Erdogan wygrał wybory, ale ma inny problem. Tureckie społeczeństwo jest głęboko podzielone Korespondencja z Berlina Do udziału w referendum uprawnionych było ok. 55 mln obywateli w Turcji i prawie 3 mln Turków mieszkających za granicą, w tym aż 1,4 mln w samych Niemczech. Od ich decyzji zależało w dużym stopniu, czy do konstytucji zostaną wprowadzone poprawki zmieniające ustrój państwa z parlamentarnego na prezydencki, o który ubiega się prezydent Erdogan. Na uwagę zasługują i frekwencja (80%), i reakcje po referendum dowodzące, że duch demokracji nad Bosforem nadal jest silny. Tureccy wyborcy nie poparli prezydenta tak jednoznacznie, jak wcześniej zapowiadały to szumnie jego media. Zwolennicy zmiany ustrojowej wygrali tylko niewielką większością (51,4%). Erdogan wygrał więc wybory, ale ma inny problem. Tureckie społeczeństwo jest głęboko podzielone. Prezydent wprawdzie szybko ogłosił „historyczne zwycięstwo”, ale po referendum w wielu miejscach codziennie odbywają się protesty, których organizatorzy piętnują nadużycia komisji wyborczej. Opozycja twierdzi, że dopuściła ona nieoznakowane karty i głosy, które luzem wrzucono do urn. W Ankarze, Stambule i Izmirze większość głosowała przeciwko zmianom konstytucyjnym. „Ten wynik daje szansę skonsolidowania obozu opozycyjnego, który w wyborach w 2019 r. zmiecie Erdogana ze sceny politycznej”, cieszy się Eren Erdem, poseł opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), w wywiadzie dla niemieckiego „Bilda”. W Berlinie, największym „tureckim” mieście za granicą, zwyciężył tymczasem Erdogan. Dlaczego? Nieznaczna przewaga Narzuca się pytanie, czy tak nieznaczna przewaga upoważnia go do zmiany ustroju wbrew opinii milionów rodaków. Chociaż zapowiedział, że zatwierdzone przez referendum zmiany będą wprowadzane stopniowo, właściwie już teraz cieszy się pełnią władzy. Po nieudanym puczu został wprowadzony stan wyjątkowy, który kilka dni temu znów przedłużono, co pozwala głowie państwa rządzić za pomocą dekretów. Połączenie funkcji premiera i prezydenta jednak znacznie poszerzy kompetencje Erdogana. Oprócz rozwiązywania parlamentu, mianowania i odwoływania ministrów będzie miał prawo wyboru 12 z 15 sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Całą władzę zagarnąłby po wyborach jesienią 2019 r., kiedy mógłby zjednoczyć wszystkie istotne stanowiska, łącznie z funkcją szefa zwycięskiej partii AKP, z której musiał zrezygnować w chwili objęcia urzędu w 2014 r. Formalnie zresztą funkcja premiera zostałaby zniesiona. Jeszcze w przeddzień referendum Erdogan apelował do Turków na całym świecie o jak najliczniejszy udział, aby „suweren” pokazał Zachodowi, „co o nim myśli”. Wtedy głównie wymieniał zalety przyszłego ustroju. Obserwatorzy ostrzegają jednak przed dalszym ograniczeniem demokracji, praw człowieka i wolności słowa. I wspominają o karze śmierci, o której przywróceniu prezydent po referendum mówi coraz głośniej. Powodów do zmartwień jest wiele. Po puczu 130 tys. urzędników państwowych zostało wyrzuconych z posad, 46 tys. „spiskowców” zatrzymanych. – Erdogan będzie teraz sukcesywnie wprowadzał dyktaturę. Po puczu w 1980 r. odczułem na własnej skórze, co to znaczy. Nie mam ochoty na powtórkę z tej lekcji – tłumaczy Müjdat Gezen, 73-letni scenarzysta i satyryk, który siedział wtedy w więzieniu. W przypadku wygranej w 2019 r. Erdogan miałby większą władzę niż swego czasu Atatürk, sławetny twórca Republiki Turcji. Tyle że droga do zwycięstwa będzie długa i wyboista. Przedreferendalna walka nie była wyrównana. Z jednej strony, wszechwładny „sułtan”, dysponujący potężnymi środkami przekazu, z drugiej – niejednolita opozycja, której najistotniejsi gracze siedzą za kratami. Fakt, że Erdogan mimo to musiał się obawiać klęski, jest znamienny. Większe miasta stały się areną zmagań opozycji z monopolem władzy AKP. Działacze inicjatywy HAYIR! (NIE!) miesiącami rozdawali ulotki i organizowali spotkania w kawiarniach i piwnicach. Wprawdzie redakcje są zamykane, ale powstał drugi obieg, szczególnie w trudnym do okiełznania internecie. Służby Erdogana zakłócały tymczasem wiece opozycji. Ta zaś zarzuca AKP korupcję i zbrodnie wojenne wobec Kurdów. Prezydent tego rodzaju zarzuty zbywa epitetami, takimi jak agenci, terroryści i puczyści. Dziel i rządź Nie zapominajmy jednak o drugiej części społeczeństwa, która gorliwie wspiera prezydenta, traktując go niczym mesjasza. W jej oczach pozostaje on pobożnym, skromnym człowiekiem, wiecznym młodzieńcem sprzedającym na stambulskich ulicach pieczywo, aby utrzymać rodzinę. – Erdogan jest jedynym socjaldemokratą w Turcji – uważa Ozan Ceyhun, niemiecki polityk tureckiego pochodzenia, którego ojciec był










