Rosyjska Odyseja Kosmiczna 2014

Rosyjska Odyseja Kosmiczna 2014

Politycy i uczeni chcą wysłać kosmonautów na Księżyc i Marsa Rosja chce prześcignąć Amerykę. Może już nie w wyścigu zbrojeń, nie w liczbie produkowanych lodówek i telewizorów, jak to zapowiadał Nikita Chruszczow, ale w podboju kosmosu. I choć większość ekspertów uznaje, że to wyłącznie propaganda, społeczeństwo zdaje się wierzyć, że pierwszym człowiekiem na Marsie może być Rosjanin. Imperium kontratakuje Prawdziwą burzę w mediach wywołała wypowiedź zastępcy szefa Rosyjskiej Agencji Kosmicznej, Nikołaja Moisiejewa. Ogłosił on, że do końca roku będzie gotowy Narodowy Program Podboju Kosmosu. Zakłada on lot rosyjskiego statku załogowego na Księżyc i na Marsa. Według Moisiejewa, uczeni przedstawili już wiele propozycji, chociaż nie wiadomo, która z nich zostanie wybrana. Zapewnił on jednak, że w ciągu kilku lat Rosja jest w stanie przygotować bezzałogowy lot na Księżyc, którego powierzchnia będzie badana za pomocą urządzenia skonstruowanego na bazie słynnego Łunochodu. „Za dwa, trzy lata jesteśmy w stanie przygotować taką ekspedycję”, stwierdził Moisiejew. Jeszcze większym optymistą był jeden z dyrektorów korporacji Energia, Leonid Gorszkow – według niego pierwszy na świecie załogowy lot na Marsa może wystartować z kosmodromu Bajkonur już za 10 lat, w 2014 r. Co więcej, ma on kosztować jedynie 15 mld dol. „Nasi konstruktorzy opracowali już projekt statku kosmicznego, który mógłby dostarczyć ludzi na Czerwoną Planetę i zapewnić im bezpieczny powrót”, przekonywał Gorszkow. Sens wypowiedzi rosyjskich uczonych był jasny – „Możemy być szybsi i tańsi niż Amerykanie”. Kilka tygodni wcześniej Federalny Program Podboju Kosmosu ogłosił amerykański prezydent, George W. Bush. Tyle tylko, że według amerykańskiego projektu pierwszy człowiek na Marsie może wylądować „dopiero” w 2020 lub 2025 r., a lot kosztować ma 150 mld dol., czyli 10 razy drożej. Zarówno Moisiejew, jak i Gorszkow to ludzie znani w rosyjskiej kosmonautyce. Nic więc dziwnego, że ich zapowiedzi wywołały początkowo euforię. „Dlaczego nie mielibyśmy tego zrobić, mamy przecież swoją dumę, mamy przygotowanie i doświadczenie. Jesteśmy pionierami kosmosu”, przekonywał Siergiej Głaziew, przywódca patriotyczno-komunistycznego bloku Ojczyzna. W podobnym tonie wypowiadali się dziennikarze. Media pisały o zapowiadanym przełomie w światowej kosmonautyce, którego dokonają właśnie Rosjanie. Emocje ostudził dopiero szef rosyjskiej kosmonautyki, Jurij Koptiew: „To na pewno myślenie w dobrym kierunku, jednak o możliwościach jego realizacji nie jestem w stanie się wypowiadać ze względów finansowych”. Przez pieniądze do gwiazd „Trudno się dziwić, że zapowiedzi podboju kosmosu wzbudzają entuzjazm. Kosmos obok baletu był chyba jedyną dziedziną, z której Rosjanie byli i są dumni, i to bez względu na płeć, wykształcenie i przynależność polityczną”, powiedział „Przeglądowi” zajmujący się problematyką kosmosu komentator gazety „Izwiestia”, Siergiej Lieskow. Po latach dominacji Związku Radzieckiego dla wielu Rosjan dzisiaj jedynie obecność w kosmosie jest dowodem na mocarstwową pozycję ich kraju. Dlatego likwidowanie rosyjskiej i pierwszej na świecie orbitalnej stacji Mir poprzedzała wielomiesięczna dyskusja. A sama decyzja przez wielu była traktowana jako zdrada narodowa. „Pozbywamy się szacunku dla samych siebie, jak mają nas szanować inni?”, mówił były kosmonauta Musa Manarow. Nadzieja odżyła po katastrofie promu Discovery. Nawet szef rosyjskiej kosmonautyki, Jurij Koptiew, mówił, że to na Rosji spoczywa funkcjonowanie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, i gdyby nie rosyjska kosmonautyka, załoga międzynarodowej stacji musiałaby wracać na Ziemię. Jest to oczywiście prawda, do dzisiaj to rosyjskie Sojuzy i Protony wożą na MSK ludzi i zaopatrzenie. Prawdą jest jednak również, że robią to przynajmniej w dużej mierze za amerykańskie pieniądze. „Nie może też być mowy o powrocie do rosyjskiej dominacji w kosmosie z jednej prostej przyczyny – pieniędzy”, twierdzi Lieskow. Według oficjalnych danych Rosyjskiej Agencji Kosmicznej, jej budżet na 2004 r. wyniesie około 600 mln dol. Budżet NASA to 15,4 mld dol. Do tego dochodzą pieniądze na wojskowe cele agencji. Jak twierdzili w rozmowie z „Przeglądem” pracujący w RAK specjaliści, wcale nie jest to dużo większa suma. Wysłanie jednej załogowej rakiety Sojuz MTU kosztuje około 300 mln dol. Rosyjskie zobowiązania wobec MSK w 2004 r. można wycenić na 500 mln. W tym momencie łatwo uwierzyć w twierdzenia Jurija

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2004, 2004

Kategorie: Świat