Puk, puk. Czy tu off?

Puk, puk. Czy tu off?

Od teatru alternatywnego do repertuarowego coraz bliżej Coraz łatwiej się pomylić, grupy offowe grają tzw. klasyczny repertuar albo sztuki bez mała dobrze skrojone, teatry repertuarowe ukrywają swoją tożsamość i próbują zach-off-ywać się jak offy. O co tu chodzi? Najkrócej mówiąc – o przetrwanie. Kalkulacja jest taka: teatr dramatyczny umarł (tylko referuję tok myślenia, ale nie podzielam) i trzeba gwałtownie szukać sposobów, aby widza przytrzymać, odzyskać i pozyskać. Zwłaszcza młodego. Stąd zwrot do rozmaitego pochodzenia przedrzeźniania i wyolbrzymiania. Postmodernizm już nie wystarcza, teraz pora na neosurrealizm, camp, neoekspresjonizm, teatr faktu, etnoteatr. Stąd poszukiwania na obrzeżach, próba zagarniania przez teatr sposobów i technik należących do innych sztuk (film, wideo, internet). Słowem nowości – by nie powiedzieć nowinek – potrząsać kwiatem! Oto droga, którą należy podążać. Nie samym spektaklem teatr żyje Jak iść, którędy i po co, od trzech lat próbuje odpowiedzieć praski przegląd Hajdpark w Teatrze Wytwórnia, jedna z kilkudziesięciu takich manifestacji, jakie odbywają się jak Polska długa i szeroka. Mowa o off-offach, bo offy „instytucjonalne”, uznane i międzynarodowo oklaskiwane, wyróżniane, doceniane, dawno albo bardzo już dawno weszły do pierwszej ligi teatralnej. Dość wymienić ich nazwy: Ośrodek Praktyk Teatralnych Gardzienice, Teatr Pieśń Kozła, Teatr Węgajty. Teatr Ósmego Dnia, Scena Plastyczna KUL, Komuna Otwock, Provisorium, Wierszalin czy Suka Off, by wspomnieć najsławniejsze (wszystkie znalazły miejsce w książeczce Tadeusza Karnasia „Between Anthropology and Politics”, wydanej w roku ubiegłym staraniem Instytutu Teatralnego). Off-offy są w innej sytuacji: jeszcze na dorobku i na ogół czekają na uznanie. Droga przez Hajdpark wydaje się niezłym wyborem, bo tu założeniem jest poszukiwanie. To, czym Hajdpark najbardziej zaskakuje, to wyjście poza teatr w dosłownym znaczeniu, oprócz spektakli czy paraspektakli można było podczas przeglądu obejrzeć pokazy slajdów, wystawę fotograficzno-fotoplastikonową, a także posłuchać oryginalnego koncertu. Najbardziej zachwyciła wystawa fotogramów Pawła Świątka „Still night”, tzw. fotografii stereoskopowej. To zdjęcia starej Pragi i tej poprzemysłowej, i podwórkowej, i parkowej, pokazane w prowizorycznym „fotoplastikonie”. Za pomocą lornetek zabawek, w których umieszczono zdjęcia, można było podziwiać te kompozycje oddające urodę Pragi. Nawet zawołani lewobrzeżni warszawiacy po tej wystawie doceniali piękno Pragi. Sprawy, które bolą To dobrze, że Hajdpark zadbał o kontekst, że nie uciekł od miejsca, gdzie osiadł, o czym zresztą zapomnieć nie sposób, wchodząc na stare podwórko i w mury pamiętające czasy przemysłowe, hale, które zmieniły swoje przeznaczenie. Fotogramy uczuliły również na specyficzną urodę tego spracowanego miejsca. No dobrze, a off-off-teatr? Czy opowiedział, jak się żyje, marzy, myśli w tym miejscu tu i teraz? W niewielkim stopniu, choć potwierdził ideę Hajdparku, którą wyjawił Marcin Zawada, koordynator przeglądu: „Nie boimy się żadnego tematu”. Wprawdzie nie widziałem wszystkich spektakli Hajdparku (ominąłem „Historie” i „Jakie. Śmierć i księżniczka” według Elfriede Jelinek), to wśród sześciu obejrzanych jeden z całą pewnością chwytał rzeczywistość za rękę – to „Nic co ludzkie” sceny InVitro z Lublina. Był to zresztą przebój festiwalu (obok „Jakie”), spektakl oblegany, z nadkompletem, już wcześniej ze sławą przedstawienia gorącego… „Nic co ludzkie” mówi o bolących sprawach polsko-żydowsko-niemieckich (z Rosjanami w tle), o narośli antysemityzmu, i mówi to w czasie, kiedy „Strach” Tomasza Grossa wywołał takie poruszenie. Jego autorzy jednak chcieli chyba zbyt wiele zmieścić w jednym przedstawieniu. Mógł powstać jedynie szkic – tę szkicowość widać najbardziej w pierwszej części (w reż. Pawła Passiniego), w której opowiadana jest historia dziewczyny z show biznesu (Grażyna Rogowska), odkrywającej, że jest Żydówką. Rzecz zbudowana z krótkich scenek, jak w reportażu filmowym, oddaje grząski klimat antysemickich podtekstów. Passini niczego tu nie odkrywa, ale o „tym” mówi, a o „tym” nie tylko w teatrze mówi się niechętnie. Część druga (w reż. Piotra Ratajczaka) to relacje świadków zbrodni (pogromu kieleckiego, w Jedwabnem), zaczerpnięte z książki Grossa – aktorzy siadają wśród widzów, czasem wychodzą na scenę, a kamera śledzi widzów i aktorów, rejestrując reakcje publiczności. Teksty są mocne, wstrząsające, ale aktorzy ulegają pokusie grania i osłabiają ich autentyzm. Część trzecia (w reż. Łukasza Witt-Michałowskiego) to relacja więźniarki Auschwitz, tuż po wyzwoleniu oddającej hitlerowską

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 38/2008

Kategorie: Kultura