Polski i za los jej mieszkańców, zwłaszcza tych, którzy wsparcia najbardziej potrzebują. Naszym członkom nie można zarzucić, że działają w Unii Pracy dla osobistych korzyści. Wśród aktywnych działaczy partii są m.in. nauczyciele, pracownicy ochrony zdrowia i spółdzielcy. – Jest też sporo samorządowców czy przedsiębiorców, praktycznie cały przekrój społeczeństwa. Łączą nas nie podobne zawody, ale to, że wszyscy chcemy i potrafimy działać dla dobra innych, zgodnie z hasłem „po pierwsze człowiek”, które od zawsze przyświeca naszej organizacji. Jako członek władz regionalnych i centralnych ma pan wpływ na kierunki jej działania. – Obecnie jestem przewodniczącym Krajowej Komisji Rewizyjnej, a wcześniej byłem członkiem Rady Krajowej; jestem również wiceprzewodniczącym zarządu wojewódzkiego we Wrocławiu. Te stanowiska rzeczywiście pozwalają mi mieć pewien wpływ na to, co się dzieje w Unii Pracy. Jako przewodniczący Komisji Rewizyjnej mogę uczestniczyć z głosem doradczym w posiedzeniach wszystkich ciał statutowych, często przedstawiam również swoją wizję funkcjonowania partii na scenie ogólnopolskiej. Jednak zdecydowanie lepiej czuję się na arenie lokalnej – na poziomie gminy, powiatu, nawet osiedla. Zawsze twierdziłem, że praca w samorządzie to służba społeczeństwu, co jest zbieżne z programem Unii Pracy. Państwo z poziomu Warszawy niekoniecznie dostrzega problemy i potrzeby „tych na dole”. A co jest najważniejsze dla społeczeństwa? Kogokolwiek i gdziekolwiek byśmy zapytali, każdy chciałby przede wszystkim być zdrowy i bogaty (śmiech). Dlatego szczególnie dużo uwagi poświęcam opiece zdrowotnej, pracy i pomocy społecznej oraz ochronie środowiska, bo związane z nią problemy dotykają nas coraz bardziej. Jak w praktyce może wyglądać lewicowa polityka lokalna? – Jestem radnym powiatu od 2002 r. i przekonałem się, że na tym szczeblu można wiele zrobić zwłaszcza w sferze ochrony zdrowia i pomocy społecznej. Przykładem działania, które przyniosło wymierne efekty, jest program profilaktyczny raka gruczołu krokowego, realizowany w naszym powiecie od 2010 r. Udało się przebadać już kilka tysięcy mężczyzn powyżej 50. roku życia, a kilkudziesięciu z nich rozpoczęło leczenie. Może dzięki temu projektowi udało nam się uratować ich życie. Jestem dumny, że byłem jego inicjatorem. Równie cenna jest pomoc dla tych, którzy nie w pełni odnaleźli się w nowej rzeczywistości, jak również dla innych grup potrzebujących, np. osób niepełnosprawnych. Mam na myśli wsparcie instytucjonalne, ale nie tylko. Czasami wystarczy inicjatywa jednego człowieka, a inni natychmiast się znajdują. Kilka lat temu









