Teraz polski problem polega nie tyle na bezrobotnych jako takich, ile na tym, że istnieje duża grupa osób, które nie są już w stanie podjąć się jakiejkolwiek pracy Z prof. Hieronimem Kubiakiem, socjologiem rozmawia Robert Walenciak – W jakim stanie jest polskie społeczeństwo? Ono kipi czy zajmuje się raczej swoimi sprawami? Czy jesteśmy na etapie wielkiej zmiany? – To zależy, z jakiego punktu widzenia będzie pan patrzył. Jeżeli przyjąć, że stan społeczeństwa określa tylko tzw. transformacja, czyli przejście od realnego socjalizmu do realnego kapitalizmu, to w sensie instytucjonalnym i normatywnym prawie wszystko już się stało. Jeżeli natomiast pyta pan, czy wszyscy, którzy łączyli z tym przejściem nadzieje, przede wszystkim załogi wielkich zakładów przemysłowych, otrzymali to, czego oczekiwali – to odpowiedź na tak sformułowane pytanie jest zdecydowanie trudniejsza. – Tych załóg przecież już nie ma. – Poza przemysłem węglowym chyba rzeczywiście już nie ma. Nie ma załóg, ale zostali ludzie. Najczęściej już w smudze cienia, niemający szans, aby poradzić sobie z nową rzeczywistością, a zwłaszcza dzisiejszym rynkiem pracy i usług. Teraz polski problem polega nie tyle na bezrobotnych jako takich, ile na tym, że istnieje duża grupa osób, które są w ogóle niezatrudnialne. Przy ich kwalifikacjach i stanie ducha (a często także zdrowia) nie są już w stanie podjąć jakiejkolwiek pracy. I to jest potężny problem, bo dotyczy, moim zdaniem, 10-15% społeczeństwa. Istnienie tak dużej grupy niezatrudnialnych przekłada się także na zachowania polityczne. Bo czego ci ludzie poszukują przede wszystkim? Sposobu na przetrwanie, a nie wielkiej zmiany czy tym bardziej rozbudowanych wizji przyszłości. Dla nich źródłem wartości i wzorów organizacji życia społecznego jest przede wszystkim przeszłość. – A reszta? – Zdecydowanie inaczej zachowują się młodzi. To, co w Polsce się stało, jest dla nich kolosalną szansą cywilizacyjną. Nawet jeśli w tej chwili pewna grupa młodych ludzi, nawet absolwentów dobrych szkół wyższych, ciągle nie ma pracy, to jednak ma szansę wędrowania po Europie, sprzedawania swoich umiejętności w innych krajach UE, uzupełniania wykształcenia, podglądania, jak inni – i dlaczego – radzą sobie z rzeczywistością gwałtownie zmieniającej się cywilizacji. Społeczeństwo, do którego wchodzą, nazywane jest – nie bez powodu – społeczeństwem wiedzy. To taka postać życia zbiorowego, w której wszystkie istotne różnice, w tym usytuowanie w strukturze społecznej, są zdeterminowane przez rodzaj posiadanych informacji, umiejętność ich wykorzystania i indywidualne motywacje. Zatem dla młodych Polaków nie czas przeszły, lecz przyszłość jest czymś naturalnym. W niej zawiera się przecież ich własna szansa. – A inne grupy? – Sądzę, że w szczególnie złożonej sytuacji znalazły się teraz te roczniki, których młodość i prawie całe życie zawodowe przebiegało w warunkach, jakie zaistniały po 1945 r. Na Jałtę i Poczdam nie mieli żadnego wpływu, a jednak to z podjętych tam decyzji powstała rzeczywistość, z którą przyszło się im zmierzyć. Szczególna wersja polskiej transformacyjnej „poprawności politycznej” pozbawiła bardzo wielu z nich biografii. Stali się ludźmi bez cienia. To, co wcześniej robili przez kilka dekad, często w najlepszej wierze, nagle przestało mieć znaczenie, a nawet, poprzez system tzw. teczek o nieznanej (lub jeszcze gorzej: manipulowanej) zawartości, może generować zagrożenie. Ogromna część tej generacji nie może już pracować. Żyją z emerytur, które są takie, jakie są. Ich postrzeganie świata warunkowane jest teraz przez dwa fakty. Z jednej strony świadomość, że się straciło swoją przeszłość. A z drugiej, że nie ma się pieniędzy na to, co jest realnie do nabycia. Oni nie wchodzą do sklepu. Oni kupują na zasadzie window-shopping, przez wystawę. Oglądanie zastępuje nabywanie. Jak to wszystko się do siebie doda, to powstaje szczególna całość przekładająca się także na zachowania polityczne. KORUPCJA DYSKURSU POLITYCZNEGO – Jak się przekłada? – Jeśli się nie ma przesłanek potrzebnych do racjonalnej analizy rzeczywistości hic et nunc – bo nie ma koniecznych informacji, a kierunek zmian staje się nieprzewidywalny – to wtedy, powiem to jeszcze raz, chce się przede wszystkim utrzymać to, co już się miało. Żeby w warunkach niepewności trwanie było możliwe. Wtedy również nie słucha się polityków. Nie słucha, bo już się wie, iż dyskurs polityczny
Tagi:
Robert Walenciak