W MSZ sprawa uważana jest za przesądzoną. Minister Witold Waszczykowski będzie szefem resortu do lipcowego szczytu NATO, a potem uprzejmie mu się podziękuje za mało efektywną pracę. Pytania są dwa. Co dostanie na otarcie łez? No i kto będzie jego następcą? Waszczykowski okazał się kiepskim szefem MSZ z punktu widzenia interesów PiS. Mniejsza o to, że wmanewrował rząd w Komisję Wenecką. To akurat uszło mu na sucho. Wiadomo było, że jeśli nie zrobi tego rząd, to wniosek zgłosi opozycja. Ale zawalił i inne ważne dla PiS sprawy. Przede wszystkim nie zatrzymał Komisji Europejskiej. Skarżył się potem mediom, że Komisja w sprawie Polski przedstawiła jednostronne stanowisko. Ha! Miał przecież wiele okazji, by prezentować swój punkt widzenia. I co? I klapa. Czyli był nieudolny. Po drugie, prawie zepsuł lipcowy szczyt NATO. A to dlatego, że prezydent Obama przyleci do Warszawy i powie głośno, że jest zaniepokojony stanem demokracji w Polsce. Dla PiS będzie to policzek. A dla Waszczykowskiego – wyrok. Klapą skończyła się również taktyka powtarzania, że Ameryka jest w sprawach Polski źle poinformowana. To się okazało strzałem w stopę, bo de facto był to taki komunikat: ambasador USA w Warszawie nic nie rozumie, jego ambasada źle pracuje, Departament Stanu też jest do niczego, podobnie jak zespół analityków Białego Domu, no i sam prezydent… Po trzecie, Waszczykowski zawiódł, bo nie potrafił zbudować wymarzonej przez Kaczyńskiego konstrukcji, czyli Międzymorza. Ba! Nie zbudował nawet Grupy Wyszehradzkiej, w której każdy gra na siebie. I w której Polska znalazła się na poślednim miejscu. Więc czas się pożegnać. Oczywiście po szczycie NATO, żeby nie komplikować sytuacji, choć i tak wszyscy goście będą wiedzieli, że ściskają dłoń zdechłej ryby. A po szczycie? Czeka na ministra miejsce w europarlamencie, mandat po Januszu Wojciechowskim, który został powołany do unijnej Izby Obrachunkowej. Co prawda Waszczykowski zapierał się, że do europarlamentu się nie wybiera, ale sygnały są czytelne – 6 czerwca marszałek Kuchciński wysłał do niego pismo w sprawie wolnego miejsca i czeka na jego odpowiedź (powinna przyjść po tygodniu). Zwłoka jest jednoznaczna – minister przeciąga sprawę. Gdyby nie chciał jechać, już dawno eurodeputowaną byłaby kolejna na liście Urszula Krupa. Ale on to miejsce trzyma. I może je przetrzymać do września – bo nowego europosła trzeba zgłosić do dwóch miesięcy po odejściu Wojciechowskiego, czyli w lipcu. A agenda sesji lipcowej Parlamentu Europejskiego jest już zamknięta. Potem zaś są wakacje i następna sesja we wrześniu. Są jeszcze inne miejsca, w których minister może zostać ulokowany. Wraca z Waszyngtonu ambasador Schnepf – więc z pompą można zainstalować tam Waszczykowskiego. Jako reprezentanta PiS na najważniejszej placówce. W MSZ mówią, że minister chętnie by tam pojechał, jego niepokój budzi jedynie fakt, że nie wie, kto zajmie ministerialny fotel w alei Szucha … Nie wie więc, czy będzie ambasadorem hołubionym, czy czołganym… Waszczykowski może też wybrać dyplomatyczne sanatorium – czyli Kanadę, albo coś wręcz przeciwnego – czyli Moskwę. Wszystko, byle nie MSZ. Ten rozdział jest już dla niego zamknięty. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Tagi:
Attaché









