To była droga przez mękę – mówią ludzie, którzy próbowali zakończyć nieudany związek „Rozwiedliśmy się po ludzku”, „aksamitnie”, „jak partnerzy”… Pani Ewa, dozorczyni dwóch bloków na Mokotowie, czyta w kolorowych gazetach, jak aktorzy seriali, przy których przysypia ze zmęczenia, rozwodzą się bez szarpania. – W pozwie piszą „niezgodność charakterów”, zabierają swoją szczoteczkę ze wspólnej łazienki, bo stać ich na drugie mieszkanie, i cześć – bo pani Ewa to nie gwiazda, tylko zwykła matka dziewięciorga dzieci. Nauczycielki, urzędniczki na poczcie, hydraulicy, ci wszyscy zdani na łaskę wysokich sądów rozwodzą się po polsku, nie stylowo. – Z prawnego punktu widzenia rozwody to proste sprawy – sędziego Marcina Łochowskiego, rzecznika Sądu Okręgowego Warszawa-Praga w Warszawie, dziwi pytanie, czy trudno się rozstać. – Stwierdza się trwały i zupełny rozkład małżeństwa, orzeka o opiece nad dziećmi, sposobie korzystania ze wspólnego mieszkania, alimentach. Dużo trudniejsze są sprawy o podział majątku, które toczą się zwykle osobno. Czasem trzeba rozliczać jakieś nakłady na nieruchomość poniesione w latach 60. albo dorobek składający się ze 150 rzeczy. Skoro takie proste, to dlaczego tak trudno, że w praktyce rozwody ciągną się latami? Mamy miesiąc, proszę pani Błądzę po labiryntach korytarzy gmachu sądu w alei Solidarności w Warszawie. Jest 2 lutego. W sali nr 140 na wokandzie sześć spraw na dziś, sala 386 – siedem, sala 244 – dziewięć… Razem kilkadziesiąt. W Warszawie na swoją kolejkę czeka się po kilka miesięcy. – Czy mogę z kimś porozmawiać? – kobiecina w filcowym berecie niepewnie wsadza głowę w drzwi. – Proszę na piśmie. – Niech pani będzie człowiekiem, to potrwa dwa tygodnie – prosi. – Nawet miesiąc. To oficjalny tryb na odpowiedź – urzędniczka cedzi z satysfakcją. W tym czasie do Kancelarii Prawniczej K.A&K tuż obok sądów puka kolejny klient. – Najgorsze są te przewlekłości – mówi Katarzyna Persanowska, współwłaścicielka kancelarii. – Ciągle wysyła się wnioski o nadanie terminu, pytania, co się dzieje w sprawie, po czym znów czeka się miesiąc na odpowiedź. Nie dopilnujesz podpisu, opłaty sądowej, czas upłynął, zwrot pozwu przychodzi oficjalnym trybem z wezwaniem do uzupełnienia i tak w kółko. Najgorsze przewlekłości są przy podziałach majątku, dlatego sędziowie wolą ludzi najpierw rozwieść, a potem podzielić małżeński dorobek. W Polsce obowiązuje wspólnota majątkowa: zwykle dzieli się to, co znalazło się we „wspólnym worku” z racji papierka z USC. Choć ludzie mają za sobą rozwód, to spory o majątek trwają nawet kilkanaście lat. Sala nr 141. Blondynka z widoczną ciążą wstaje z ławki, chodzi, znów siada. Mówiła Mirkowi, jak szedł na sprawę: „Urodzę i to się nie skończy”. Już dwa lata chodzą po sądach. Kolejne wnioski, odroczenia, urlop sędzi w grudniu, akurat w czasie, gdy robi się porządki przed świętami, dla nich to kolejne pięć miesięcy. – Chciał przerwać tę fikcję z żoną bez prania brudów, przecież nie mają majątku, syn skończył 25 lat. Niby banalna sprawa, myślałam, a w tym czasie sąd się zreformował, zmienił numerek i znów trzeba było dać czas, aby nowy skład sędziowski zapoznał się z aktami, choć dla nich to i tak tylko formalizm: w sierpniu jedna strona mówi swoje żale, druga, żeby odpowiedzieć, czeka do lutego, bo tak wyznaczono kolejną rozprawę. Zresztą można się spodziewać najgorszego, skoro po jednej stronie jest facet po czterdziestce z dwudziestolatką w ciąży, po drugiej zapłakana żona, która na tę okazję nie zrobiła makijażu, bo oficjalnie utrzymuje się z 300 zł alimentów od „męża”, co potwierdzają jej matka i siostry. W sądzie na świadka możesz powołać każdego, najbliższą rodzinę też, bo przysięga wszystko przyjmie. Sędzia, człowiek wykształcony, może operuje prawem, ale ławnicy, starsze osoby, zawsze będą po stronie tej, którą on opuszcza. Jak zechcą, mogą ciągnąć tę fikcję. Sądowi musi się CHCIEĆ W Stowarzyszeniu Damy Radę radzą jedna drugiej, co powiedzieć, czy malować się, uśmiechać. – A nie daj Boże, jak któraś powie Wysokiemu Sądowi, że musiała iść do psychiatry, a ten kazał brać relanium. Ma przerąbane, za przeproszeniem – jedna z kobiet mówi krwiście, żeby wyładować nerwy. Już przez to przeszła.
Tagi:
Edyta Gietka









