Rewolucja we Francji

Rewolucja we Francji

Les gilets jaunes sur les Champs Elys?es. Manifestation gilets jaunes sur les Champs Elysees. 232711 2018-11-24 Paris France _sans_perso

Paryż płonie, ponieważ w imię interesu powszechnego odrzucił egoizm sytych i zadowolonych i wybrał solidarność ze słabszymi Gdy w maju 2017 r. polskie i światowe media zachwycały się tryskającym energią młodości, urzekającym inteligencją i nieskażonym przez patologiczny system partyjny nowym prezydentem V Republiki Francuskiej, 39-letnim Emmanuelem Macronem, PRZEGLĄD należał do nielicznych tytułów, które nie podzielały tych zachwytów. Napisaliśmy wtedy, że Macron nie jest żadną nadzieją na inną, lepszą Francję (i Europę), lecz produktem marketingowym – polityczną wydmuszką. W samej Francji tylko wybitni intelektualiści nie dali się nabrać na podrobiony towar. Podczas gdy media podkreślały wyjątkowe zdolności intelektualne Macrona, politolog i socjolog Emmanuel Todd nazwał macronizm „zbiorową halucynacją klasy średniej”, a filozof i historyk idei Alain de Benoist opisał prezydenturę Macrona jako „produkt tych, którzy nie myślą”. Już sam sposób, w jaki narzucono społeczeństwu nowego lidera – w drodze pałacowych kombinacji i nachalnej promocji medialnej – nie tylko nie wróżył mu dobrej przyszłości, ale był drwiną z demokracji i ośmieszał Francję, która swoją historią intelektualną zasłużyła sobie na opinię kraju rozumu politycznego, idei i praw. Upadek systemu partyjnego Ostatnie ćwierćwiecze to okres całkowitej dekompozycji francuskiej kultury politycznej, której zewnętrznym przejawem była parada coraz gorszych figur na najwyższym urzędzie republiki. Poczynając od Chiraca, przez Sarkozy’ego i Hollande’a, a na Macronie kończąc, wyłania się obraz równi pochyłej. Ten ostatni ma szansę stać się pierwszym prezydentem zdjętym z urzędu przez lud. Opisując w sposób najbardziej zrozumiały ten rozpadający się bezosobowy „system”, trzeba wskazać dwie jego cechy. Po pierwsze, obumieranie i rozkład tradycyjnej struktury politycznej opartej na partiach z podziałem na lewicę i prawicę. Owszem, kandydatów na urzędy nadal wystawiają jakieś partie, ale nie są to już te same byty polityczne, co kiedyś. Poza tym, by się wyróżnić, trzeba werbalnie odcinać się od partii, podawać za kandydata spoza systemu, układu, establishmentu lub – w ostateczności – ogłosić się kandydatem nowej, odnowionej czy nowoczesnej partii; trzeba udawać kogoś innego, niż się jest. Trzeba też posługiwać się słowami pozbawionymi znaczenia i językiem wypranym z idei. Nowy, nowoczesny to słowa klucze marketingu politycznego. Neoliberalny „socjalista” Benoît Hamon frakcję odszczepieńców z Partii Socjalistycznej, którzy poszli za nim, nazwał „nową partią socjalistyczną”. Macron też założył nową partię, jakby nie był emanacją żadnej koterii. Jego partię powołano do życia ad hoc, tak jak w biznesie do specjalnych przedsięwzięć tworzy się spółkę celową. Powstała znikąd, jako odpowiedź na potrzebę chwili. Oczywiście nie znaczy to, że Macron był znikąd lub że nikt za nim nie stał. Stały za nim poważne siły, stali konkretni wpływowi ludzie, choć nie musieli przynależeć do żadnej znanej partii. Na pewno nie byli z powołanej na potrzeby wyborów parlamentarnych partii Macrona, ale najważniejsze było to, że Macron – bez względu na barwy jego legitymacji – był z ich „partii”, a dokładniej z francuskiej sekcji międzynarodowej oligarchii interesów globalizmu. Oligarchia ta przepoczwarzyła się w ukrytą quasi-partię i uczestniczy w wyborach, wyznaczając ludzi do objęcia urzędów i mandatów, ale sama w nich nie występuje, nie pokazuje się na konferencjach prasowych, nie ujawnia swoich władz, członków, pieniędzy i sztandarów ani nie poddaje się kontroli ze strony państwowych komisji wyborczych czy obserwatorów międzynarodowych nadzorujących poprawność elekcji. Tym sposobem kapitał finansowy przejął władzę nad procesem politycznym. Agonia związków zawodowych Po drugie, zabrakło we współczes­nej Francji tej siły, która po II wojnie światowej odgrywała jedną z najważniejszych ról w życiu społeczno-ekonomicznym i politycznym kraju – związków zawodowych. Struktury związkowe zaczęto rozbijać we Francji zaraz po wojnie, ale proces nabrał rozpędu i przyniósł wyniki dopiero w latach dominacji neoliberalizmu. Związki zwalczano wszelkimi metodami, od prywatyzacji i reprywatyzacji, poprzez likwidację miejsc pracy w przemyśle, po stopniową eliminację prawa pracy, nie wyłączając metody przetestowanej jeszcze w początkach kapitalizmu w carskiej Rosji, zwanej tam (od nazwiska jej twórcy) zubatowszczyną, a w Europie socjalizmem policyjnym. Za sprawą trwającej ponad ćwierć wieku wojny państwa ze związkami autentyczne organizacje pracownicze istnieją we Francji tylko w formie szczątkowej, ze zdziesiątkowanym członkostwem, biedną infrastrukturą organizacyjną i uprawnieniami ograniczonymi przez neoliberalny reżim prawny. Przestały być – tak samo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 50/2018

Kategorie: Świat