Turcy wybrali sułtana

Turcy wybrali sułtana

Erdoğan na każdym kroku pokazuje, że nie zamienił się w polityka elit, ale wciąż  jest człowiekiem z ludu Recep Tayyip Erdoğan zwyciężył w wyborach prezydenckich już w pierwszej turze. Jak to możliwe, że oskarżany o autorytarne tendencje premier cieszy się tak dużym poparciem społeczeństwa? I co jego zwycięstwo oznacza dla Turcji? 10 sierpnia był dla Turcji dniem historycznym. Nie tylko dlatego, że naród po raz pierwszy wybierał prezydenta (do tej pory decyzja należała do parlamentu). Turcy w istocie odpowiedzieli na pytanie, czy chcą „nowej Turcji”, której nastanie zapowiadał faworyt wyborów, premier Erdoğan. Określeniem tym posługiwał się, by zarysować wizję niekończącego się pasma sukcesów, jakie jego silna, aktywna prezydentura zagwarantuje Turcji. Większość komentatorów uważa jednak, że pod rządami Erdoğana kraj czeka nie tyle świetlana przyszłość, co odwrót od demokracji i dalsze dystansowanie się od Zachodu. Mimo to Erdoğana poparło aż 52% obywateli. Dlaczego aż tylu Turków opowiedziało się za politykiem oskarżanym o tendencje autorytarne? I co czeka Turcję wraz z jego prezydenturą? Kiedy w niedzielę wieczorem, tuż po ogłoszeniu wyników, Erdoğan pojawił się na balkonie siedziby swojej partii w Ankarze, wiwatom jego zwolenników nie było końca. On sam promieniał dumą. Gdy wyprostowany, z uśmiechem przemawiał do zebranego tłumu, nikt nie miał wątpliwości, że tak wygląda człowiek, który spełnił właśnie jedno ze swoich największych marzeń. Erdoğan od dawna postrzegał urząd głowy państwa jako ukoronowanie swojej kariery. Zwycięstwo przyszło w symbolicznym dla niego czasie. W tym roku mija 20 lat, odkąd postawił pierwszy krok na politycznej ścieżce, która zawiodła go na sam szczyt – w 1994 r. objął stanowisko burmistrza Stambułu. Uzyskana w czasie piastowania tego urzędu popularność pozwoliła mu zdobyć fotel premiera, który nieprzerwanie zajmuje od 2003 r. I najchętniej zasiadałby w nim dalej, ale na przeszkodzie stoi statut jego rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), jasno stwierdzający, że jej deputowani nie mogą sprawować swoich funkcji dłużej niż trzy kadencje. A obecna, dobiegająca końca, kadencja jest właśnie trzecią. Przez najbliższe pięć lat Erdoğan będzie więc dzierżył stery władzy jako prezydent. Później skorzysta zapewne z prawa ubiegania się o reelekcję. Coraz mniej wolności, coraz więcej obaw Zwycięstwo Erdoğana wzbudziło wiele obaw zarówno w kraju, jak i za granicą. Pod jego rządami Turcja w zastraszającym tempie oddala się od Europy i standardów państwa prawa. UE, OBWE, USA i organizacje pozarządowe, jak Amnesty International i Reporterzy bez Granic prześcigają się w wyrażaniu zaniepokojenia wydarzeniami w Turcji. Erdoğan niemal zupełnie zlikwidował wolność słowa – najbardziej krytycznych wobec siebie dziennikarzy pozamykał w więzieniach, a pozostałym wydaje instrukcje przez telefon. Wziął też na celownik internet – w lutym AKP przeforsowała ustawę, która umożliwia rządzącym blokowanie stron internetowych bez decyzji sądu oraz nakazuje dostawcom internetu archiwizować przez dwa lata dane użytkowników (w tym historię wyszukiwań i odwiedzanych stron) i udostępniać je władzom na ich życzenie. Erdoğan wypowiedział też wojnę mediom społecznościowym, wprowadzając w marcu blokadę Twittera i YouTube’a (została ona zniesiona decyzją Trybunału Konstytucyjnego). Podjął też wiele działań mających na celu podporządkowanie sobie wymiaru sprawiedliwości. Agencję wywiadu (MIT) wyposażył w ogromne kompetencje, a z policji uczynił prywatną armię do tłumienia protestów obywateli – nawet zgromadzenia liczące kilkanaście osób rozpędzane są przy pomocy gazu łzawiącego, armatek wodnych i gumowych kul. Długa lista zarzutów Erdoğan posiadł przy tym nieprawdopodobną umiejętność wychodzenia bez szwanku nawet z najpoważniejszych politycznych opresji. A tych ostatnio było sporo. W czerwcu zeszłego roku musiał zmierzyć się z milionowymi protestami, które swoim zasięgiem objęły cały kraj. Iskrą zapalną była pokojowa okupacja parku Gezi w centrum Stambułu, usiłująca zapobiec budowie w jego miejscu centrum handlowego. Premier nasłał na protestujących policję, która rozpędziła ich, stosując przemoc i używając gazu łzawiącego. Oburzeni Turcy wyszli wtedy na ulice miast całego kraju, a ich demonstracje przerodziły się w marsze sprzeciwu wobec autorytaryzmu premiera. Erdoğan brutalnie tłumił je przez dwa tygodnie. W połowie grudnia wybuchła gigantyczna afera korupcyjna – kilku deputowanym AKP oraz synom trzech ministrów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2014, 34/2014

Kategorie: Świat