Przemiany w rodzinach rodzą chaos, do którego trzeba będzie dostosować nowe rozwiązania prawne Więcej niż jedna piąta dzieci w Polsce rodzi się poza związkiem małżeńskim. Czy to oznacza, że czas przedefiniować nasze myślenie o rodzinie? – Rodzina przechodzi dziś przez ogromne zmiany cywilizacyjne. Tradycyjny model podlega różnym naciskom. Ekonomicznym – poszukiwanie pracy w miejscu odległym od miejsca zamieszkania zmusza do migracji i sprawia, że więzi rodzinne się rozluźniają, obyczajowym – pojawiają się nowe, bardziej liberalne wzorce, często podsuwane przez media. Coraz większe znaczenie ma dla nas wygoda życia, co wpływa na dzietność rodzin. Ta statystyka dotycząca urodzeń pozamałżeńskich zawsze zresztą była zróżnicowana na terenie kraju. Tradycyjnie najmniej nieślubnych dzieci rodzi się w dawnym województwie tarnowskim. Najwięcej – na pograniczu z Niemcami, czyli na obszarach popegeerowskich, gdzie mieliśmy ludność napływową, rozerwane zostały związki ze środowiskiem lokalnym, nowe rodziny zakładano w warunkach mniejszej kontroli społecznej, charakterystycznej dla małych środowisk. Teraz to zjawisko faktycznie nasiliło się w skali kraju. Łączy się to z większym liberalizmem w zachowaniach seksualnych, co można zaobserwować nawet w szkołach. Wraz z wejściem religii do szkół nie nastąpiły przemiany, które wskazywałyby na to, że Kościół wpływa na wybieranie tradycyjnego modelu zachowań. Przeciwnie, ciąże u nastolatek są dziś liczniejsze niż dawniej, a obyczaje seksualne rozluźniają się już u gimnazjalistów. Rośnie też grupa osób dorosłych, które świadomie decydują się na dziecko bez ślubu. – Zmieniają się wzorce rodziny, częściowo pod wpływem obserwacji, własnych przeżyć i doświadczeń. Jest grupa kobiet – ale ona zawsze była, już Chopin miał bliską znajomość z kobietą prowadzącą życie wyzwolone – które wybierają taki model partnerstwa. Nieraz przejściowo i być może za kilka lat zdecydują się wrócić do modelu tradycyjnego. Musimy nauczyć się mówić o tym w nowy sposób, dziś często operujemy kategoriami wartościującymi, nieprzystającymi do zmian, jakie nastąpiły w naszej obyczajowości. Bez stygmatu Mówi pan o decyzjach kobiet, ale coraz częściej to pary chcą być razem, jednak samo małżeństwo jest mniej istotne. – To nie jest wynalazek wyłącznie dzisiejszych czasów. Dawniej mieliśmy z tym do czynienia choćby na dworach królewskich, wśród elit, dla których śluby były tylko formalnością, a faktyczne związki rozgrywały się nieformalnie. Wtedy jednak dotyczyło to mniejszości, dziś – dużej części młodszego pokolenia. Funkcjonujące dotąd normy budowały pełen ład prawny, małżeństwo oznaczało wiele obowiązków wpisanych w różnego rodzaju dokumenty: kodeks cywilny czy rodzinny i opiekuńczy. Życie w sformalizowanym związku dawało gotowe zasady postępowania. Dziś mamy większą dowolność, co rodzi pewien chaos, do którego trzeba będzie dostosowywać nowe rozwiązania. Już teraz widzimy przemiany w języku, którego używa się do określania nowych zjawisk. Słowo konkubinat brzmi nieco pejoratywnie, więc zastępujemy je związkiem partnerskim. Podobnie nie używa się już określenia bękart, które jest nie tylko pejoratywne, lecz także anachroniczne. Przeglądałem kiedyś międzywojenne życiorysy, w jednym z nich mężczyzna pisał: „Moja matka urodziła mnie panienką”. Teraz nikt o to nie pyta. – Nie tylko nie używa się słowa bękart, ale zwykle nie zaznacza się nigdzie tego, że dziecko jest nieślubne, bo po prostu nie jest to potrzebne. Poszukuje się określeń, które nie wartościują, nie wykluczają. Oczywiście sytuacja w dużych miastach jest prostsza niż w małych miejscowościach, gdzie częściej można się spotkać z potępieniem i ze stygmatyzacją. Obowiązek Kiedy w nieformalnym związku pojawia się dziecko, obowiązki wobec niego są takie same jak w przypadku małżeństwa. – W zasadzie są, ale i tak większość z nich spada na kobietę. Każde dziecko w pierwszym okresie życia bardziej potrzebuje matki, autorytet ojca budowany jest stopniowo. I może się okazać, że jeśli przez pierwsze lata był on odsuwany od kontaktu z dzieckiem, był nieobecny, jego autorytet w ogóle nie został zbudowany i nie ma dla niego miejsca. Ale z takim samym zjawiskiem mamy do czynienia w małżeństwie. – To prawda. Tylko że związek nieformalny pozwala na większą wygodę, daje w takim momencie każdej ze stron większą łatwość powiedzenia: „Zmęczyłem się, dziękuję, do widzenia”. Formalne rozwiązanie małżeństwa jest bardziej skomplikowane, do tego pojawia się
Tagi:
Agata Grabau









