Czy do demokracji narody muszą dorosnąć?

Czy do demokracji narody muszą dorosnąć?

Czy do demokracji narody muszą dorosnąć?

Dr Anna Materska-Sosnowska,
politolożka, UW
Nie nazwałabym tego dorastaniem do demokracji, tylko uczeniem się jej. Kraje, w których funkcjonuje ona dość dobrze, to te, w których miała możliwość się zakorzenić. Potrzebny jest czas na edukację społeczeństwa oraz wykształcenie świadomości, że demokracja jest wartością. Przypadki odejścia od niej, z czym mieliśmy do czynienia zwłaszcza w okresie międzywojennym, moim zdaniem wynikały właśnie z jej płytkiego zakorzenienia, co pociągało za sobą nieumiejętność docenienia jej wartości. My, Polacy, mamy niewielkie doświadczenia z demokracją, dlatego jesteśmy podatni na jej kwestionowanie. Jeżeli zderzy się to z trendami światowymi, turbulencje będą niestety bardzo dotkliwe.

Bogdan Białek,
psycholog, redaktor naczelny „Charakterów”
Społeczeństwa czy narody do niczego nie dorastają, bo nie przechodzą takich faz rozwoju jak człowiek. Natomiast bez wątpienia można mówić o poziomie dojrzałości elit i ich gotowości do wzięcia odpowiedzialności za demokrację. To przede wszystkim elity – polityczne, ale także samorządowe czy pozarządowe – kształtują demokrację, czynią ją sprawną albo niesprawną, kruchą albo mocną, taką, która nikogo nie wyklucza, albo częściową. Mówienie, że społeczeństwa dojrzewają do demokracji, jest bardzo niebezpieczne. Gdy diagnozujemy jakiś stan społeczny jako niedojrzałość, pojawia się pokusa wprowadzenia pożądanego ładu, czyli po prostu zaniechania lub ograniczenia demokracji, tej niedoskonałej, ale jedynej możliwej formy samoorganizacji społeczeństwa.

Dr Rafał Matyja,
WSIiZ Rzeszów, „Nowa Konfederacja”
Nie ma dojrzałych narodów. Gdybyśmy w 1910 r. wśród wybitnych umysłów przeprowadzili ankietę na temat dojrzałości do demokracji, Niemcy wygraliby zapewne z nieposiadającymi własnego państwa Czechami. A to, co zrobili w 1933 r., oddając władzę Hitlerowi, mówi, że dojrzałość jest złym tropem. Oczywiście demokracja może napotykać bariery rozwoju w postaci analfabetyzmu lub ostrych podziałów plemiennych czy religijnych. Także pierwsze wybory po okresie rządów autorytarnych to dla wielu społeczeństw moment zdobywania doświadczeń, nietrafnego lokowania zaufania – jak w 1990 r. w Tymińskim – które zostanie skorygowane za drugim czy trzecim razem. Ale nie ma reguły, która sprawia, że za piątym czy 18. razem wyborcy nie popełnią błędu, który skończy się katastrofą.

Dr Bohdan Skrzypczak,
historyk, Stowarzyszenie Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej CAL
Właściwsze byłoby stwierdzenie, że narody i społeczeństwa muszą demokrację po prostu praktykować. A żeby to robiły, muszą widzieć w niej sens, a nie jedynie pusty rytuał. Przykładowo chodzenie na wybory tylko dlatego, że one są, to za mało. One muszą dawać poczucie, że za ich pośrednictwem możemy coś zmienić. Jeżeli go nie ma, to raczej demokracja musi dorosnąć, a nie społeczeństwo. Naród powinien dorastać poprzez praktykę przede wszystkim do rozumienia i doceniania wspólnego dobra. Zresztą nie tylko on, ale także np. organizacje pozarządowe, bo wspólne dobro to u nas dzisiaj rzecz szczególnie deficytowa.

Wydanie: 07/2017, 2017

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy