Rozbroić gimnazjalną bombę – rozmowa z prof. Elżbietą Putkiewicz
Nagromadzenie dzieci na takim etapie rozwojowym to bomba z opóźnionym zapłonem Z prof. Elżbietą Putkiewicz rozmawia Agata Grabau 12 lat temu stworzenie gimnazjów wywołało bardzo ożywione dyskusje. – Pierwsze, szczegółowe pomiary dotyczące gimnazjum, przygotowane przez Instytut Spraw Publicznych, dały całkiem obiecujące wyniki. Zdarzały się wprawdzie błędy w podręcznikach, ale pod względem dydaktycznym było nieźle. W przededniu reformy badaliśmy też nauczycieli – gimnazjum było pewną niewiadomą także dla nich i choć twórcy reformy starali się ich włączyć, reforma strukturalna pozostała przede wszystkim decyzją biurokratyczną. Jednocześnie zmieniono całkowicie system oceniania. – Wprowadzono test na koniec szóstej klasy i gimnazjum, wreszcie maturę też w formie testu. Nie rozpatrywano bardzo ważnego zagadnienia – że taki zewnętrzny system oceniania wiąże się ze standaryzacją nauczania. Nie byliśmy przygotowani na to, że w takiej sytuacji najprostszym rozwiązaniem będzie uczyć pod te standardy, pod testy. I że nauczanie skoncentruje się w dużej mierze na rozwiązywaniu testów. Oczywiście standardy sprawiają, że nauczyciel czuje się pewniej, wie, do czego przygotowywać uczniów. Ale to nie wystarczy, szczególnie jeśli mamy świadomość, że rozwój kraju, świata zależy od rozumienia tego świata i bycia twórczym. Najważniejsza jest wiedza oparta na rozumieniu świata i swobodnej twórczości – to nie ma wiele wspólnego z uczeniem się rozwiązywania testów drukowanych przez gazety. Każdemu po równo Uczymy standardów, standardowo pomagamy… – Widać, jak odbywa się to choćby w Wielkiej Brytanii. Dzieci pisały nieortograficznie – wprowadzono zatem obowiązkową godzinę pisania ortograficznego we wszystkich szkołach Anglii i Walii. Wszędzie tym samym trybem, w ten sam sposób. To nie działa, a wręcz utrudnia edukację. Kiedy mierzymy wartość dodaną w gimnazjum, czyli sprawdzamy, z jaką wiedzą i jakimi umiejętnościami uczeń przychodzi do szkoły i z jakimi ją kończy, widać jasno, że są szkoły bardzo słabe, średnie i świetne. I każda wymaga innej pracy. A standardy mówią nam: pracujemy ze wszystkimi jednakowo. Jeśli w najlepszych szkołach stosujemy te same recepty co w średnich i najsłabszych, podcinamy skrzydła nauczycielom. A gimnazja w Polsce w ciągu tych 12 lat bardzo się zróżnicowały. Mamy wiele szkół elitarnych, które powstają zwłaszcza przy renomowanych liceach, ale także szkoły, w których jest wiele osób z różnymi problemami w uczeniu się. Są dzieci, dla których dwie godziny siedzenia na egzaminie gimnazjalnym to strata czasu… Gimnazjum miało wyrównać szanse i przedłużyć o rok nauczanie ogólne, zanim uczeń wybierze dalszą ścieżkę edukacji. To się nie udało. – Wyrównywanie szans to ogromny, bardzo skomplikowany problem, który wymaga wielkiej pracy. Rozwarstwienie edukacyjne widać szczególnie w chwili wyboru drogi po gimnazjum. Osoby o wyższym statusie społeczno-ekonomicznym idą do liceum, dzieci z rodzin o niższym statusie – do technikum. I okazuje się, że wiedza z zakresu języka ojczystego, matematyki czy przyrody w tej pierwszej grupie podnosi się znacznie szybciej. W technikum czy szkole zawodowej uczeń nie wykorzystuje wiadomości, które zdobył w gimnazjum. Wychowywać w molochu W gimnazjum obserwujemy też ogromne problemy wychowawcze. – Prof. Krzysztof Konarzewski powiedział kiedyś, że gimnazjum było rozwiązaniem z biedy. Próbowaliśmy tymi trzema latami szkoły tanio załatwić wszystkie cele reformy. To oczywiście nie mogło się udać i zaczęły się problemy, wynikające choćby ze zbyt dużej liczby uczniów w szkołach. Teraz jest nieco lepiej – dzięki niżowi demograficznemu i determinacji zarządzających udaje się zmniejszać liczbę klas w szkole i uczniów w klasie, ale wciąż zdarza się, że w szkołach jest osiem, a nawet 11 klas na jednym poziomie. Opanowanie uczniów w najtrudniejszym wychowawczo okresie rozwojowym w tak wielkiej szkole jest niemożliwe. Stąd biorą się nieszczęścia. Nasilenie agresji… – Nie tylko. O agresji wśród młodzieży mówi się najczęściej, ale badania pokazują znacznie więcej problemów. Kiedy nauczanie odbywa się w dużych grupach, a nauczyciele są nieprzygotowani do takiej pracy, zaczynają się rozmaite niedopatrzenia. Dzieci wcześnie rozpoczynają życie seksualne z wszelkimi tego konsekwencjami, wiele wplątuje się w narkotyki. Wokół niektórych szkół organizowane są swego rodzaju kordony bezpieczeństwa – dyrektorzy zabiegają o przedstawicieli straży miejskiej i policji, którzy odganiają dilerów, ale to nie wystarcza. Skoro w ogóle istnieje potrzeba organizowania takich









