Minister nauki powołuje się na poparcie środowisk akademickich, ale traktuje je bardzo wybiórczo – Nie godzimy się na to, żeby o humanistyce mówiono bez humanistów i żeby w naszym imieniu wypowiadali się przedstawiciele lobbystycznych instytucji, które właściwie dbają tylko o własne interesy – mówią organizatorzy Nadzwyczajnego Kongresu Humanistyki Polskiej, zwołanego 26 stycznia w akcie sprzeciwu wobec ogłoszonych właśnie rozporządzeń do słynnej Konstytucji dla Nauki. Wygląda bowiem na to, że minister Jarosław Gowin, powołując się na akceptację środowisk naukowych, traktuje je bardzo wybiórczo. Uczestnicy, pod groźbą akcji protestacyjnej, domagają się zmian w przepisach. „Rozporządzenia MNiSW do ustawy »Prawo o szkolnictwie wyższym« zagrażają podstawom badań w naukach humanistycznych i społecznych, zagrażają autonomii nauki oraz jej interdyscyplinarnemu rozwojowi. Uderzenie w nauki badające polską historię, naszą nowoczesność, jej komplikacje i uwarunkowania jest ciosem w podstawy demokratycznej debaty publicznej”, czytamy w podsumowaniu kongresu, w którym wzięło udział ponad 200 przedstawicieli nauk humanistycznych. – Postanowiliśmy zorganizować kongres, bo bardzo wiele zapisów znajdujących się w rozporządzeniach do ustawy 2.0 budzi nasze zaniepokojenie. A komitety nauk humanistycznych PAN są jedyną oficjalną reprezentacją nauk humanistycznych, wybieraną w powszechnych wyborach przez samodzielnych pracowników naukowych. Tylko jeden z 13 komitetów PAN nie wyraził poparcia dla naszych postulatów – tłumaczy prof. Krzysztof Mikulski, historyk z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i prezes Polskiego Towarzystwa Historycznego, które było współorganizatorem wydarzenia. Inicjatorzy kongresu wskazują nie tylko to, że ministerstwo nie skonsultowało z nimi przeprowadzanych zmian, ale również fakt, że zignorowało wynegocjowane z poprzednim rządem ustalenia. – Przez wiele lat negocjacji udało nam się wywalczyć przynajmniej drobne kompromisy. Po uchwaleniu ustawy 2.0 właściwie wszystkie te ustalenia poszły precz. Ci sami ludzie, którzy wtedy z nami negocjowali i zawierali te kompromisy, teraz je obalają. Jesteśmy w punkcie wyjścia – mówi prof. Mikulski. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że „współpraca ze środowiskiem akademickim” jest jednym ze sztandarowych haseł reformy. „Konstytucja dla Nauki to reforma inna niż wszystkie. Impuls do jej przeprowadzenia wyszedł z samego środowiska akademickiego. W prace nad ustawą włączyła się wielotysięczna społeczność”, chwali się na rządowej stronie Jarosław Gowin, który przy każdej okazji przypomina też, że jego ustawę popierają władze większości uczelni. Pozostaje pytanie, czy błogosławieństwo rektorów wystarczy, by mówić o „poparciu środowiska akademickiego”. Bo skoro poparcie dla reformy Gowina jest tak szerokie, to skąd te protesty? Wątpliwa legitymacja Punktem wyjścia do prac nad reformą ministra Gowina był Narodowy Kongres Nauki, który – jak dowiadujemy się z rządowej strony – miał być „największym i najważniejszym przedsięwzięciem w polskiej nauce od lat 1989-1990”. To NKN miał zagwarantować planowanym zmianom legitymację środowiska w postaci „szerokich konsultacji”. Pierwszym etapem miał być zorganizowany w 2016 r. konkurs na opracowanie założeń nowej ustawy. Kolejnym – dziewięć konferencji programowych, podczas których dyskutowano by nad kształtem planowanych zmian. Rzecz w tym, że organizatorzy NKN najprawdopodobniej uwzględnili w konsultacjach jedynie te opinie, które odpowiadały ich poglądom. – Na opracowanie założeń ustawy ministerstwo przeznaczyło 1 mln zł. Okazały się one naiwne, trywialne i ogólnikowe. Na którymś spotkaniu stwierdziłem, że sam napisałbym je lepiej i za darmo. Nie wywołało to żadnej debaty – zwraca uwagę prof. Jan Woleński, wybitny filozof i prawnik z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Wypowiadałem się potem kilkakrotnie na oficjalnej stronie internetowej, gdzie można było zgłaszać uwagi do założeń. Nie dostałem żadnej odpowiedzi. Jak twierdzi prof. Woleński, teoretycznie można było zgłaszać swoje propozycje na Narodowy Kongres Nauki. Problem w tym, że na możliwości zgłaszania się kończyło. – Napisałem do ówczesnego wiceministra Aleksandra Bobki, żeby zgłosić gotowość zorganizowania i poprowadzenia jednego z paneli. Nie dostałem odpowiedzi, a przewodniczący Rady NKN prof. Górniak powiedział mi potem, że nie dostał mojej wiadomości. Ci, którzy brali udział w rzeczywistych pracach kongresu, byli w zasadzie wyznaczani albo sugerowani przez samego Gowina lub jego współpracowników – opowiada. – Nie przypominam sobie, żeby w sprawie reformy ktoś mnie o cokolwiek pytał – mówi z kolei Monika Kostera, profesor nauk ekonomicznych i humanistycznych z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Uniwersytetu Linneusza w Szwecji. – Jeżeli jakieś konsultacje miały miejsce,









