Rozłączyć się z narodem

Rozłączyć się z narodem

W Polsce zbiorowość uznaje się za monolit. Cały naród jest posłuszny tym samym wartościom i tej samej tradycji. U Rotha społeczeństwo okazuje się miejscem konfliktu: jedni są na wozie, drudzy pod wozem Żyjemy w kraju, gdzie wszyscy wycierają sobie gęby Ojczyzną. Przed zalewem patriotyzmu nie ma się już gdzie schować. Potok patriotycznych frazesów płynie nieustannie z ust premiera, prezydenta, ministrów, urzędników, Episkopatu, nauczycieli, księży, lekarzy, dziennikarzy i Bóg wie kogo jeszcze. Billboardy straszą nas „patriotyzmem jutra”, SLD walczy o umieszczenie rewolucji 1905 r. w tradycji powstań narodowych i nawet gen. Jaruzelski lubi kończyć wspomnienia o stanie wojennym jakimś patriotycznym akcentem. Dlatego z poczuciem ulgi warto przeczytać książkę Gerharda Rotha „Podróż do wnętrza Wiednia”. Zamiast słuchać zacnego ględzenia o „dwóch patriotyzmach”, pora nauczyć się nie lubić Ojczyzny. Nie lubić, wręcz nienawidzić z całą świadomością i siłą. Jest za co i w nienawiści tej jest metoda, ale w Polsce wolimy na razie siedzieć cicho. Niemcy i Austriacy nie od dziś są mistrzami w niechęci do tego, co swojskie. Wystarczy wspomnieć Heinego, Marksa, Nietzschego, Henryka i Klausa Mannów albo Thomasa Bernharda, Petera Handkego i Elfriede Jelinek. Gerhard Roth idzie ich śladem. Pokazuje, dlaczego Ojczyzny nie można lubić i co z tą niechęcią zrobić. Trup w szafie „Podróż do wnętrza Wiednia” wydaje się na pierwszy rzut oka jeszcze jednym przewodnikiem po miejscach magicznych. Nic bardziej mylnego. Roth nie szuka miłych anegdot i osobliwości z pocztówek. Nie kocha mitów. Nie upaja się narodowym dziedzictwem, nie wielbi ani małej, ani dużej ojczyzny. Nie należy też do poszukiwaczy tożsamości, których spotykamy w Polsce na każdym kroku. Ze słodkich widoczków wydobywa zatarte, niemal niewidoczne szczegóły. Wyciąga na światło dzienne to, o czym jego rodacy chcieliby nie wiedzieć albo o czym woleliby jak najszybciej zapomnieć. Słowem, uprawia krytykę. Czym jest tytułowe „wnętrze Wiednia”? Rozdział „Drugie miasto” zaczyna się od charakterystycznego obrazu: „Wiedeński archeolog Pohanka, dokopawszy się pod kościołem minorytów szkieletu mężczyzny, leżącego na brzuchu, ze skrzyżowanymi stopami, z jedną ręką przygniecioną ciężarem ciała, drugą wykręconą na plecy, stanął wobec zagadki. Kazał sprowadzić trumnę i położył się w tej samej pozycji, w jakiej znajdował się szkielet. Wynik eksperymentu był jednoznaczny: mężczyzna został pochowany żywcem i usiłował grzbietem wypchnąć wieko trumny, co Pohanka określił jako „koszmar, który niezamierzenie ilustruje austriackie rozdarcie””. Książka Rotha mówi o tych, których się nie widzi, bo tak właśnie „toczy się światek”, bo tak urządzone zostało społeczeństwo. Ich życie i ból przestały się liczyć, ponieważ zrobiono z nich sprawę doskonale prywatną i tym samym wypchnięto ze świadomości społecznej. Poddano władzy tak skutecznie, że słychać już tylko głosy nadzorców. Wariaci, bezdomni, więźniowie, żołnierze, potworki z gabinetów osobliwości, zwierzęta, które zagryzają się w szczwalni – oto sekret Wiednia i jego wnętrze. Wszyscy oni zostali pochowani żywcem, bez większych szans na to, żeby wypchnąć grzbietem wieko trumny. Podziemia Wiednia nie dadzą się przerobić na smakowite tajemnice, malownicze choć straszne opowieści, których się dobrze słucha przy kominku. Nieświadomość Wiednia to jego wykluczeni. W Polsce inaczej rozumie się głębię – tu kochamy mity. Nasi intelektualiści wydobywają z piwnic zbiorowej nieświadomości to, o co najłatwiej na powierzchni: frazesy o tradycji i wartościach, które wymuszają bezmyślne posłuszeństwo wobec władzy i przyjętych reguł gry. Roth woli rzeczowo przyjrzeć się zapomnianym ofiarom owych reguł. „My”, czyli kto? W Polsce zbiorowość uznaje się za monolit. Cały naród jest posłuszny tym samym wartościom i tej samej tradycji. „Sławianie, my lubim sielanki”. U Rotha wygląda to inaczej. Społeczeństwo okazuje się miejscem konfliktu: jedni są na wozie, drudzy pod wozem. Życie społeczne ma jednak to do siebie, że nie zawsze wiadomo, gdzie dokładnie przebiega front walki. Nawet na samym dnie można spotkać takich, co nie tylko szanują reguły, które ich tam zepchnęły, ale żądają jeszcze, żeby respektowali je wszyscy inni. Dlatego celem ataku Rotha są nie tyle sami sprawujący władzę, co milcząco uznawany przez wszystkich porządek. Na jego ślady nietrudno natrafić: to zwyczaje, tradycje, duch miejsca, narodowe mity pomieszane z religią – słowem wszystko to,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2007, 2007

Kategorie: Opinie