Raz do roku szymborski Klub Kawalerów ogłasza, kto się w kim kocha – Dobry wieczór szanowne obywatelki i obywatele! I wy, mieszkańcy Szymborza. Obchodzimy dziś po raz 171. przywołówki – starokujawski obyczaj odziedziczony po naszych przodkach. Proszę was, byście nas wysłuchali i nie przeszkadzali. A każda z panienek niech sobie przypomni, czy przypadkiem na krytykę nie zasłużyła – grzmi z drewnianej ambony Michał Gawroński, lat 27, prezes miejscowego Klubu Kawalerów. Wokół tłum miejscowych. Szczekają psy, hałasują dzieci, chichoczą podlotki. W wiosenny wieczór pierwszego dnia wielkanocnych świąt można tu się spotkać ze znajomymi, posmakować wielkanocnych wypieków, wojskowego żurku, a przede wszystkim posłuchać, kto we wsi w kim się kocha. Orkiestra Inowrocławskich Kopalń Soli pod przywództwem 80-letniego Zbigniewa Raczkowskiego przygrywa skoczne melodie, wtórują jej Radojewiczanki. „Jedzie, jedzie kochaneczek, wiezie, wiezie mi wianeczek”, płynie nad domami, ogrodami, kościółkiem i nad miejscowym stawkiem, nazywanym tu jeziurkiem. Pierwszą przywołówkę zaczyna sam prezes, wywołując wykupioną przez siebie pannę: – U panaaa Kłosaa jest jednaa ładnaa panienkaa, a na imię jej Anusiaaa! Trzeba na nią buteleczkę wody dla jej ochłody, trzy ręczniki haftowane i wyszywane. Niech śpi spokojnie i wcale się nie boi, bo za nią Michał Gawroński stoi – woła, a po nim wywoływanie kontynuują inni kawalerowie z sześcioosobowego komitetu: – U pani Gertzcowej jest jednaa, ale ładnaa panienkaa, na imię jej Martusia. Trzeba na nią wazon wody dla jej ochłody. Niech śpi spokojnie i wcale się nie boi, bo za nią Płatkowski Jakub stoi. – U panaa Kucharskiego jest jednaa ładnaa panienka, na imię jej Kamilkaa! Trzeba na nią baryłkę wody dla jej ochłody. Niech śpi spokojnie i niczego się nie boi, bo za nią Kłos Daniel stoi – rozlega się już któryś raz z mównicy. Najwięcej jednak emocji wzbudza tzw. krytyka kawalerów, którzy nie wykupili żadnych wybranek. Krytykę pisze komitet w Wielką Sobotę wieczorem, po zamknięciu księgi wpisów. Aby dopiec niepokornym i przywołać ich do porządku, tak aby drewniana ambona nad wodą kojarzyła się spostponowanym raczej z szubienicą. Na 40 tegorocznych przywołówek krytyk jest 11. Widownia już od pierwszych słów wywołującego potrafi określić, na co się zanosi. – Teraz niech pani uważa, na tę panienkę trzeba aż studnię wody, znaczy, że będzie krytyka – szepce mi do ucha Zbigniew Piotrowski z Inowrocławia, który całe życie marzył, aby być w Klubie Kawalerów, ale ze względu na jedną krótszą nogę nigdy tam nie wstąpił, bo źle prezentowałby się podczas pochodu. Zgodnie z jego zapowiedzią, słyszymy z ambony, że partner dziewczyny to „chłopisko nieszczęśliwe, co tak się przejął swoją łysiną, że browary pod sklepem ino ciąga. Zaś w Przyjezierzu samochodem ojca bohatera zgrywał i przez ten alkohol limuzynę rozbomblował”… – Komitet śmierdzącym spirytusem przekupić chciałem i cały się orzygałem. Chłopaki wnet wykapowali i krótki kawałek mi uszykowali. Zamiast mózgu mam trzy małe pieski i nazywam się Grzechu Straszewski – leci pod adresem następnego. – Na Białoruś do roboty się dostałem, a o komitecie zapomniałem. Dziewuchy mnie nie poważają, bo za pokrakę mają. Mam ryj jak garbaty struś i nazywam się Piotruś K. – dostaje się kolejnemu, co o tradycji zapomniał. Chłopakowi Milenki też się obrywa, bo „przyszła teściowa do szkoły go posłała, gdyż za prostaka uważała. Na dodatek boli go ta jego głupio główka, bo na wesele nie pasuje mu gotówka”. Jeszcze inny słyszy, że „ze swoją starą papugą rzadko się spotyka, gdyż inne panienki na boku bzyka”. Przywołówki trwają aż po zmierzch. Na zakończenie znów zabiera głos prezes, zapowiadając poniedziałkowy dyngus: – Ostrzegamy was panienki – krzyczy – abyście się nie kryły w szafach, stodołach, piwnicach i na strychach, a w spokoju drzwi otwierały i czekały na pokropienie wodą komitecką. A która z panienek nie zastosuje się do naszych przepisów, to będzie wykąpana w beczce kurzu, a na dodatek będzie wciągnięta do czarnej księgi na rok przyszły. Po czym złazi z ambony i wydając na całe gardło komendy: „Baczność!, Spocznij! Za mną marsz!”, defiluje ze swoimi kompanami i orkiestrą do szuby (baraku). Trata ta-ta, trata ta – rżnie orkiestra w czarnych górniczych mundurach, wiatr rozwiewa czerwone
Tagi:
Helena Leman









