Kiedy reporter zostaje pisarzem

Kiedy reporter zostaje pisarzem

fot. Materialy prasowe

To w Angoli rodzi się Ryszard Kapuściński, jakiego znamy – reportażysta tłumaczący świat Damian Nenow – reżyser filmowy, twórca animacji, autor filmu „Jeszcze dzień życia” zrealizowanego na podstawie reportażu Ryszarda Kapuścińskiego Animacja to dosyć trudna i niewdzięczna konwencja. Powstaje długo w porównaniu z innymi gatunkami kinowymi. Ogląda się ją jak dokumenty czy fabuły, ale rzadko docenia detale. Dlaczego zdecydowałeś się na ten rodzaj sztuki filmowej? – Wbrew obiegowej opinii to bardzo wdzięczny gatunek! Przede wszystkim to czysta kreacja, co daje poczucie wolności. Jak żaden inny gatunek animacja niesie niemal nieograniczone możliwości ekspresji. Może być realistyczna, abstrakcyjna, może być stylizowana albo udawać inne media. Słowem, może być wszystkim. Animację możesz tworzyć tradycyjnymi technikami, takimi jak sypanie soli, malowanie, wydrapywanie negatywu, albo za pomocą komputera i programów graficznych, ale w każdym momencie tworzysz coś zupełnie nowego i własnego. Bardzo często praca nad długometrażową animacją pochłania więcej czasu niż film aktorski. „Jeszcze dzień życia” powstawał osiem lat. Co było największym wyzwaniem? – Sztuka wymaga czasu. Większość międzynarodowych koprodukcji – a „Jeszcze dzień życia” jest właśnie koprodukcją – powstaje tak długo. Największym wyzwaniem było zaprojektowanie całej historii, stworzenie opowieści, która pasowałaby do koncepcji mojej i Raúla de la Fuente (drugi reżyser – przyp. red.). Chcieliśmy znaleźć równowagę między naszymi surrealistycznymi wizjami a opowieścią o człowieku z krwi i kości, jakim był Ryszard Kapuściński. To okazało się najważniejsze i najtrudniejsze. Sama realizacja trwała jednak krótko jak na animację, jakieś dwa i pół roku. „Jeszcze dzień życia” nie jest najbardziej znanym reportażem Kapuścińskiego. Dlaczego postanowiliście zająć się tą książką? – Przede wszystkim to najbardziej osobista książka Ryszarda Kapuścińskiego. Jest świadectwem pewnej transformacji bohatera. Reporter zostaje pisarzem. Poza tym ta opowieść aż się prosi o sfilmowanie, jest pełna poetyckich, malowniczych obrazów i ma niemal akademicką strukturę filmową – budowanie napięcia, nagłe zwroty i zawieszenie akcji. W filmie chcieliśmy pokazać przemianę. Gwiazda reportażu jedzie do Angoli, którą rozrywa wojna domowa. W tym jądrze ciemności jest świadkiem ogromnego okrucieństwa, mierzy się z dylematami zawodowymi i osobistymi. Właśnie w Angoli rodzi się Ryszard Kapuściński, jakiego znamy – reportażysta tłumaczący świat. Lakoniczne depesze, które wysyła do kraju jako korespondent Polskiej Agencji Prasowej, nie pozwalają oddać wojennej rzeczywistości. – Kapuściński dotarł do ściany. Widział exodus Portugalczyków, którzy przez wieki rządzili Angolą i stanowili o tożsamości tych ziem, a mógł napisać tylko: Portugalczycy wyjeżdżają. W tamtych czasach (wojna w Angoli wybuchła w 1975 r. – przyp. red.) posługiwano się teleksami, dziennikarz musiał stać kilka godzin w kolejce do jedynego urządzenia w mieście, aby nadać jedno czy dwa zdania. Każde słowo kosztowało majątek, ale lapidarność nie pozwalała zrozumieć konfliktu. Kapuściński zajął się reportażem, ponieważ chciał pisać o żywych ludziach, których dotykają demony wojny. Dla autora „Cesarza” ważniejszy był punkt widzenia zwykłych ludzi, tych najbardziej poszkodowanych, cywilów, sierot, wdów i dzieci. Stał po stronie najsłabszych, pokazywał ich życie w kraju ogarniętym wojną. Z drugiej strony był jednym z dwóch dziennikarzy obecnych w Angoli, którzy wiedzieli o inwazji kubańskich i południowoafrykańskich wojsk. Od jego słów mogły zależeć losy wojny. – Proszę pamiętać, że to były inne czasy. Można było być albo po jednej, albo po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Kapuściński miał socjalistyczny paszport, więc znalazł się po konkretnej stronie konfliktu. Gdyby nie był z Polski, nie spotkałby nigdy legendarnego komendanta Farrusca. Nie jest to żadna wiedza tajemna ani sensacja. Już sama obecność obserwatora zmienia bieg wydarzeń. Informacje w głowie każdego reportera wojennego są groźniejsze od broni. To potworne brzemię przypisane do tej profesji. Po części właśnie ta sytuacja i towarzyszące jej dylematy zmieniły Kapuścińskiego. Wrócił pisarz, już nie reporter. Pamięć o Kapuścińskim w Angoli i w innych krajach Afryki pozostaje żywa. Dla samego dziennikarza Afryka była kontynentem nadziei. – Wojna w Angoli trwała z przerwami niemal 30 lat. Angolczycy zniszczyli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 30/2018

Kategorie: Kultura