Jacek Żakowski, publicysta „Polityki” Jest to objaw populizacji naszego centrum politycznego, które skapitulowało. Przestraszyło się populizmu i populistów, więc zamiast bronić demokratycznej polityki, rzuca się do wyścigu o to, kto będzie popularniejszy. Ta moda dotyczy zarówno Platformy Obywatelskiej, jak i PiS, a media podgrzewają ten wyścig sporą porcją emocji. Nie ma już granicy, którą dyktowałby rozsądek. Populistyczne hasełka wciąż bardzo dobrze się sprzedają. Adam Jarubas, marszałek województwa świętokrzyskiego Wrześniowe referendum to odprysk kampanii wyborczej prezydenta Bronisława Komorowskiego. Pan prezydent wykonał gest w stronę wyborców Pawła Kukiza, dla którego głównym hasłem były jednomandatowe okręgi wyborcze. Dla prezydenta to zagranie okazało się nieskuteczne, a my zostaliśmy z referendum, które będzie nas – wszystkich obywateli – kosztować 100 mln zł. Te pieniądze naprawdę można sensowniej wydać. Zwłaszcza jeśli okaże się, że wyniki referendum ze względu na zbyt niską frekwencję nie będą wiążące. A jest takie poważne zagrożenie. Patrząc na to, co się obecnie dzieje, odnoszę wrażenie, że referendum ogólnonarodowe staje się niczym więcej, jak tylko elementem międzypartyjnej rozgrywki między PO i PiS. I to już jest naprawdę niepokojące. Sebastian Wierzbicki, przewodniczący warszawskiego SLD Istnieją środowiska, które szansę na sukces widzą w tym, aby o wszystko pytać obywateli. Sądzą, że takie narzędzie podejmowania decyzji sprawi, iż kraj stanie się lepszy. Prezydent Komorowski zrobił ogromny błąd, próbując przypodobać się wyborcom, a przy okazji zepsuł mechanizm referendum. Po to wybieramy posłów i senatorów, by mieć przedstawicieli we władzy ustawodawczej. Gdybyśmy mieli wszystkie sprawy rozstrzygać w referendum, parlament byłby niepotrzebny. A teraz jeszcze pojawiają się kolejne pytania, które upewniają, że referendum zostało potraktowane jako element kampanii wyborczej. Ale po wyborach temat referendum szybko zniknie. Dr hab. Joanna Dzwończyk, politolog, Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie To jest dowód naiwności. Dotychczasowe referenda były najczęściej nieudane pod względem frekwencji, a obywatele nie zawsze wiedzieli, o co chodzi pytającym. Wciąż działa mit, że po głosowaniu wszystko zmieni się na lepsze, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tymczasem samo referendum nie ma mocy sprawczej, potrzebne są ustawy, a procesy legislacyjne mają długą drogę. dr hab. Tadeusz Kononiuk, politolog, Uniwersytet Warszawski U nas moda na referenda ma inne podłoże niż w utrwalonych demokracjach. Ewidentnie wpisuje się w kampanię wyborczą. Jedynym uzasadnieniem byłoby skoncentrowanie się na najważniejszych sprawach kraju, tymczasem sposób ogłoszenia oraz zakres problemów i pytań, na które mają odpowiedzieć obywatele, jest chaotyczny. Not. BT Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









